niedziela, 4 grudnia 2022

Anna Moskal: "Teatr jest moim domem"

Anna Moskal: "Teatr jest moim domem"



















fot. Paulina Holtz

Podczas odbywającego się w październiku 31. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Bez Granic/Bez hranic w Cieszynie i Czeskim Cieszynie grany był m.in. spektakl „Sztuka intonacji“ Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Miałam okazję rozmawiać z aktorką, Anną Moskal, która w tym spektaklu zagrała.

Spotykamy się w Cieszynie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Bez granic". Nie jest to pani pierwsza wizyta w tym mieście. Jakie są pani ulubione miejsca w Cieszynie?

Cieszyn znam od niedawna, bo przy okazji festiwalu filmowego „Kino na Granicy“, w zeszłym roku przyjechałam na zaproszenie Łukasza Maciejewskiego, by spotkać się z widzami po filmie „Wolka“, w którym zagrałam. Cieszyn bardzo mi się wtedy spodobał. Zadomowiłam się w kawiarni „Kornel i Przyjaciele“, bo jestem wielką fanką Wisławy Szymborskiej (to moja ukochana poetka - co za tym idzie, czytałam też prozę Kornela Filipowicza) i uważam, że to wspaniałe miejsce z duszą. Bardzo lubię też tutejszy Zamek, jego okolicę i Browar. Teatr też jest wspaniałym miejscem. Mam nadzieję, że będziemy mieć pełną widownię, a nasze przedstawienie będzie ciekawe  dla publiczności.

Czy można stwierdzić, że teatr jest dla pani miejscem szczególnym?

Teatr jest moim domem i takim miejscem, gdzie czuję się bardziej u siebie, niż w innych miejscach.

Dziś wystawiony zostanie spektakl "Sztuka intonacji". To sztuka, która na co dzień gości w stałym repertuarze Teatru Dramatycznego w Warszawie. W małych zadymionych mieszkaniach, przy kawiarnianych stolikach, przy czarnej herbacie i kawie po turecku, przy wódce i winie, toczą się rozmowy o istocie teatru. Zdarza się Pani czasami rozmawiać o istocie teatru także poza sceną?

Oczywiście. Teatr jest dla mnie bardzo ważny i właściwie takie pytanie, czym jest i po co my go robimy towarzyszy mi stale. Mąż jest aktorem a syn licealista zarabia sobie jako bileter, drugi pisze - teatr zawsze był tematem naszych rozmów przy stole.

Tworząc ten spektakl, Tadeusz Słobodzianek zaglądał daleko za kulisy i czerpie inspiracje z historii teatru, aby opowiedzieć o geniuszu i tworzeniu się wielkich idei, ale też o słabościach ludzkich i prozie życia. Czy pani, w ramach pracy nad rolą również czerpała inspiracje z historii teatru? Co panią najbardziej zaciekawiło w tym temacie?

W tekście wszystko jest, więc zapraszam, by obejrzeć spektakl “Sztuka intonacji”, bo to naprawdę kawał historii światowego i polskiego teatru. Gram Asystentkę postać wzorowaną na  Irinie Sergiejewnej–Wulff, pierwszej i zarazem czwartej żonie wielkiego twórcy rosyjskiego teatru Jurija Zawadskiego, którym Grotowski spotkał się dwukrotnie w Moskwie, aktorki i reżyserki, pedagożki aktorstwa. To kobieta,która towarzyszy wielkim mistrzom i uczy nowych mistrzów, można powiedzieć "kobieta z cienia"...

Na scenie spotykamy najciekawsze postaci teatru XX wieku, m.in. Tadeusza Kantora, Jerzego Grotowskiego, Ludwika Flaszena. Kto pani zdaniem był najciekawszą postacią teatru XX wieku?

Nie potrafię wybrać jednej osoby. Nie potrafię też stwierdzić, czy Kantor, czy Grotowski, wywarł silniejszy wpływ na teatr, natomiast na pewno ich obecność w teatrze była bardzo znacząca. Gdybym miała powiedzieć co zostawili po sobie trudno byłoby określić, ale bez ich wkładu inny zupełnie prawdopodobnie byłby proces pracy aktora, reżysera, inne rozumienie estetyki teatralnej. Spotkanie z nimi na scenie, pamięć o nich przez sztukę, ożywienie ich przez Łukasza Lewandowskiego i Modesta Rucińskiego,Adama Ferencego to swego rodzaju hołd dla nich. Koledzy wykonali pracę dokumentalną niemalże. Kiedy Łukasz Lewandowski wchodzi na scenę mamy poczucie, że pojawił się wśród nas żywy Grotowski.

Na przekazaniu jakich emocji ze sceny się pani skupia?

Ja nie skupiam się na przekazywaniu emocji, tylko na przeprowadzeniu postaci, jej tekstu tekstu i wyrażeniu jego sensu. Towarzyszą temu różne emocje, za każdym razem inne, ale bardziej zależy mi na tym, by ze sceny przekazać opowieść i być elementem tego, co ze sceny idzie do widza, a emocje, które temu towarzyszą, są zawsze wypadkową tego konkretnego spotkania.

Czasami rola, czy to teatralna, czy do odegrania przed kamerą, wymaga też pokazania trudnych, czasami nawet skrajnych emocji. Ma pani swoje sposoby na przygotowywanie się do takich scen?

Kiedy oddaję siebie na użytek tekstu i roli i tworzę naturalne środowisko do tego, by przeze mnie przepływały, wtedy po prostu pojawiają się same. Tu gram alkoholiczkę, osobę, którą dużo kosztuje to, że jest w cieniu wielkiego męskiego ego. Mam tu do pokazania trudne emocje, choć wolałabym je raczej nazwać kosztownymi, bo dla aktora nie ma trudnych emocji. Czasem zdarza mi się tracić głos po tym spektaklu - kiedy gram scenę delirium alkoholowego, głośno krzyczę. Spotykam się tutaj z takimi emocjami jak zazdrość, zawiść, nienawiść, poczucie bycia niedowartościowaną, gorszą. Pojawia się tutaj również poczucie odrzucenia, lęk i strach oraz wszystko inne, co towarzyszy nałogowi. To trudne rzeczy, ale bardzo ludzkie, więc z przyjemnością się w to zanurzam i z radością gram ten spektakl. Na scenie przerabiamy różne emocje, ale kiedy  w naturalny sposób dokonuje się katharsis - kończymy ten proces w sobie. Czasami szybciej, czasami wolniej.

Nigdy nie ma pani problemu z wyjściem z roli?

Nie. Nigdy nie mam problemu ani z wejście w rolę, ani z wyjściem z roli, bo jest dla mnie naturalnym, że kiedy kończy się przedstawienie, w trakcie oklasków następuje pewnego rodzaju domknięcie. Kiedy zdejmuję kostium, zmywam makijaż i rozpuszczam fryzurę, wracam do siebie. Dzielenie się nie swoimi historiami i emocjami z widzami jest pewnego rodzaju sposobem na życie. To dla mnie coś tak naturalnego i oczywistego, jak oddychanie czy jedzenie. (śmiech)

Co w tej sztuce najbardziej się pani podoba, a za co, pani zdaniem, cenią ją widzowie?

Najbardziej podoba mi się to, że jest to opowieść o ludziach z pasją i myślę, że to też najbardziej podoba się widzom.  Na początku zastanawialiśmy się, jak taka ilość historii teatru będzie odebrana przez widzów. Obawialiśmy się, że dla widowni może to być hermetyczne i trudne. Okazało się, że wcale tak nie jest. Na nasz spektakl przychodzą widzowie, którzy czasem nie mają żadnej wiedzy na temat Grotowskiego czy Kantora i są bardzo wciągnięci w tę akcję. Mimo, że spektakl trwa prawie cztery godziny, to ogląda się go wartko. Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że to historia o marzycielach. Pasja jest tu głównym motorem naszych bohaterów.

Podobnie jak w przypadku festiwalu „Kino na Granicy“, głównym celem i atrybutem Festiwalu Teatralnego Bez Granic jest łączenie kultury polskiej, czeskiej i słowackiej. Jakie są trzy rzeczy, z którymi kojarzą się pani Czechy?

Czechy kojarzą mi się z dobrym piwem (śmiech), świetną literaturą, zamiłowaniem do czytania i poczuciem humoru, dystansem i lekkością.

Porozmawiajmy jeszcze o innych projektach. "Po sezonie", "Chłopiec z Marsa" oraz "Tylko do świtu", to kilka etiud szkolnych, w których pani zagrała. Czy można zatem stwierdzić, że lubi pani pracować z młodymi twórcami? Co jest dla pani w tej współpracy najważniejsze?

Tak. Bardzo lubię spotykać się z młodymi reżyserami. Przede wszystkim dlatego, że oni lubią się spotykać ze mną. Mają dla mnie ciekawe zadania i propozycje. Zawsze byłam przede wszystkim człowiekiem teatru i szansa sprawdzenia się przed kamerą, która pojawiła się dzięki etiudom, była dla mnie okazją, by z tego teatru trochę wyjść i zacząć pracować dla filmu, co bardzo dużo mi dało. Wiele z tych relacji potem przenosi się na moje życie zawodowe - większość studentów pracuje później w branży i nasze drogi się w różnych momentach przecinają. Uczę się tak samo, jak oni, a etiudy szkolne są fajnym pretekstem do pozwalania sobie na eksperymenty.

W produkcji jest film "Ryfka", w którym pani zagrała. To historia odbudowy trudnych relacji między córką i ojcem. Jaka jest pani rola?

Gram nauczycielkę śpiewu głównej bohaterki - nastolatki, którą w trudnym momencie jej życia otaczają dojrzałe kobiety, a nie do końca potrafią jej pomóc, wesprzeć ją. Oprócz mnie w takich epizodach wzięły udział m.in. Izabela Kuna i Magdalena Cielecka. Ale przede wszystkim cieszę się ze spotkania z reżyserem Kubą Michalczukiem i z Sonią Szyc, która gra główka bohaterkę a Jej tatę gra prawdziwy tata - Borys Szyc. To będzie chemia na ekranie…

Czy lubi Pani oglądać siebie na ekranie, czy tak, jak większość aktorów, tego nie cierpi? (śmiech)

Nie lubię, ale oglądam - trzeba wiedzieć, jakie błędy się zrobiło i co można poprawić, więc traktuję to jako część procesu twórczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz