Fot. Ania Powałowska
Po pierwszym spektaklu „Pikantni” w Jastrzębiu – Zdroju miałam ogromną przyjemność rozmawiać ze znanym i lubianym aktorem, Panem Maurycym Popielem. Nie tylko o samej sztuce, ale również o sile mediów społecznościowych oraz najbardziej lubianych polskich serialach.
Spotykamy się w Jastrzębiu - Zdroju po pierwszym spektaklu "Pikantni". Jak wrażenia? Publiczność dopisała?
Było świetnie. Jesteśmy po wakacyjnej przerwie, więc dawno nie graliśmy. Nie mieliśmy próby, ale było to motywacją do czujnego reagowania na to, co działo się na scenie.
Według widzów wasz spektakl zalicza się do najlepszych sztuk teatralnych w Polsce. W czym w Pana odczuciu tkwi jego siła?
Największa siła spektaklu „Pikantni“ tkwi moim zdaniem w relacjach międzyludzkich, które są w nim przedstawiane. Zależało nam, by choć są dość ekstremalne, były w miarę prawdopodobne. Chyba się udało.
Wciela się Pan w rolę Christopha. Proszę opowiedzieć coś o swojej postaci. Co najbardziej Pana w nim zaskoczyło?
Cała jego postać jest dla mnie zaskakująca. (Śmiech.) Jest bardzo niedobrym człowiekiem. Postępuje w sposób, w który ja nigdy bym nie postąpił. Nie jest to bliska mi postać. Niemniej jednak, żeby zagrać Christopha, musiałem jakoś przyswoić wszystkie jego negatywne cechy.
Mówi się, że komedia jest najbardziej wymagającym gatunkiem do zagrania. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? W czym, Pana zdaniem, zawiera się ta trudność?
Każda praca jest trudna w pewnym aspekcie. Trudność w komedii polega na tym, że trzeba bardzo restrykcyjnie pilnować rytmu.
Ze spektaklem jeździ Pan po całej Polsce. Wyjazdy są również okazją do spotkań z fanami. Proszę zdradzić, jakie jest najczęstsze pytanie, które słyszy Pan od sympatyków?
Mam wrażenie, że wszyscy pytają mnie, jak nauczyłem się tyle tekstu (Śmiech.) My aktorzy już tak mamy, to podstawa naszej pracy.
Pewnie pojawia się również pytanie o Pana zdanie na temat portali społecznościowych. Na próżno szukać Pana profilu na Instagramie, czy aktywnego fanpage na Facebooku. Nie wierzy Pan w siłę internetu?
Nie chodzi o to, że nie wierzę w siłę internetu. Bardziej nie uważam się za osobę, która ma coś do powiedzenia całemu światu. Chyba że ze sceny, jako postać. (Śmiech.)
Porozmawiajmy o... serialach. Zacznijmy od "Korony królów", w której wcielał się Pan w Arunasa // Brata Szymona. Co spowodowało, że przyjął Pan tę rolę?
Ważne było dla mnie, że „Korona królów“ jest produkcją kostiumową. Miałem też okazję pojeździć konno i pomachać mieczem. Na co dzień nie mam takich możliwości, ale bardzo to lubię.
Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Pana koniecznością, by mógł Pan wiarygodnie wcielać się w swoją postać? Co było najtrudniejsze, a co sprawiało Panu najwięcej frajdy?
Najwięcej czasu poświęciłem na naukę jazdy konnej, którą musiałem opanować. Nie wiem, czy wyszło mi to tak, jak zakładaliśmy na początku, ale z tego, co wiem, produkcja serialu była zadowolona. Ta umiejętność zostanie mi na całe życie.
Uważa Pan, że seriale takie jak "Korona Królów" pełnią funkcję edukacyjną, mają szansę udowodnić, że historia może być ciekawa?
To zależy wyłącznie od tego, jak wierne pozostają historii. Akurat serial „Korona królów“ jest raczej nią tylko isnpirowany, a scenarzyści mają luźny stosunek do faktów historycznych, niemniej jednak dużo rzeczy jest tam prawdziwych.
Nie da się obojętnie przejść obok "M jak Miłość". Co według Pana jest fenomenem tego serialu?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale 18 lat jego sukcesów niewątpliwie świadczy o tym, że fenomenalny jest.
Szykują się nowe projekty z Pana udziałem? Gdzie będzie można Pana zobaczyć w najbliższym czasie poza serialami?
Zapraszam do Teatru Bagatela w Krakowie, gdzie występuję regularnie. Tam zawsze można mnie spotkać.
Materiał dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz