poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Olaf Lubaszenko: "Teatr jako miejsce poszukiwania pocieszenia i oderwania się od zmartwień"

 Olaf Lubaszenko: "Teatr jako miejsce poszukiwania pocieszenia i oderwania się od zmartwień"













fot. Małgorzata Krawczyk 

Podczas Komediowych Dni Teatru, które odbywały się w Cieszynie w dniach od 4 do 6 marca, red. Mariola Morcinková miała przyjemność rozmawiać z Olafem Lubaszenko, aktorem, znanym m.in. z "E=MC2", "Futro z Misia", ale też seriali - "Barwy szczęścia", "Blondynka", Sfora, czy "Odwróceni. Ojcowie i córki". 

Dla tutejszej publiczności wraz z Anną Gornostaj wystąpił w sztuce komediowej "Małżeństwo to morderstwo", której jest także reżyserem. 

Spotykamy się w Teatrze im. Adama Mickiewicza w  Cieszynie. Nie jest to Pana pierwsza wizyta w Cieszynie, albowiem pojawiał się Pan tutaj w ubiegłych latach. Ostatnio miało to miejsce podczas zeszłorocznej edycji KNG. To jeden z najbardziej znanych i lubianych festiwali filmowych w Polsce. Jak Pan wspomina ubiegłoroczną edycję i pobyt tutaj?

Okazało się, że jest tu wielki, piękny, otwarty, kolorowy świat wyobraźni, pięknie prowadzony przez Jolantę Dygoś i Łukasza Maciejewskiego. Przy okazji festiwalu odświeżyłem sobie wspomnienie tego miasta, które różni się od innych miast w Polsce, ale również od miast na świecie. Dzieje się tak przez jego szczególne położenie, często niełatwą historię i przez niezwykłą energię płynącą z tego, co dzisiaj nabiera zupełnie innych znaczeń. Festiwal był kilka miesięcy temu, a dziś świat całkiem się zmienił. Słowo "granica" znaczy zupełnie co innego, niż w ubiegłym roku...

Festiwal ten sprzyja nie tylko oglądaniu filmów i spotykaniu się z publicznością, ale też odkrywaniu miasta. Czy ma Pan swoje ulubione zakamarki w Cieszynie?

Nie, na to zdecydowanie za wcześnie. Za krótko tu byłem. W pamięci zapadły miza to dwa wydarzenia. Była to debata o polskim kinie, która odbyła się właśnie w Teatrze im. Adama Mickiewicza. Ma on niesamowitą historię, która dzisiaj do nas wróciła, a wszystko to za sprawą niezwykle barwnej opowieści Pana Dyrektora, Andrzeja Łyżbickiego. 

Drugim wydarzeniem była debata o relacjach polsko - czeskich i Europie Środkowej z udziałem m.in. Adama Michnika.

Po dwóch latach przerwy, która spowodowana była sytuacją pandemiczną, na deski Teatru wracają wyczekiwane przez widzów i aktorów Dni Teatru. Od piątku do niedzieli odegrane zostały trzy spektakle komediowe z  repertuaru  warszawskiego Teatru Capitol. Co nie były łatwe w związku z tym, co od ponad tygodnia dzieje się na Ukrainie. Nasze serca i głowy pełne są strachu...

Oczywiście. To pytanie, które zadają sobie pewnie wszyscy, występujący w repertuarze komediowym. Zastanawiamy się, czy w takich chwilach w ogóle mamy prawo do śmiechu i do dostarczania ludziom rozrywki.Otóż, wydaje mi się, że mamy nie tylko takie prawo, ale również uważam, że jest to bardzo potrzebne. W trudnych czasach ludzie poszukują pocieszenia i okazji do tego, aby oderwać się od zmartwień. 

Właśnie. Na Facebooku u Pani Adrianny Biedrzyńskiej przeczytałam wczoraj, że choć wśród aktorów brakuje siły na to, by wchodzić na scenę z zamiarem rozśmieszenia publiczności i wywoływania śmiechu, to mimo wszystko ważne jest nawet chwilowe oderwanie się od tej trudnej rzeczywistości, zapomnienie. 

Zgadzam się z tym, że jest to zarówno oderwanie się dla widzów, jak i też, choć to może pewien paradoks albo rzecz trochę zaskakująca, ale też dla nas, czyli tych, kórzy jesteśmy na scenie. Często powtarzam, że działa to zawsze w dwie strony. My dajemy widzom szansę na ucieczkę od bolesnej codzienności, ale też sami tę szansę mamy, żeby przez dwie godziny pobyć w innym świecie. 

Występuje Pan w sztuce na dwóch aktorów, "Małżeństwo to morderstwo". Na scenie towarzyszyć będzie Panu Pani Anna Gornostaj. Nie tylko gra Pan w tej sztuce, ale jest także jej reżyserem. Czy połączenie tych dwóch funkcji nie bywa czasem trudne?

Sama sobie pani trochę odpowiedziała na to pytanie. Oczywiście, że to jest trudne, ale myślę, że rozważyliśmy plusy i minusy. Pani dyrektor Teatru Capitol Anna Gornostaj, uznała, że w tym wypadku akurat plusów jest więcej... A mówiąc poważnie, dzięki temu, że na scenie jesteśmy tylko we dwoje, to daje nam możliwość zbudowania pewnej szczególnej więzi, w której do efektu dochodzimy inną drogą niż wtedy, kiedy jest obecne tzw. "trzecie oko", czyli reżyser.  Kiedy milknie trzeci dzwonek i podnosi się przysłowiowa kurtyna i zapają się światła, to proszę mi wierzyć, że reżyser zostaje gdzieś daleko. Jesteśmy tylko we dwoje, jesteśmy partnerami. Jest tylko publiczność, tekst i nasze postaci. 

Wciela się Pan w rolę Paula. Co opowie Pan o swojej postaci?

 Tekst sztuki jest punktem wyjścia. Potraktowaliśmy to jako pewnego rodzaju pretekst do tego, by opowiedzieć coś po prostu o ludzkich relacjach. Do pewnego stopnia jest to kryminał, ma też w sobie coś z thrillera, ale nie ukrywam, że dla mnie bardziej interesujące jest to, co jest uniwersalne w tym tekście. To, co mogło przydarzyć się w każdym małżeństwie, nie tylko w małżeństwie pisarzy, którzy tworzą kryminały.  Po prostu dwojga ludzi, którzy raz są dla siebie lepsi, raz gorsi, potem się nienawidzą, a jeszcze innym razem nie mogą bez siebie żyć.  

Niemal od zawsze spotykam się wśród aktorów z opinią, że komedia jest najcięższym gatunkiem do grania. W czym Pana zdaniem zawarta jest ta trudność?

To jest tak mądre zdanie, że aż mnie korci, by się z nim nie zgodzić. (Śmiech.) Rzeczywiście, prawie wszyscy podkreślają to, że jest trudnym gatunkiem, ale w takim razie z przekory powiem, że nie dzieliłbym Teatru na wesoły i smutny, a gatunków na trudne i łatwe. Myślę, że zrobić coś dobrego zawsze jest trudno bez względu na to, czy jest to komedia, czy ciężki, ponury, egzystencjalny dramat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz