poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Karina Woźniak: "Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Biorę to, co jest"

 Karina Woźniak: "Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Biorę to, co jest"














fot. Fotografia Małgorzata Wielicka 

Z Kariną Woźniak, aktorką młodego pokolenia spotkałam się podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie. 

Mimo, że ma dopiero 17 lat, jest jedną z najbardziej lubianych aktorek młodego pokolenia, a wszystko za sprawą serialu "M jak miłość", w którym od 1541 odcinka wciela się w postać Basi Rogowskiej.

Mimo młodego wieku jej wątki są bardzo dynamiczne i wymagające. Karina przyznaje jednak, że kiedy przygotowuje się do wymagających scen, to nie wywołuje w sobie negatywnych emocji, a jedynie o nich myśli, ponieważ prywatnie nie chce się takimi bodźcami obarczać. 

Rozmawiamy również o zauroczeniach w wieku nastoletnim i radzeniu sobie z rozpoznawalnością.

Masz dopiero 17 lat, a wydawałoby się, że już dawno podjęłaś decyzję o tym, co chcesz robić w życiu. Postawiłaś na aktorstwo. Cały czas traktujesz to jeszcze jako młodzieżową przygodę, czy myślisz już o studiach w tym kierunku?

Nadal zastanawiam się, co chcę robić w życiu. Nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji, co poniekąd mnie stresuje, ale stwierdziłam niedawno, że mam na to jeszcze czas. Aktorstwo traktuję jako hobby, ale jest też dla mnie swego rodzaju formą zarobkową, bym mogła sobie pozwolić na niektóre rzeczy, ale też poczynić inwestycję w rozwój siebie. Zobaczymy, co czas pokaże. 

Z tego, co wiem, już od najmłodszych lat przejawiałaś zainteresowanie tym zawodem, chętnie się przebierałaś, wcielałaś w różne postaci. 

Tak, to prawda. W przedszkolnych przedstawieniach zawsze obsadzana byłam w głównych rolach. Kiedy byłam młodsza, zrobiłam sesję zdjęciową dla Smyka. Potem mój kontakt z aktorstwem i modelingiem się urwał. Od 2016 roku działam intensywnie w obu tych kierunkach. 

Łączysz w tej chwili aktorstwo z modelingiem?

Obecnie najwięcej realizuję się w aktorstwie, a fotomodeling na ten moment poszedł w odstawkę. 

Na ten moment jest Ci bliżej do aktorstwa?

Tak, zdecydowanie. 

Pierwsze role, które niesprzecznie przyniosły Ci rozpoznawalność też przyszły dość wcześnie. Była to Dusia w "Lepszej Połowie i  Helenka w mini-serialu komediowym o rodzinie Czechowskich, "Domowe rozgrywki". Czym różni się praca na planie mini-serialu od pracy na planie serialu obyczajowego? 

W mini-serialu czas nagrywania i czas bycia na planie jest krótszy, bo dni zdjęciowych jest mniej, a praca jest bardziej skondensowana każdego dnia, nagrywanych jest więcej scen. Sceny w mini-serialu komediowym są szybsze, bardziej dynamiczne, można powiedzieć, że polegają bardziej na tzw. "odbijaniu piłeczki" i szybkim reagowaniu, niż na głębszym ukazywaniu emocji tak, jak to jest w serialu obyczajowym.

Jak wspominasz przygodę na planie serialu "Lepsza połowa"?

To był bardzo ekscytujący, ale też stresujący czas. Zderzyłam się wtedy z wieloma czołowymi aktorami polskiej kinematografii. Dużo z tego okresu wyniosłam, to wtedy uczyłam się obycia z kamerą, pracy na planie serialu itp. Na szczęście trafiłam wówczas na wspaniałych twórców, którzy pomogli mi się wdrożyć w ten „magiczny” świat filmu.

Artur Żmijewski i Iza Kuna grali Twoich rodziców, a na planie spotkałaś się też z Basią Wypych. Pamiętasz te spotkania? Czy już wtedy dostawałaś od aktorów zawodowe wskazówki? 

Pamiętam bardzo dobrze. Sama na siebie nałożyłam presję, że nie mogę zawieść i muszę dać z siebie wszystko. Wskazówek dostałam sporo, od rad technicznych – jak np. lepiej się ustawić czy zagrać, po rady życiowe – aby we wszystkim co robię mieć pokorę i ciągle się rozwijać.

Z Basią Wypych spotkałaś się także na planie "Domowych rozgrywek", wspominanego już przez nas mini-serialu. Jaką była „mamą”? (Śmiech.) Jest jeszcze szansa na kontynuację tego serialu?

(Śmiech.) Co do kontynuacji naszego mini-serialu to się nie wypowiem, bo nic nie wiem.

To prawda, śmiałyśmy się z Basią, że spotykamy się w każdej produkcji, nie planując tego oczywiście, z czystego przypadku. Bardzo ją podziwiam jak wiele różnorodnych ról jest w stanie odegrać. „Mamą” była cudowną, ciepłą, bardzo mnie wspierała na planie, za co jestem jej wdzięczna. 

























fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

W 1541 odcinku w roli Basi Rogowskiej dołączyłaś do obsady serialu "M jak miłość". Czy zanim trafiłaś do serialu, zdarzało Ci się go oglądać?  

Tak, zanim trafiłam do serialu, zdarzało mi się go oglądać. Najczęściej oglądałam go kiedy przyjeżdżałam na wakacje do babci, dlatego też znałam poniekąd jego fabułę, ale nigdy nie podążałam za jego wątkami regularnie. 

Miałaś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

Oczywiście. Od zawsze moją ulubioną bohaterką była Babcia Basia. (Teresa Lipowska, przyp. red.) Od samego początku była punktem łączącym wszystkich i tak jest do dzisiaj. 

W czym Twoim zdaniem zawarty jest fenomen tej produkcji?

Uważam, że "M jak miłość" łączy rozrywkę w postaci sposobu relaksu dla odbiorców, wątki zaczerpnięte są z życia codziennego, więc każdy może się w nich odnaleźć, ale mogą też czasem i zaskoczyć, poruszyć czy rozśmieszyć

Jeśli chodzi o wątek Basi i Dawida (Iwo Wiciński, przyp. red.) jest on jednym z tych najbardziej lubianych przez nastoletnich widzów, być może też dlatego, że pokazujecie historię pierwszego zauroczenia, pierwszej miłości i nawet takiego uczucia, które wszystko zwycięży. Jak Ty to odbierasz?

(Śmiech.) Basia jest bardzo młoda. W ostatnim czasie razem z Dawidem (Iwo Wiciński, przyp. red.) pokazują tę nastoletnią miłość. 

Uważam, że każdy z nas ma prawo do takich nastoletnich zauroczeń, miłości. To powoduje uczucie motylków w brzuchu i podekscytowanie. Wydaje mi się, że nierozerwalnie jest to związane z okresem dorastania. To fajny wątek o relacjach nastolatków. 

Ten sezon serialu przyniósł Twojej bohaterce i jej bliskim wiele wyzwań. Basia musiała m.i.n. zmierzyć się z problemami w relacjach z Dawidem, jego chorobą, zawałem Taty, a przede wszystkim z śmiertelnym wypadkiem Marzenki i Andrzejka, który spowodował właśnie Tata Dawida. Które sceny były dla Ciebie największym wyzwaniem w tym sezonie?

Wydaje mi się, że były to te sceny, kiedy jedziemy szukać ojca Dawida. Wchodzimy przez okno... Były to momenty dla mnie najbardziej trudne emocjonalnie. Zależało mi na tym, by jak najwiarygodniej je przedstawić.

Najtrudniejsze były te sceny, w których trzeba było pokazywać trudne emocje, takie jak np. strach lub panika. 

Był to moment, kiedy Dawid stawał się delikatny, kiedy zrzucał z siebie ten pancerz, a Basia miała możliwość poznać go od innej strony. 
























fot. MTL MaxFilm - na zdjęciu Karina Woźniak i Iwo Wiciński

Jak radzisz sobie z tymi trudnymi emocjami, które masz do zagrania przed kamerą?

Czytając scenariusz zastanawiam się, co mogłabym czuć ja w takiej sytuacji i jak mogłabym przełożyć to na tę scenę i na emocje, które w danej chwili towarzyszą mojej bohaterce. 

Masz swoje sposoby na przygotowywanie się do trudnych scen? Wywołujesz w sobie emocje, które chcesz pokazać na ekranie?

Dzień wcześniej ucząc się scenariusza myślę sobie jak chciałabym, żeby taka scena wyglądała i stawiam siebie w tej stworzonej poprzez scenariusz sytuacji. Nie chcę ich wywoływać zbyt wcześnie z jednego prostego powodu - nie chcę w życiu prywatnym obarczać siebie tym, co negatywne. Przywołuję je dopiero na planie tuż przed sceną.

Dzięki "Emce" jesteś obecnie jedną z najbardziej lubianych i obiecujących aktorek młodego pokolenia. Jak się z tym czujesz?

Nie myślałam tak o sobie nigdy. (Śmiech.) 

Wystarczy przeczytać jeden z najnowszych artykułów na Twój temat, który ostatnio ukazał się na Interii. (Śmiech.)

Jest to dla mnie nowa i zaskakująca sytuacja. Jest mi bardzo miło, że ludzie tak mnie polubili i podoba im się jak gram i odzwierciedlam powierzone mi postaci.

Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, czy gdyby nie rola w serialu "M jak miłość", to miałabyś szansę być w tym miejscu, w którym jesteś teraz?

Zastanawiałam się nad tym. Uważam, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Skoro tak się stało, tak miało być. Biorę to, co jest i czekam, co los przyniesie. 

Czy na co dzień zdarza Ci się odczuwać skutki swojej popularności? Zdarzają się takie sytuacje, w których podchodzą do Ciebie fani i zwracają się do Ciebie Twoim serialowym imieniem? Jak wtedy reagujesz?

Taka sytuacja, żeby ktoś nazwał mnie serialowym imieniem jeszcze mi się nie zdarzyła. Jeżeli chodzi o rozpoznanie mnie na ulicy to odkąd ściągneliśmy maseczki takich sytuacji jest więcej. Raz rozpoznała mnie starsza pani na przystanku, innym razem grupa nastolatków, a jeszcze innym pani w sklepie. To bardzo miłe, ponieważ nie uważam siebie za osobę rozpoznawalną. Jest to dla mnie nowe uczucie i spore zaskoczenie, że jednak ktoś obcy podchodzi do mnie, gratuluje mi roli, mówi, że podoba mu się to, jak gram i jaka jestem.

Co łączy Cię z Basią, a w czym jesteście kompletnie różne?

(Śmiech.) Basia bywa trochę naiwna. Nie uważam siebie za dorosłą, ale wiem, że niektóre decyzje podjęłabym inaczej, niż ona. Nie tak raptownie i pod wpływem innej osoby, tak, jak robi to moja bohaterka pod wpływem, a nawet czasami pod naciskiem Dawida.

Jest dobrą duszyczką. Jest delikatna, nie zna jeszcze życia, nie wie, co ją czeka...Jest spontaniczna. 

Na ekranie masz 13 lat, w realu prawie 17. Czy "zapanowanie" nad wiekiem w serialu bywa trudne? Często widzowie zwracają Ci uwagę, że w serialu jesteś młodsza, a w realu starsza?

Na początku mojej przygody z "M jak miłość" pojawiały się takie komentarze i pojawiają się nadal, aczkolwiek temat wieku Basi Rogowskiej w tym momencie jest bardzo trudny. Od produkcji słyszę, że mam 14-15 lat, po czym według tego, kiedy bohaterka grana niegdyś przez Maję Wudkiewicz, się urodziła, mam 13 lat. Sama już nie wiem, ile mam lat. (Śmiech.) Wątki, które są pisane dopasowane są raczej do starszej osoby, więc nie sugerowałabym się tym, ile ma lat. 

Trudniej grałoby mi się starszą osobę, bo jednak nie przeżyłam jeszcze wielu różnych sytuacji, a jak już w nich poniekąd byłam i przeszłam przez ten wiek, to jestem w stanie więcej na ten temat powiedzieć i realistyczniej go odtworzyć. 























fot. Fotografia Małgorzata Wielicka

Jesteś aktywna na Instagramie, ale nie epatujesz tam życiem prywatnym, a jedynie dzielisz się tym, co dzieje się u Ciebie zawodowo. Czym lubisz się dzielić?  Czego poszukujesz w sieci?

Lubię się dzielić moją stroną publiczną, czyli pracą.

W internecie poszukuję podobnego contentu jak ten, który ja publikuję, czyli - jak inni się rozwijają, jak układają sobie życie, jak podejmują istotne dla siebie decyzje i w jaki sposób prowadzą to swoje życie publiczne. 

(Śmiech.) Ale mało jest relacji z planu! Powinno być więcej.

Postaram się to zmienić, bo już wielokrotnie to słyszałam. Na planie lubię być skoncentrowana na tym, co mam grać i na tym, by nie zapomnieć tekstu i maksymalnie wejść w rolę. Postanowiłam sobie, że kiedy wrócę na plan po świątecznej przerwie, będę bardziej aktywna w relacjach na Instagramie. 
Mimo wszystko, chcę zostawić dla siebie swoją, prywatną sferę, do której nikogo nie wpuszczam, by mimo tego, co robię, zachować indywidualność i normalność. 

Internet niesie za sobą też zagrożenia, takie, jak chociażby hejt. Czy dane było Ci się z nim kiedyś mierzyć?

W życiu publicznym na szczęście nie, ale z hejtem mierzyłam się w życiu prywatnym. Mam nadzieję, że na niwie zawodowej nigdy nie będę musiała stawiać mu czoła. 

Czasami nie rozumiem powodu pojawiania się hejtu i tego, dlaczego w ludziach jest taka nienawiść, zawiść. Ktoś coś robi, by osiągnąć upragniony cel, a inne osoby nie robią nic i jeszcze ciągną go za sobą. To jest strasznie niezrozumiałe dla mnie. 

Opowiedz o swoich najbliższych planach. 

W bliższej lub dalszej przyszłości chciałabym zagrać w jakimś fajnym filmie fabularnym, ale nie chcę planować życia, ponieważ wiem, że moje plany potoczą się tak, jak jest mi to pisane. 

Biorę to, co oferuje mi los. Marzyć warto i trzeba, bo inaczej co to życie jest warte, ale jednak nie nastawiam się na nic szczególnego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz