środa, 30 października 2019

Robert Złotkowski: "We wszystkim najważniejsza jest równowaga"

Robert Złotkowski: "We wszystkim najważniejsza jest równowaga"


























fot. Małgorzata Wielicka

Z Robertem Złotkowskim miałam przyjemność rozmawiać w Warszawie. O sporcie, projekcie Złotkowscy Dla Zdrowia, profilaktyce, zdrowym trybie życia i aktywizacji całych rodzin do aktywnego spędzania wspólnego czasu. 

Sprawia Pan wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do świata i ludzi. Co daje Panu w życiu najwięcej siły? Rodzina i sport?

Dokładnie tak, i rodzina i sport. (Śmiech.) Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że jestem z natury radosnym człowiekiem. Dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna. Ze wszystkich sytuacji życiowych – tych lepszych i tych gorszych – staram się wyciągać wnioski na przyszłość.  W moim życiu różnie się działo, więc z doświadczenia wiem, że cokolwiek by się nie wydarzyło, to nie można się poddawać, trzeba znaleźć w sobie siłę do działania i motywację. Tylko pozytywne nastawienie do świata i ludzi pozwala wyjść z opresji, które czasami się pojawiają na naszej drodze. 

Czy dobry, intensywny trening jest dla Pana gwarancją udanego dnia? 

Oczywiście! Jestem sportowcem, więc staram się w miarę możliwości intensywnie trenować, ale dopiero trening z moimi podopiecznymi, daje mi największą satysfakcję! Dlaczego? Ponieważ mi ufają i chętnie przyjmują moje wskazówki. Cieszę się jak ojciec z ich sukcesów w ringu czy oktagonie, bo przecież dzięki mojej wiedzy poniekąd je osiągają, a to z kolei i mnie - jako trenera - motywuje do działania i daje wewnętrzną satysfakcję. Od wielu osób słyszałem, że jestem stworzony do tego, żeby prowadzić zawodników i sam też czuję, że jako trener odnajduję się w tym najlepiej. Moje doświadczenia jako zawodnika, który z niejednego pieca jadł chleb, zdobył i Mistrzostwo Świata i kilkukrotnie Mistrzostwo Europy i Polski, są tu nie bez znaczenia.

Jest Pan osobą, która w swojej dyscyplinie zdobyła wszystko, a mimo to potrafi się Pan pochylić nad małymi rzeczami, z których nie ma Pan korzyści finansowych, często udziela się Pan charytatywnie, przygarnia bezdomne zwierzęta i potrafi cieszyć się z drobiazgów. Mam wrażenie, że tej umiejętności brakuje nam wszystkim w codzienności. Co zrobić, by to się zmieniło?

Cieszę się z drobiazgów, ponieważ to z nich składa się życie. Dopóki nie zaczniemy doceniać tego, co mamy, to będziemy sfrustrowani i notorycznie z niego niezadowoleni. To nie jest sportowe podejście! Sport to entuzjazm, endorfiny i dobra energia! Jeśli komuś tego brakuje, powinien zacząć go uprawiać, a nie tylko oglądać zmagania sportowców w ringu, czy na boisku. Sport oczyszcza głowę ze złych myśli, polecam! 

W Pana życiu ten sport w różnych postaciach obecny był od najmłodszych lat. Gdzieś tam po drodze było kolarstwo, ale też judo, czy zapasy. Ale kiedy tak naprawdę uświadomił Pan sobie, że to właśnie boks i kickboxing są dyscyplinami, którym chce Pan się w pełni poświęcić?

Tę miłość i swoje predyspozycje odkryłem już w zasadzie za tzw. „szczenięcych lat“ , kiedy graliśmy z kolegami w piłkę. Owszem,lubiłem to, ale - wszyscy koledzy grali klasycznie, a ja zadzierałem nogę do góry i tak właśnie ściągałem ją na ziemię. (Śmiech.) Już wtedy byłem dobrze rozciągnięty, a w kickboxingu jak wiadomo , ważne są te kopnięcia i praca nóg. To był też czas, kiedy do kin wchodził film "Wejście smoka" z Brucem Lee. Poza tym Marek Piotrowski zdobył mistrzostwo świata w kicboxingu, a ja od zawsze miałem duszę wojownika, więc chciałem próbować swoich sił w sportach indywidualnych, a nie grupowych.  Jak niemal każdy dorastający chłopak, chciałem się bić. (Śmiech.) 

Mówi się, że boks i kickboxing to dziedziny, w których co prawda najłatwiej pozbyć się negatywnych emocji, ale także najprościej nabawić się kontuzji. To prawda?

W każdym sporcie, w którym dochodzi do bliskiego kontaktu z przeciwnikiem, pojawia się ryzyko kontuzji, czy to w boksie, czy to w piłce nożnej. Kontuzja nie grozi tylko w szachach (śmiech). Na szczęście dobre techniczne przygotowanie zawodnika minimalizuje to ryzyko. 


























fot. Małgorzata Wielicka

Powspominaliśmy dawne czasy, a obecnie razem z żoną, Kasią Złotkowską („Panią Profesor“ od jogi terapeutycznej) stworzyliście projekt pod nazwą "Złotkowscy Dla Zdrowia". Co było dla Was inspiracją do jego stworzenia?

Inspiracją do powstania projektu "Złotkowscy Dla Zdrowia" byli nasi znajomi, obserwacje i chęć zmotywowania do aktywności fizycznej ludzi w naszym wieku. Nie da się ukryć, że aktywne życie to mnóstwo korzyści dla naszego ciała i psychiki, dlatego mówimy, że projekt „Złotkowscy Dla Zdrowia“ to styl życia i stan umysłu. Nie jesteśmy samozwańczymi trenerami „wszystkich Polaków“ i sztucznymi tworami Instagrama. Jesteśmy sportowcami, którzy mają doświadczenie i merytoryczne przygotowanie, a w związku z tym wiedzą, co służy ciału, a co nie. Nie stoi za tym jakaś premedytacja działania, szumny marketing i kompulsywne budowanie liczby followersów w mediach społecznościowych. Skupieni jesteśmy na realnym życiu, na treningach z ludźmi, campach z jogą i boksem. Na nasze zajęcia przychodzą ludzie w różnym wieku i bardzo nas to cieszy, kiedy odkrywają, że sport jest dla nich przygodą na całe życie. Na naszych treningach pojawiają się całe rodziny i to jest super!

Która grupa wiekowa jest najmniej otwarta na wiedzę, z kim najtrudniej się pracuje?

Nie mogę powiedzieć, że z ludźmi w jakimś wieku pracuje się gorzej. Natomiast z każdą grupą pracuje się inaczej - inaczej z dziećmi, a inaczej z osobami dorosłymi, inaczej z amatorami i i naczej z zawodowcami. W każdym przypadku jest to dla nas wyzwanie i staramy się podchodzić indywidualnie do każdego uczestnika, mieć z nim bezpośredni kontakt, bo każdy ma inne potrzeby i każdego co innego motywuje.

Do kogo właściwie skierowany jest projekt "Złotkowscy Dla Zdrowia"? 

Chociaż najbardziej chcemy aktywizować ludzi w wieku dojrzałym 40+, to widzimy, że nasze treningi cieszą się popularnością we wszystkich kategoriach wiekowych. Przez to, że przychodzą do nas całe rodziny, to wykonujemy podwójną robotę, czyli również w dzieciakach zaszczepiamy ruch i zdrowy tryb życia. Dzieciaki są świetne! Z ogromną radością i zaciekawieniem naśladują swoich rodziców, wszystkie ćwiczenia starają się wykonać bezbłędnie! 

Myśl przewodnia projektu "Złotkowscy Dla Zdrowia" to...

Żyjmy zdrowo. Pielęgnujmy zdrowe nawyki żywieniowe i starajmy się je wprowadzać małymi krokami. Dbajmy o profilaktykę. Badajmy się. Ważne jest, by być sprawnym fizycznie na każdym etapie swojego życia. 

Proszę opowiedzieć w kilku słowach o najważniejszych i najbliższych eventach i aktywnościach planowanych w ramach projektu "Złotkowscy Dla Zdrowia". 

Za nami otwarte treningi na PGE Narodowym, łączące jogę i boks. To połączenie dwóch żywiołów. Staramy się odczarować te dwie dyscypliny, pokazując, że joga nie jest tylko dla kobiet, a boks tylko dla mężczyzn. Atmosfera była niesamowita i już jesteśmy pytani o to, kiedy znowu się spotkamy na takim treningu!

Niedawno jako prelegenci uczestniczyliśmy w Międzynarodowej  Konferencji Naukowej „ Nowa Jakość Edukacji. Nauczyciel - Dziecko – Rodzic“. Po naszym wystąpieniu odzew był niesamowity wśród nauczycieli i dyrektorów szkół, dlatego postanowiliśmy w nowym roku ruszyć z nowym projektem sportowym dedykowanym właśnie szkołom w całej Polsce. 

W przygotowaniu jest też inny ogólnopolski projekt, w ramach którego będziemy mogli dalej realizować swoją misję jako „Złotkowscy Dla Zdrowia“ i z myślą o ludziach w wieku 40+. Tu dostaliśmy wsparcie zacnych partnerów ... ale na tę chwilę nie moge więcej zdradzić.

Poza tym w grudniu razem z naszą jogą i boksem wyruszamy do Tajlandii ...ale to tylko część tego, co się będzie działo w najbliższym czasie. Zapraszam do śledzenia naszych profili w mediach społecznościowych, będzie nam bardzo miło!

Swoją drogą... połączenie treningu boksu z treningiem jogi. Jak ogień i woda. (Śmiech.) Zdawałoby się, że tego nie można ze sobą połączyć i jedno wyklucza drugie...

We wszystkim najważniejsza jest równowaga. A właśnie dzięki temu, że łączymy ze sobą te dwie różne dyscypliny – zajęcia są ciekawsze, nie są monotonne, uczestnicy dostają jogę dla zdrowia i boks dla kondycji, pracują nad koncentracją i elastycznością ciała. Pakiet korzyści dla zdrowia jest o niebo większy!

Wracając jeszcze na chwilę do akcji charytatywnych, w których bierze Pan udział, to niedawno odbyła się 5.edycja akcji „Namaluj niewidzialne“. Jest ona organizowana przez Niewidzialną Wystawę, której przewodnikami są osoby niewidome. Akcja polegała na tym, żeby w absolutnych ciemnościach, nie widząc ani kolorów, ani farb, ani gdzie leży płótno – namalować obraz... Jakie to było dla Pana doświadczenie?

Niewidzialna Wystawa jest niesamowitym miejscem, które „otwiera oczy“. Muszę powiedzieć, że ta ciemność była dla mnie na początku trudna do zniesienia i zanim się z nią oswoiłem, to musiało minąć trochę czasu. Dopiero potem mogłem – bez używania wzroku – otworzyć się na bodźce słuchowe i dotykowe.  Polecam tę wystawę, ponieważ jej zwiedzanie uwrażliwia na osoby niewidome i słabo widzące. Jestem pełen podziwu dla tych, którzy stacili wzrok, ale też po tym traumatycznym doświadczeniu podniosły się, nie załamują się i odnajdują w tej rzeczywistości co więcej – prowadzą aktywne życie, również starają się uprawiać sport. 


























fot. Małgorzata Wielicka


W jakich jeszcze akcjach charytatywnych bierze Pan udział na ten moment?

Bardzo mocno jestem zaprzyjaźniony z akcją charytatywną Bieg po Nowe Życie, chodzi tu o wsparcie polskiej transplantologii. Wziąłem też udział w biegu Czas na Wzrok. Tu z kolei – jeden uczestnik to jedna para okularów dla dziecka, które jest pod opieką „SOS Wioski Dziecięce“. To jest dla mnie bardzo ważne, bo sam jestem ojcem i zarazem motywujące, ponieważ udało mi się pobiec mimo moich kontuzji. 

Razem z moją żoną Kasią pomagamy zwierzakom, prowadząc dom tymczasowy i wspierajac działania Fundacji „Westy do adopcji“, która co prawda ma „westy” w nazwie, ale i obok kundelka nie przejdzie obojętnie. A fakt, że często są to zwierzęta, które wymagają opieki weterynaryjnej, miłości, spokoju, bo już kiedyś zostały skrzywdzone przez człowieka.  Jednym słowem - staramy się pomagać jak tylko możemy. Dobro wraca! 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz