Sylwia Nowiczewska: „Jestem zmianą, ale cały czas jestem też sobą“
Na co dzień można oglądać ją w roli Baśki
Gromniakowej, w “Leśniczówce”.
Uwielbiam na siebie patrzeć w
„Leśniczówce“. Jest to postać, która ma ze mną bardzo mało wspólnego. Jest
oczywiście zbudowana na mnie, ale ja nie mam takich cech charakterologicznych
jak moja ukochana Gromniakowa. Prywatnie nie muszę wszystkiego o wszystkich
wiedzieć - wręcz przeciwnie. Baśka wie wszystko! Jestem nią oczarowana – mówi.
Już na pierwszy rzut oka sprawia Pani wrażenie osoby
niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Z czego na co dzień czerpie Pani
najwięcej siły?
Na co dzień
najwięcej siły czerpię z ludzi i z piękna . Wokół jest tak dużo piękna, a
my na co dzień w ogóle nie zwracamy na niego uwagi. Lubimy epatować tymi
negatywnymi rzeczami, które nas otaczają. U nas nie jest popularne mówienie, że
jest dobrze. Nie wiem, czy to jest kulturowe, czy wynika z czego innego,
ale mam wrażenie, że jak jest dobrze, to nie ma o czym rozmawiać. Czasami jest
tak, że kiedy dzwonię do mamy i ona pyta, co u mnie, a ja odpowiadam, że
wszystko dobrze, to mama się denerwuje, że jest jak zwykle. (Śmiech.) Uważam,
że to wspaniale, że jest fajnie. Czasami sobie myślę, że kiedy tak odpowiadamy,
ludzie zastanawiają się, czy nie oszukujemy. (Śmiech.)
Kiedy poświęcamy
swoją uwagę jakiejś jednej rzeczy, bardzo ją wzmacniamy. Kiedy myślimy o jej
dobrych, pozytywnych stronach, przyciągamy je, wydarzają się.
Kluczowy też jest fakt, że lubi Pani ludzi, prawda?
Uwielbiam się przyglądać ludziom, wręcz gapię się na ludzi.
(Śmiech.) Czasami niektórzy źle na to reagują, bo bardzo wiele osób myśli, że
przyglądając się komukolwiek, wyglądam ich niedoskonałości. Ja patrzę po prostu
na człowieka. Staram się go poczuć. Miałam taki czas, że kiedy ktoś się
śmiał,byłam przekonana, że śmieje się ze mnie – wtedy – dawniej, ja czułam się sama ze sobą źle – dlatego
rozumiem taką postawę, pamię
Mam przyjemność czytać wykłady mnicha buddyjskiego Ajahna Brahma. Bardzo
pięknie mówi o tym, że kiedy mamy kilkanaście lat, bardzo przejmujemy się tym,
że inni o nas pomyślą. Mając ponad dwadzieścia lat przejmujemy się już trochę
mniej, a mając pięćdziesiąt lat zdajemy sobie sprawę z tego, że wszyscy
nas mają w głębokim poważaniu i nikt o nas nie myśli. (Śmiech.) Gdybyśmy
wiedzieli o tym wcześniej, mniej czasu tracilibyśmy na przejmowanie się.
Pani nie chce trwonić energii na przejmowanie się.
Nawet nie, że nie chcę. Ja po prostu tego nie robię. Po
prostu.
Jak Pani do tego doszła?
Bardzo lubię to pytanie. (Śmiech.)
Piotr Żyła po jednym z pierwszych swoich bardzo
udanych skoków, rozmawiał z dziennikarzem, który zapytał, jak to zrobił,
że tak dobrze skoczył. Żyła powiedział wtedy – „Ot tak, o“. Pomyślałam wtedy,
że tak właśnie jest. Możemy coś robić długo i mozolnie. Możemy również sobie
powiedzieć tak, jak Piotrek – „ot tak, o“. Taka jest więc moja odpowiedź na to
pytanie. (Śmiech.)
Jakie osoby Panią
inspirują w codziennym życiu?
Inspiracją może być każda osoba, którą spotykamy. Tak jest
w moim przypadku. W każdej osobie jest
coś niesamowitego. Nikogo nie spotykamy przypadkiem, wszystko dzieje się po
coś. Kiedy coś się dzieje, czasem bardzo trudno nam jest dostrzec sens albo
piękno. Być może dostrzeżemy to po jakimś czasie, być może nigdy, ale według
mnie, każda osoba z którą się spotykamy, ma dla nas ogromne znaczenie.
Aktorka, lektorka? Które z tych słów najlepiej Panią opisuje w tym momencie?
Bardzo trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ
lektorstwo i aktorstwo to moja praca. Staram się robić ją zawsze w danym
momencie jak najlepiej potrafię i mogę.
Które z
tych zamiłowań jako pierwsze pojawiło się w Pani życiu?
Aktorstwo było pierwsze, ale już w Akademii Teatralnej
odkryłam, że mogę także czytać.
Łączyła to Pani już na etapie AT?
Tak. Na trzecim i czwartym roku miałam przyjemność
uczestniczyć w audycji „Tylko bez polityki, proszę“. Audycję prowadziła Pani
Ania Semkowicz. Zapraszała aktorów, którzy dawali nam uwagi, jak mamy czytać
tekst. Nauczyłam się wtedy bardzo dużo, jeśli chodzi o pracę z mikrofonem.
To bardzo specyficzna praca. Okazało się, że jestem w tym dobra. To
fantastycznie, móc powiedzieć o sobie, że jest się w czymś naprawdę dobrym. Mogę
tak o sobie powiedzieć, jeśli chodzi o lektorstwo, ale jeśli chodzi o inne
rzeczy, to nie wiem.
Bycie lektorem, podobnie jak dubbing, opiera się na pracy
głosem. Co w tej pracy głosem jest dla Pani najważniejsze?
Sens. Jeżeli nie widzę sensu reklamowania moim głosem np.
produktu albo sprawy, z którą się nie utożsamiam, to tego nie robię.
Jestem osobą, która np. nie czyta spotów politycznych, ponieważ absolutnie nie
chcę mieć z polityką nic wspólnego.
Wracamy do określenia swoich granic, o których mówiłyśmy na
początku.
Tak. Bardzo ważne, by wiedzieć, gdzie ma się te swoje
granice.
Uwielbia Pani stwarzać światy czytając audiobooki. Proszę
powiedzieć coś więcej. Co kryje się pod tą definicją "stwarzania światów"?
Uwielbiam stwarzać światy. Kiedy czytam jakąś opowieść,
jestem w studio tylko ja, mikrofon i to, co mam do przeczytania. Ja czytam te
literki, więc ja ten świat stwarzam. To
ode mnie zależy, jak tę postać przeczytam, jaki jej nadam charakter, jaki
będzie miała ton głosu, na co położę nacisk. Czytając każde zdanie, można
zaakcentować tak naprawdę każde słowo. Oczywiście, jeżeli nie zważa się na
zasady języka polskiego, które mówią o tym, który wyraz lub sylaba mają być
zaakcentowane. To ja decyduję. Ufam, że udaje mi się te światy stwarzać
prawdziwie. Zawsze jednak zaskakuje mnie, kiedy ktoś mówi, że ktoś słuchał
jakiegoś audiobooka w moim wykonaniu. Kiedy jestem w studio, nie myślę, że ktoś
będzie tego słuchał, w tym momencie zajmuję się tylko i wyłącznie tą określoną
historią. Tkwi w tym też głębszy sens, ponieważ jeżeli miałabym myśleć o
odbiorcy, to zatraciłabym siebie. Odbiorców jest tak wielu, że trudno
byłoby dopasować swój sposób czytania do
jakiegoś konkretnego odbiorcy, słuchacza. Po prostu należy to przeczytać
dobrze, zgodnie ze sobą i wtedy to będzie prawdziwe i fajne. Ufam, że tak jest.
Czy ma Pani jakiś jeden, konkretny rodzaj audiobooków, przy których
czytaniu najlepiej się czuje?
Nie. Natomiast ogromne wrażenie zrobiła na mnie „Saga o
Ludziach Lodu“, autorstwa Margit Sandemo. Było to czterdzieści siedem niedużych
tomików. Oj, trochę czasu spędziłam w studio. (Śmiech.) Niektórzy mówią, że to
fantasy, bo są tam opowieści o różnych stworzeniach, istotach, czarownicach.
Margit uważała, że opisuje świat, który istnieje. Pomyślałam, że jej wierzę.
Podczas czytania był to dla mnie świat autentyczny, do tej pory myślę o tym, co
dzieje się u tych moich postaci.
Pamięta Pani taki decydujący moment, kiedy postanowiła
zawodowo poświęcić się właśnie tym dziedzinom?
Nie było takiego momentu, że od zawsze wiedziałam, że będę
aktorką. U mnie było to harmonijne. Przejście od czytania sobie w domowym
zaciszu, przez uczestniczenie w akademiach. Potem było kółko teatralne w
Radomiu, z Panią Dorotą Kolano, cudowną instruktorką. Później nastąpiła
próba dostania się do Państwowej Wyższej szkoły Teatralnej (dawna nazwa
Akademii Teatralnej)- przy czym od razu mówię – obiecałam sobie, że albo się dostanę za pierwszym
razem, albo po prostu pójdę w innym kierunku, nie oglądając się za siebie.
Gdybym się nie dostała, pewnie byłabym teraz polonistką.
Czyli, był plan awaryjny…
Nie, nie było. (Śmiech.) Tak naprawdę, był to plan mojej
mamy, która poprosiła, żebym złożyła papiery na polonistykę i prawo. Jako
grzeczna, dobrze ułożona dziewczyna zrobiłam to, ponieważ to, co mówiła,
wydawało mi się rozsądne. Natomiast, nie był to mój plan, a coś, z czym
się zgodziłam. Postanowiłam, że jeśli mi się nie uda, to faktycznie pójdę w
inną stronę, ale w głębi siebie nie brałam pod uwagę takiej możliwości.
Na pytanie "KIM JESTEM", które pada na Pani oficjalnej stronie, odpowiada Pani m.in.,
że jest zmianą. Czym jest dla Pani pojęcie zmiany?
Uważam, że życie jest zmianą. Każdy dzień jest inny.
Każdego ranka budzimy się inni. Można
oczywiście próbować tkwić w starych schematach albo w wyobrażeniach, że ktoś
jest po prostu taki i taki. Można – tylko czy wtedy czegokolwiek możemy się
nauczyć? Czy wtedy poznamy w pełni siebie samych? Czy otworzymy się na innych?
Czy poczujemy, że żyjemy?
Piękno jest w nas, w
środku, i nie jest istotne, ile mamy zmarszczek, czy lat.
Przyznaję, że etap pojawienia się zmarszczek dla kobiety
może być trudny. Dla mnie również nie było to łatwe. Pamiętam, że kiedy ta
pierwsza zmarszczka pojawiła się u mnie, to rozmawiałam z nią. Pytałam,
czy ma zamiar długo zostać, czy wpadła tylko na chwilę. Kiedy spostrzegłam, że
rozsiadła się na dobre, postanowiłam ją zaakceptować. Wyjścia mamy dwa –
zaakceptować zmianę lub z nią walczyć.
Jestem przeciwniczką konfliktu i walki. Uważam, że każdy, kto
przystępuje do konfliktu, jest z góry przegrany. Nie walczyłam zatem -
pokochałam swoje zmarszczki. Pojawiają się nowe, a ja z nimi rozmawiam.
One o dziwo, odpowiadają mi czasem, a czasem ze mną polemizują, czy się
polubimy. (Śmiech.)
To, że w naszym ciele następują zmiany, nie znaczy, że nie
mamy o swoje ciało dbać i tak po prostu im się poddać. Wiem, że jestem zmianą,
ale cały czas jestem też sobą i to akceptuję. To fantastyczna sprawa.
Jak odnajdywała się Pani w czasie pandemii, kiedy to
zmieniło się prawie wszystko? Mam tu na myśli m.in. nagrywanie selftapów...Jak Pani sobie z tym radzi?
Nie radzę sobie. (Śmiech.) To dla mnie czarna magia, więc
niestety nie biorę udziału w castingach tego typu lub robię to naprawdę rzadko.
Ciągle coś psuję. (Śmiech.) Trzeba nakręcić samego siebie,
a to mi nie wychodzi. Czasem perfekcjonizm mi w tym zwyczajnie przeszkadza. Trzeba umieścić materiał na
YouTube, i jeśli nawet sobie z tym poradzę, to wchodzi mi jakiś filtr, którego
nie umiem się pozbyć. Pojawiają się nawet jakieś dzióbki. (Śmiech.) Wysłałam
kilka takich castingów, ale to dla mnie krew, pot i łzy. Telefon służy mi do
komunikowania, innych rzeczy nie ogarniam. (Śmiech.)
Na Pani oficjalnej stronie widnieje lista trzech
najbardziej lubianych przez Panią swoich serialowych wcieleń. Według jakiego
klucza je Pani wybierała?
Były to trzy seriale, w których grałam główne role i
dlatego znalazły się w tym zestawieniu. (Śmiech.)
Wolę siebie słuchać, niż na siebie patrzeć. Jestem
perfekcjonistką i to duży kłopot. Zawsze uważam, że coś mogłam zrobić lepiej,
więc bardzo rzadko wracam do tego, co zrobiłam. Kiedy przypomne sobie, jak
poszczególne projekty robiłam, to wiem, że tworzyłam je z należytą
starannością i zaangażowaniem – że włożyłam w nie siebie. Natomiast, kiedy oglądam
siebie na ekranie, to jeszcze coś bym dodała, a z czegoś innego
zrezygnowała.
Lubi Pani oglądać siebie na ekranie?
Nie za bardzo.
Z czego to wynika?
Uwielbiam na siebie patrzeć w „Leśniczówce“. Jest to
postać, która ma ze mną bardzo mało wspólnego. Jest oczywiście zbudowana na
mnie, ale ani ja nie mam takich cech charakterologicznych jak moja ukochana
Gromniakowa. Prywatnie nie muszę
wszystkiego o wszystkich wiedzieć - wręcz przeciwnie. Baśka wie wszystko
o wszystkich, jestem nią oczarowana.
fot. Anna Seniuk, Sylwia Nowiczewska i Robert Czebotar na planie serialu "Leśniczówka".
Gra się dobrze postać z takimi cechami charakteru?
Fantastycznie. Cudownie się bawię w towarzystwie Basi
Gromniakowej.
Lubi wcielać się Pani w postaci, które wymagają cech
charakteru, których prywatnie Pani nie posiada?
Tak. Ona jest kompletnie wymyślona. Jest piękna. Kocham ją
za to, że tak po prostu mówi to, co akurat w danej chwili myśli. Za pięć minut
zmienia zdanie i także z absolutnym przekonaniem o tym mówi. Jest absolutnie wierna sobie. Zaskakuje mnie za
każdym razem. Nigdy nie wiem co też Basieńka wymyśli. Jaka będzie dziś.
Wszystko jest w niej spójne, tam nie ma kłamstwa. To przyjemność ją grać.
Ewa z serialu „Lekarze na start“ też była
fantastyczna. Podrywała młodych chłopaków, ale była świetnym specjalistą. W
formie wypowiedzi była bliższa mnie samej, niż Baśka. Krytykując doktor Golan,
łatwiej było urazić mnie samą. Baśka jest kompletnie inną postacią. Wymyka się
każdemu określeniu.
W "Lekarzach na start" nie tylko występowała Pani
w tzw. "białym kitlu", ale też mierzyła się z nie zawsze łatwą i
zrozumiałą terminologią medyczną. Pamięta Pani jeszcze jakieś zbitki językowe?
Broń Boże (Śmiech.) Uczyłam się ich i natychmiast
zapominałam. Pamięć aktorska to genialna sprawa. (Śmiech.)
Na próżno
szukać Pani profilu na Instagramie. Nie wierzy Pani w siłę internetu?
Kompletnie się nad tym nie zastanawiałam. Wiem, czym jest
Instagram, wiem, że jest to jedna z najpopularniejszych aplikacji.
Często jest Pani pytana o to, dlaczego na próżno szukać tam
Pani profilu?
Bardzo często, ponieważ chcą mnie w czymś oznaczyć, a nie
mogą.
Spotykam się z tym, że profil na Instagramie pomaga w
pozyskiwaniu angaży w nowych projektach.
Pewnie tak, ale ja wolę żyć, niż żyć Instagramem. (Śmiech.)
Z nostalgią zdarza mi się wracać do zdjęć, które
zrobiłam, ale nie wiem, czy mam potrzebę pokazywać je światu. Chyba nawet
nikogo za bardzo by to nie zainteresowało. Zdaję sobie, że jest to forma
promocji, reklamy, tylko że wolę położyć nacisk na coś innego w moim życiu.
Kiedy spotykam się z przyjaciółmi, nie chcę ich
obfotografowywać i oznaczać na Instagramie. Mam dość nietypowe podejście do
takich spraw.
Najbliższe plany zawodowe.
Trudno opowiedzieć człowiekowi, który zdaje się na los, o najbliższych planach zawodowych. Zobaczymy. Jestem wolnym strzelcem, a to pozwala na dokonywanie różnych wyborów. To jest piękne.
Kręcimy „Leśniczówkę“, przed Basią nowe wyzwania. Nie zamykam się tylko na aktorstwo i lektorstwo. Odkryłam ostatnio, że mogę być pożyteczna. W tym kierunku będę kierować swoją uwagę, ale nic więcej nie powiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz