sobota, 30 września 2023

Hanna Turnau o serialu "M jak miłość", książkach z dzieciństwa i spektaklu "Dzieci z Bullerbyn" [WYWIAD]

 Hanna Turnau o serialu "M jak miłość", książkach z dzieciństwa i spektaklu "Dzieci z Bullerbyn" [WYWIAD] 
















fot. Marta Chodorowska

Z Hanną Turnau, która w serialu "M jak miłość" pojawiła się w 1653 odcinku w roli Sylwii, spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o serialu, przemianie, jaką przechodzi jej bohaterka, ale też o książkach z dzieciństwa, spektaklu "Dzieci z Bullerbyn", w którym występuje w stołecznym Teatrze Lalka, ale też o podróżach. 

Bije od Ciebie pozytywna energia. To nastawienie, to Twój świadomy wybór? Chyba nie mogłabyś inaczej, prawda? (Śmiech.)

Nie klasyfikowałabym tego w kategoriach wyboru, to wynika z  charakteru. Po prostu tak mam. (Śmiech.) Są oczywiście gorsze momenty i osoby, które dobrze mnie znają, wiedzą, że czasami nawet zdarza mi się uprawiać czarnowidztwo. Specjalnie używam właśnie tego słowa, bo od dziecka słyszałam od mojej mamy „nie uprawiaj czarnowidztwa”. Ale w głębi duszy jestem pozytywnie nastawiona do życia. 

Takie nastawienie jest dla Ciebie choć w pewnym stopniu, ułatwieniem funkcjonowania w niełatwej dla nas wszystkich codzienności?

Pozytywne nastawienie ułatwia funkcjonowanie w każdej branży. A w mojej szczególnie. 

Można się go nauczyć?

Uważam, że tak. W naszym zawodzie różnie bywa, dlatego też nauczyłam się tak podchodzić do życia. Kiedy aktor przez dłuższy czas nie ma pracy, wtedy bardzo trudno o pozytywne myślenie i nastawienie. W pewnym momencie postanowiłam, że praca nie będzie tym, co determinuje moje samopoczucie. 

Wróćmy jednak do początków. Jak to się stało, że ze wszystkich zawodów na "A", wybrałaś akurat aktorstwo? (Śmiech.) 

Od zawsze chciałam być aktorką. Komunikowałam to światu już jako mała dziewczynka. Bardzo lubiłam występować, śpiewać i brałam udział w szkolnych przedstawieniach. 

Masz to szczęście, że nie realizujesz się tylko przed kamerą, ale również na deskach teatralnych. Jesteś aktorką stołecznego Teatru "Lalka", gdzie obecnie można Cię oglądać między innymi w spektaklu "Dzieci z Bullerbyn", obrazującym przygody napisane przez Astrid Lindgren. Czy w dzieciństwie sięgałaś po jej książki? 

Uwielbiam Astrid Lindgren. Na początku jej książki czytała mi mama, później już sama po nie sięgałam. "Dzieci z Bullerbyn" były moją ukochaną lekturą. Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy się dowiedziałam, że zagram właśnie w tym spektaklu, ale największą radością było spotkanie z reżyserką Agnieszką Glińską, o której wiele słyszałam i zawsze chciałam ją spotkać na swojej teatralnej drodze. 

Uważasz, że dzieciaki, po obejrzeniu spektaklu chętniej sięgną po tę i inne lektury szkolne? Jak to było w Twoim przypadku - w latach szkolnych chętnie sięgałaś po lektury? 

Zawsze dużo czytałam, tę miłość do czytelnictwa zaszczepiła we mnie mama. Do dzisiaj wymieniamy się książkami. We wczesnych latach szkolnych po lektury sięgałam chętnie, trochę gorzej było z tym w liceum, wolałam czytać lektury spoza listy obowiązkowej. Nigdy nie przebrnęłam przez „Nad Niemnem” Orzeszkowej czy „Krzyżaków” Sienkiewicza. Za to kochałam „Lalkę” Prusa, uważam że nadal świetnie się ją czyta.

Wracając do „Dzieci z Bullerbyn” myślę, że dzięki naszemu spektaklowi dzieciaki chętniej sięgną po tytuły Astrid Lindgren, co zresztą bardzo polecam. 

Z jakimi jeszcze książkami miałaś do czynienia w pierwszych latach edukacji?

Pamiętam „Lottę z ulicy Awanturników” też Astrid Lindgren czy „Karolcię” Marii Kruger. To pierwsze książki, które przychodzą mi na myśl, ale razem z mamą czytałyśmy bardzo dużo. 

Mówi się, że dzieciaki są najbardziej wymagającymi odbiorcami. Czy to się zgadza? (Śmiech.)

To prawda. Kiedy pierwszy raz przyszłam do Teatru Lalka, trochę się tego bałam. Mały widz, to widz, który niczego nie udaje, ale też widz najbardziej szczery. Kiedy coś mu się nie podoba, daje temu wyraz. (Śmiech.) To bywa czasami trudne, ale można sobie z tym poradzić. Robienie teatru dla dzieci jest trudniejsze, niż tworzenie dla dorosłych, ale uważam to za bardzo ważne.

Teatr Lalka ma świetny repertuar i szeroką ofertę dla młodego widza. Bardzo zachęcam wszystkich rodziców, by zabierali do nas dzieciaki, zdziwią się jak sami będą się świetnie bawić. Uważam, że Teatr Lalka to teatr dla wszystkich, nie tylko dla najmłodszych. Wbrew pozorom dzieci rozumieją czasami więcej, niż nam się wydaje oraz mają ogromną wyobraźnię.

Od 1653 odcinka w "M jak Miłość" wcielasz się w rolę Sylwii, przyjaciółki Julii, (w tej roli Marta Chodorowska, przyp. red.) Czy zanim trafiłaś do serialu, zdarzało Ci się go oglądać, miałaś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?

"M jak miłość" nie śledzę już od lat. Pamiętam jednak początki, kiedy wątki bohaterów śledziłam razem z mamą, która nadal serial ogląda, ale teraz chyba głównie ze względu na mnie (śmiech).

Zastanawiałam się, jakbym mogła z perspektywy widza opisać Twoją bohaterkę. (Śmiech.) Na pewno jest wierną przyjaciółką Julii, której nie pozwala skrzywdzić. Co Ty powiedziałabyś o Sylwii?

Role w serialach codziennych czy telenowelach mają to do siebie, że często na początku nie mamy pojęcia jak potoczą się dalsze losy granego przez nas bohatera. Na początku Sylwia występowała wyłącznie w cieniu Julii, niewiele mogliśmy o niej powiedzieć, poza tym, że jest wierną przyjaciółką. To z biegiem czasu się zmieniło, bo rozwinął się wątek mojej bohaterki. Teraz widzimy w niej różne odcienie, dobre i złe strony.

Najnowsze odcinki powiedzą wiele nowego o Sylwii, okaże się, że niesłusznie broniła swojej przyjaciółki, bo zostanie przez nią perfidnie wykorzystana. Ale nie będę więcej zdradzać, zachęcam do oglądania - Sylwia będzie się pojawiać coraz częściej.

Czy jednak to, że miała w sobie na początku swego rodzaju złamanie, było dodatkowym atutem do grania?

Oczywiście. Dla aktora dużo ciekawiej grać czarne charaktery. Ale w serialu "M jak miłość", oglądanym przez miliony widzów jest tak, że ludzie zaczepiają na ulicy i utożsamiają nas z graną postacią, więc bezpieczniej grać pozytywnych bohaterów (śmiech).

Hejt się pojawia?

Nie. Nie mam aż takiej rozpoznawalności, więc nie mam do czynienia z hejtem. Coś czasem oczywiście przeczytam w internecie, ale dotyczy to wtedy raczej mojej bohaterki, niż mnie samej. 

Nie sposób nie wspomnieć, choć w kilku słowach o serialu "Echo serca", emitowanym w TVP2, który w trakcie pandemii, praktycznie ze dnia na dzień, zniknął z anteny. Jak wspominasz pracę na tym planie? 

Wielka szkoda, że serial został zdjęty z anteny. Wydarzyło się to w bardzo trudnym, pandemicznym momencie, cała ekipa została bez pracy praktycznie z dnia na dzień. Dla mnie to był jedyny projekt, w którym w tamtym czasie brałam udział.  

Szkoda mi tego serialu. Bardzo miło wspominam współpracę z reżyserem, Tomkiem Szafrańskim. Świetnie grało mi się z serialowym partnerem, w którego wcielał się Antek Pawlicki. 

Jak w ogóle odnajdywałaś się  na planie serialu medycznego?

Nie miałam do czynienia z terminologią medyczną, bo grałam księgową, czyli znów bliżej Sylwii, która jest prawniczką. (Śmiech.) 

Porozmawiajmy jeszcze o podróżach, których jesteś wielką fanką. Jakie miejsce zachwyciło Cię  ostatnio?

Ostatnio zachwyciła mnie Kreta. W tym roku byłam tam po raz pierwszy. Jestem zachwycona tym krajobrazem górsko-morskim. Uwielbiam takie połączenie. Zachwycili mnie ludzie, przepyszne jedzenie, którego jestem fanką. Lubię odkrywać nowe smaki, jeść i gotować. (Śmiech.)

Jaki grecki przysmak najbardziej przypadł Ci do gustu?

Najbardziej smakowały mi greckie gołąbki w liściach winogron, które są tam znane pod nazwą Dolmades. 

Podróż marzeń Hanny Turnau to... 

Lista takich miejsc się powiększa, a czasu coraz mniej, bo oboje z mężem sporo pracujemy. (Śmiech.) 

Marzy mi się podróż do Nowego Jorku. Mieliśmy lecieć w listopadzie, ale właśnie weszłam w próby do nowego spektaklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz