niedziela, 24 kwietnia 2022

Iga Gorecka: "Czasem warto się buntować"

 Iga Gorecka: "Czasem warto się buntować"













fot. zdjęcie nadesłane 

Z Igą Górecką spotkałam się podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie. 

Jak się okazuje, swoje miejsce w aktorstwie odnalazła bardzo niechcący, początkowo wcale nie chciała zostać aktorką. Do życia podchodzi intuicyjnie, a zmiany wprowadza małymi kroczkami, po swojemu. 

Rozmawiamy o serialu "Bunt", przedstawia swoją definicję tego słowa oraz przyznaje, na co buntuje się najcześciej w codziennym życiu. 

Poruszamy też temat serialu "Stulecie Winnych" i uzależnienia od narkotyków, w który to nałóg uwikłana jest Mirka, w którą wciela się w serialu. 

Wiele jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałaś akurat aktorstwo?

W tym zawodzie, bardzo niechcący odnalazłam swoje miejsce, bo nie miałam takiego planu. 

Często wśród aktorów powtarza się taka historia, że są tym zawodem zainteresowani już od przedszkola, chodzą na kółka teatralne, udzielają się w teatralnych przedsięwzięciach. U mnie było inaczej. Wcześniej studiowałam pedagogikę pracy, kiedy miałam czternaście lat, zaczęłam pracować jako modelka. Wybudowałam sobie wtedy silne poczucie niezależności. Miałam wrażenie, że artystyczne zawody nie dadzą mi poczucia bezpieczeństwa, więc nie do końca chciałam iść w tym kierunku. Myślałam o nich, ale wydawało mi się, że będzie lepiej jeśli wybiorę rozsądnie. 

Nie było więc w Twoim przypadku tak, jak wspominałaś, że przeważnie bywa u reszty?

Trochę śpiewałam, ponieważ śpiewa mój tata i w związku z tym w naszym domu od zawsze było dużo występów, dużo muzyki. Oprócz tego rysowałam i pisałam, więc poruszałam się zawsze gdzieś w okolicach działań artystycznych. Środowisko artystyczne zawsze było mi bliskie, ale nie myślałam o aktorstwie. 

W pewnym momencie w moim życiu nastąpiło wiele zmian. Rozstałam się z moim wieloletnim partnerem, szukałam czegoś nowego i trafiłam na warsztaty aktorskie, które przyszły do mnie bardzo intuicyjnie. Po tych pierwszych zaczęły się kolejne, a później trafiłam do teatru, a jak już się w nim znalazłam, stwierdziłam, że to jest moje miejsce. Uznałam, że są tam ludzie, z którymi chcę spędzać czas, a jeśli będę mogła jeszcze za to dostawać pieniądze, to będzie idealnie. Kiedy dostałam się do Filmówki, moja przygoda potoczyła się dalej. 

Po raz pierwszy rozmawiałyśmy w 2014 roku, kiedy to w 28. odcinku dołączyłaś do ekipy serialu "Na Sygnale". Po jakimś czasie odeszłaś z serialu, by móc dać szansę innym projektom. Jak w kilku słowach podsumowałabyś najważniejsze zmiany, które zaszły w Twoim życiu zawodowym?

W "Na Sygnale" spędziłam prawie siedem lat. Co prawda użyczałam tej produkcji głównie swojego głosu, ale na początek była to bardzo fajna przygoda, która też dużo mnie nauczyła. Bycie na planie było czymś wspaniałym.

Od tego czasu dużo się wydarzyło. Każda praca, każdy kolejny plan, daje kolejne możliwości. Każde doświadczenie czegoś uczy.

Ze zmianami u mnie jest tak, że wprowadzam je małymi kroczkami, bardzo po swojemu. Od zawsze mam tak, że nie lubię się posiłkować innymi, zawsze mam takie poczucie, że chcę sama. Nie wiem, czy wychodzi mi to na dobre, czy nie. Nie chcę tego oceniać, ale wiem, że wszystko zawdzięczam sobie. To dla mnie satysfakcjonujące. Staram się działać bardzo intuicyjnie. Staram się wybierać dla siebie rzeczy, które czuję, że w danym momencie mnie uczą.

Zmieniłaś fryzurę, a wszystko to dlatego, że od 31 stycznia możemy oglądać Cię w serialu "Bunt", emitowanym w TVN. 

Trochę tak, trochę nie. (Śmiech.) Całe życie nosiłam długie włosy, a na obcięcie zdecydowałam się, kiedy skończyłam 30 lat. Nie była to wtedy jeszcze ta fryzura, ale pomyślałam, że to taka okrągła liczba i miałam ochotę ogolić się na łyso. Miałam taką potrzebę, by coś w sobie zmienić. To był ten impuls, zupełnie nie zawodowy. Przyniosło mi to jednak kolejne zawodowe propozycje. Nieco zmieniłam się zewnętrznie, okazało się, że były to zmiany, których trochę się bałam, a finalnie wyszły na plus.

Pokończyłam wszystkie produkcje, bo z tą robotą tak jest, że kiedy wchodzi się w jakąś rolę, to wtedy tak trochę utyka się ze swoim wizerunkiem. 

Dostałam propozycję zrobienia filmu o tancerce. Ten film nie miał jeszcze premiery, ale podczas realizowania właśnie tej produkcji zdecydowałam się obciąć włosy jeszcze krócej. 

Plan był taki, że zdjęcia będą realizowane ponad tydzień, a ja po ich zakończeniu będę włosy zapuszczać, ale w międzyczasie pojawiły się castingi do "Buntu" i tak zostałam już przy tej fryzurze. 
















Fot. TVN / sesja zdjęciowa na planie serialu "Bunt!"

Na co najczęściej buntujesz się w dzisiejszych czasach?

Ogólnie mam mało oporu w stosunku do życia, ale taka pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po zadaniu tego pytania to to, że buntuję się najczęściej na internetowy świat i ludzi, którzy mają potrzebę radzić, kiedy nawet nie pyta się ich o zdanie. To jest coś takiego, co wzbudza we mnie bunt. Ludzie, jak was ktoś nie prosi o radę, to nie radźcie. (Śmiech.)

Jaka jest Twoja definicja buntu?

Moją definicją buntu jest reakcja na niezgodę, która może dotyczyć wszystkiego, choć nasz serial jest konkretnie osadzony w temacie nastoletniego buntu, który jest bardzo czytelny. 

Uważam, że bunt rodzi się wtedy, kiedy bez naszej zgody przekraczane są granice, czego by nie dotyczyły.

Czy w ramach pracy nad rolą poznawaliście prawdziwe historie tzw. "trudnej młodzieży"? Czy sama zgłębiasz ten temat? Co najbardziej Cię w nim porusza?

Tak. Bardzo się starałam poznawać takie historie. Wchodzenie w nowy świat i poznawanie go, to jedna z tych rzeczy, która najbardziej interesuje mnie w tym zawodzie. 

Co najbardziej porusza Cię w tej materii?

To temat, którego ja nie znałam i o który się wcześniej nie ocierałam. Okazało się, że nie jest to wcale takie łatwe. Kiedy wcześniej grałam np. prawniczki, udawało mi się wchodzić do sądów, bo to środowisko bardziej dostępne. 

Dzieciaki, które przebywają w takich miejscach, jak chociażby taki ośrodek, który pokazujemy w serialu, nie lubią dopuszczać do siebie ludzi z zewnątrz, to zamknięte środowisko, a nie wiedzieli jeszcze wtedy, że powstanie taki serial. 

Zanim zaczęłam zdjęcia, udało mi się przeprowadzić rozmowy z dziewczynami, które wcześniej przebywały w podobnym miejscu, ale nie udało mi się do takiego ośrodka wejść, bardzo chciałam, ale nie doszło to do skutku. Być może będzie to teraz łatwiejsze, ze względu na to, że ludzie wiedzą już co robimy i są teraz bardziej chętni na to, by przybić sobie piątkę. Zdaje się, że już nawet otrzymaliśmy zaproszenie do jednego z krakowskich ośrodków, chętnie z niego skorzystam.

Z perspektywy widza, wyczuwam w Waszym serialu dwa przesłania - że każdy jest ważny i potrzebny oraz że nie zawsze nasze losy zależą wyłącznie od nas, ale w każdej chwili możemy o siebie zawalczyć. Zgadzasz się z tymi stwierdzeniami? Czy inni widzowie odbierają to w podobny sposób?

Zgadzam się. Nie wiem czy warto się buntować tak jak robi to serialowa Zośka (Śmiech.) Fajnie, kiedy jest to rozsądne i przemyślane, bo w przypadku Zośki są to często impulsywne zachowania, do których prywatnie jest mi bardzo daleko. Myślę, że warto najpierw myśleć, a potem robić, ale różnie z tym bywa. 

Zdaję sobie sprawę z tego, że często te zachowania są przez coś uwarunkowane. Prywatnie jestem bardzo uprzywilejowana, bo wychowałam się w kochającym domu, pełnym miłości i akceptacji, ale zdaję sobie sprawę, że nie jest to standardowa sytuacja, więc staram się odmienności przyjrzeć i ją zrozumieć.

Dobre jest pokazywanie różnorodności. Spojrzenie na sytuacje z różnych perspektyw. Niektóre sytuacje, tak jak w przypadku Zośki, ciągną się pokoleniowo. Ciężko czasem przerwać taki krąg. 

Czy pod wpływem historii, którą opowiadacie za pośrednictwem "Buntu" zdarza się, że piszą do Ciebie dzieciaki z podobnych ośrodków, jak ten, który pokazujecie w serialu?

To jeszcze mi się nie zdarzyło. Piszą przede wszystkim ci, którzy siedzą sobie w ciepełku przed telewizorem. (Śmiech.) 

Jestem przekonana, że Wasz serial dociera też do zbuntowanej młodzieży.

Zawsze się tego trochę boję. Fajnie, żeby tak było. Dlatego zależy mi na tym, by to, co mam do odegrania, zawsze było jak najbliżej prawdy. Wejście do tego środowiska, oparcie się o nie i przekazanie tej prawdy to coś, na czym mi zależy, ale nie na wszystko mam wpływ. My mamy fajne, kolorowe ubrania, serialowy ośrodek jest pięknie oświetlony, nie do końca możemy też robić wszystko to, co w takich ośrodkach się dzieje, bo są pewne odgórne ograniczenia.

Rozmawiałam z jedną z dyrektorek podobnego miejsca. Dostałam od niej przemiły feedback, ponieważ powiedziała, że jesteśmy blisko prawdy, że na podstawie naszego serialu wyciąga sobie niektóre wątki i na tej bazie będzie mogła prowadzić rozmowy ze swoimi wychowankami. Cieszę się, że w pewnym stopniu nasz serial może pełnić funkcję edukacyjną. Pani dyrektor wyznała też jednak, że niektórym swoim podopiecznym boi się pokazywać serial, ponieważ mogą poczuć, że nie do końca jest tak jak u nich.

Wcielasz się w Zośkę, dziewczynę, która na skutek problemów z agresją pobiła nauczyciela i dlatego wylądowała w ośrodku. Mówiłaś, że największym wyzwaniem w tej roli są właśnie te akty agresji. Rozwiń proszę tę myśl. 

Agresja to temat zupełnie mi obcy. Kiedy dostałam zaproszenie na pierwszy casting i prośbę nagrania selftape w warunkach domowych, przymierzałam się do roli Róży i Zośki. Przyznam, że Zośkę potraktowałam po macoszemu. Nie wyobrażałam sobie siebie w tej roli, ale w kolejnych etapach castingu okazało się, że jestem brana pod uwagę właśnie do tej roli. Zaczęłam się jej przyglądać i stwierdziłam, że z jednej strony jest mi bardzo daleka, ale z drugiej, może być świetnym wyzwaniem zawodowym. 

Masz może z Nią jakieś cechy wspólne?

Łączy mnie z nią emocjonalność. Porusza mnie w życiu dużo rzeczy, nie przechodzę obok nich obojętnie, ale reaguję na nie zupełnie inaczej. Jestem bliżej delikatności i płaczu, a Zośka wychodzi z impulsywnymi, cielesnymi reakcjami.

Agresja to temat, którego nie popieram we wszystkich formach. Cieszę się jednak, że to pokazujemy, bo samo zwrócenie uwagi na taki temat i na to, jakie może nieść za sobą negatywne konsekwencje, może być dobre. Ktoś, kto jest w podobnej pułapce swoich emocji, być może się zatrzyma, bądź sięgnie po pomoc. 

Tak naprawdę jednym z takich głównych wątków, wokół którego kręci się akcja Waszego serialu, jest śmierć Majki, która według fabuły zmarła dwa lata temu. Możemy zdradzić lub chociażby "nadgryźć" temat tego, czy Zośka była w jakiś sposób zamieszana w śmierć Majki? Wiele poszlak na to wskazuje...

Temat śmierci Majki będzie jeszcze przez jakiś czas kontynuowany, więc nie chcę tego zdradzać. Ja wiem, ale nie powiem. (Śmiech.)

Wszyscy w jakiś sposób są w to zamieszani, bo żyją w bardzo małym gronie, a więc gdzieś w swoich relacjach ocierają się o to, co się z nią stało. Do tej pory w serialu pojawiło się wiele zaznaczeń, że wiele osób z Majką miało bardzo intensywną relację. 

Zośka jest dobra, choć na pierwszy rzut oka odpycha i straszy, ale ja ją lubię. To empatyczna dziewczyna, która nie umie sobie poradzić ze swoimi problemami. 

Porozmawiajmy też o "Stuleciu Winnych". Do obsady dołączyłaś w 42 odcinku, wcielasz się w Mirkę. Czy zanim trafiłaś do obsady, zdarzało Ci się oglądać serial i czytać sagę o tym samym tytule?

Niestety nie, ale kiedyś na planie serialu "O mnie się nie martw" spotkałam się z Karoliną Bacią, która grała w tym serialu i od początku chwaliła sobie pracę na tym planie. Moi rodzice oglądają i bardzo lubią ten serial, więc trochę śledziłam to, jakie fajne osoby go tworzą. Cieszę się, że mogłam w tym serialu zagrać, poznać nowych ludzi. Świetnie to wspominam. 
























fot. Damian Hornet / kard z planu serialu "Stulecie Winnych"

Jak przygotowywałaś się do tej roli? 

Aktorzy często spotykają się z szufladkowaniem, czyli wkładaniem nas, przez pryzmat naszej fizyczności, w określone typy postaci. Grałam w szkole trzy typy postaci, które były bardzo dalekie od ról, które dostaję teraz. 

Jakie?

Panie "na szpilce" z trudnym charakterem, wesołe idiotki i prostytutki. To często się przewijało, a zawsze chciało mi się czegoś, co jest na kontrze. Czegoś brzydkiego, brudnego, czegoś, w czym reżyserzy mnie zazwyczaj nie widzieli. Cieszę się, że w tym momencie Zośka i Mirka są spełnieniem tych chęci.

Jeśli chodzi o przygotowania do roli Mirki, zacznę od tego, że nigdy w życiu nie brałam narkotyków i mam nadzieję, że tak pozostanie. Nie doświadczałam tego na własnej skórze i doświadczać nie zamierzam. 

Oglądałam filmy dokumentalne o osobach, które mają problemy z uzależnieniem. Na planie był obecny również konsultant, który przeżył uzależnienie. Było to interesujące spotkanie, bo dobrze jest widzieć, że z tak dużego problemu można się wykaraskać i nieść pomoc innym. 

Jak w kilku słowach porównałabyś Zośkę i Mirkę. To dwie skrajnie różne postaci...Czy którąś z nich lubisz bardziej?

Z Zośką zaprzyjaźniam się już od sierpnia zeszłego roku, więc jest nam do siebie bliżej. Zośka dodała mi trochę bezczelności i siły. Mirka na początku była otwarta, cieszyła się życiem, Zośka tego nie miała. Obie te postaci łączy uwikłanie w problemy. 

Najbliższe plany. 

W tym zawodzie z dnia na dzień potrafi się wszystko zmienić. Aktualnie jestem na etapie castingów do międzynarodowej produkcji. Szykują się takie rzeczy, których się nie spodziewałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz