Iwona Pavlović: „Od każdej edycji oczekuję zawsze czegoś nowego, innego, nietypowego“
fot. zdjęcie nadesłane
Z Panią
Iwoną Pavlović spotkałam się przy okazji kolejnej edycji Beskid Cup w Jaworzu.
Rozmawiałyśmy o tenisie, ale nie przeszłyśmy obojętnie obok „Tańca
z gwiazdami“.
Poruszyłyśmy
również temat jej udziału w programie „Wielka ucieczka“. „Nie jest znaleźć się
za kratami i czuć, że one nas ograniczają Oby w prawdziwym życiu nikt nie
musiał tego doświadczać“ – mówiła.
Dziś spotykamy się na XVI Beskid Cup - Turnieju Tenisa Ziemnego Artystów Polskich. Jest Pani stałym bywalcem tej sportowej imprezy. W czym upatruje Pani jej największy sukces?
Tak naprawdę,
rzeczywiście mam przyjemność tutaj być już nie pierwszy raz, ale ile razy już
brałam udział w tej imprezie, tego nie pamiętam. Uważam, że sukcesem są tutaj
organizatorzy, którzy są bardzo profesjonalni i organizują ten Turniej pod
względem technicznym naprawdę spektakularnie. Wszystko jest zapięte na ostatni
guzik. Są niesamowitymi gospodarzami, są mili i serdeczni. Większość artystów,
którzy są, to nie tylko osoby, które grają w tenisa, ale też przyjaciele
organizatorów. Można tu poczuć rodzinną atmosferę. Między nami wszystkimi
panuje szczególna więź. Każdy chce tu przyjechać. (Śmiech.)
Jako, iż
regularnie uprawia Pani tenis, nie musiała się Pani jakoś specjalnie
przygotowywać do tych rozgrywek, prawda?
Grają tutaj
mężczyźni. Ja tym razem nie gram, ale kiedy zagrają tutaj kobiety, zrobię to
z przyjemnością.
Pamięta Pani
moment, w którym po raz pierwszy zauroczyła się tenisem?
Tak, ponieważ
byłam na pierwszym Turnieju tenisowym w Niechorzu, u równie znakomitego
organizatora, Adama Grochula. Tam błam podobnie jak tu tylko gościem, ale padła
nieco żartobliwa propozycja, czy nie zagram, bo było za mało kobiet. W ogóle
nie umiejąc wtedy jeszcze grać, a mając dobrą koordynację ruchową,
z przyjemnością poruszałam się na korcie i zaczęłam od tego momentu brać
lekcje gry w tenisa. Nie gram regularnie, ale często robię to dla przyjemności.
Z programem
"Taniec z gwiazdami", który przyniósł Pani rozpoznawalność i sympatię
publiczności, jest Pani związana od samego początku. Czego oczekuje Pani od 26.
edycji, która w Polsacie startuje już 29 sierpnia?
Od każdej edycji
oczekuję zawsze czegoś nowego, innego, nietypowego. Czegoś, co mnie zaskoczy.
Mimo tego, że jestem sędzią, który ocenia gwiazdy również pod względem
technicznym, to jednak oczekuję też emocji. Chcę, by uczestnik zatańczył tak,
by zadziałało to na mnie nie tylko pod względem technicznym, ale też
emocjonalnie. Chodzi o to, by ten kto tańczy np. mnie rozbawił lub doprowadził
jakąś konkretną emocją do płaczu. Uważam, że kiedy sztuka działa na nas
emocjonalnie, spełnia swoje zadanie.
Mam wrażenie, że
jest Pani takim jurorem, który docenia postępy, ale umie też zwrócić uwagę. Jak Pani siebie ocenia w tej roli?
Bardzo się
cieszę, że tak Pani mnie odbiera. (Śmiech.) Ja siebie w tej roli odbieram
dokładnie tak samo. Doceniam postępy w tańcu, ponieważ sama się tego uczyłam i
wiem, ile trudu i pracy kosztuje nauczenie się każdego, nawet najmniejszego
ruchu. Laicy nie znają tego trudu, wydaje im się, że zatańczyć idzie lekko,
łatwo i przyjemnie, a tak nie jest.
Jako sędzia znam
wartość techniczną tańca i czasami oceniam też pod tym kątem. Jeżeli ktoś
bardzo słabo tańczy, wpada wtedy niestety pod skrzydła mojej negatywnej oceny.
Kiedy ktoś tańczy dobrze, dostaje wysokie noty.
Wzięła Pani
udział w programie "Wielka Ucieczka", emitowanym w Czwórce. Co Panią do tego skłoniło? Lubi Pani tego rodzaju
wyzwania?
Jestem osobą
dosyć otwartą, nie boję się nowych wyzwań. Kiedy dowiedziałam się, że będę w
tym programie w parze z Ewą Kasprzyk, bardzo się ucieszyłam, bo to
pozytywna i radosna kobieta. Choć traktowałyśmy nasz udział w programie bardzo
poważnie, nasza ucieczka była radosna i pełna śmiechu. Przeżyłyśmy prawdziwą
przygodę.
Start każdej
ucieczki rozpoczyna się w więzieniu. Znaleźć się za kratami to ogromny
dyskomfort, prawda?
Pomimo, że był to
program nagrywany i wiadomo było, że to zamknięcie było na niby, to muszę
powiedzieć, że nie jest miłe tam się znaleźć i czuć, że ograniczają nas kraty w
oknach. Oby w prawdziwym życiu nikt nie musiał tego doświadczać.
Jak już
wspominałyśmy, duet tworzyła Pani z Ewą Kasprzyk, z którą poznałyście się, kiedy w duecie z Janem Klimentem
występowała właśnie w "TzG". Czy to pomogło Wam stworzyć bardziej
zgrany duet?
Myślę, że nie,
ponieważ choć poznałyśmy się przy okazji „TzG“, to nie miałyśmy jakiegoś
dużego, prywatnego kontaktu. Wbrew pozorom jesteśmy inne, ale mamy podobne
poczucie humoru, z dystansem podchodzimy do życia i to nas łączy.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że to właśnie dzięki Pani Ewie ta ucieczka
była dla Pani piękną przygodą.
Tak, ze swoich
wzajemnych zachowań momentami płakałyśmy ze śmiechu. Było to coś niesamowitego.
Czy teraz, kiedy
na własnej skórze przekonała się Pani, na czym polega ta formuła,
zdecydowałaby się Pani na ponowny udział w tym programie?
Tak,
zdecydowanie. Polecam. (Śmiech.)
Co sprawiło Pani
w tym programie największą frajdę, a co było najtrudniejsze?
Trudności nie
było, udział w tym programie był dla mnie ogromną frajdą. Nie postanowiłyśmy,
że za wszelką cenę uciekniemy. Finalnie nam się nie udało. Postawienie takiego
celu zabrałoby nam pewnie z tego wyzwania całą przyjemność.
Na swoim profilu
na Instagramie chętnie dzieli się Pani swoim życiem zawodowym, ale również zdjęciami z podróży. Jakie miejsce zachwyciło Panią ostatnio?
Najbardziej
jestem zachwycona włoską wyspą, która znajduje się nad Sardynią – Maddalena
Island. To wyspa z pięknymi zatokami. Widziana z punktu wody robi
wrażenie.
Podróż marzeń Iwony Pavlović to...
Australia. Może kiedyś… Daleko, inaczej i nietypowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz