Maja Kleszcz o wszystkich odcieniach Osieckiej [WYWIAD]
fot. zdjęcie nadesłane
Maja Kleszcz była jedną z gwiazd 32. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Bez Granic“ w Cieszynie. W ramach koncertu „Osiecka De Luxe“ artystka zaprezentowała przed publicznością swoje aranżacje utworów z repertuaru Agnieszki Osieckiej. W rozmowie zdradziła wiele o pracy nad płytą i trasą koncertową, opowiedziała również, co łączy ją z Osiecką.
Największe magazyny nie szczędzą Pani komplementów. „Elle" określa Pani twórczość i talent jako „towar luksusowy“, Onet pisze, że jest Pani „legendarnie dobra“, a Interia mówi wprost - że jest Pani „marką samą w sobie“. Jak przyjmuje Pani takie komplementy? Są ogromną motywacją do dalszej pracy, prawda?
Na pewno, choć muzyką zajmuję się już dwadzieścia lat, ale przez pierwszą dekadę zajmowałam się jej inną dziedziną. Na pewno to sprawia, że nie dochodzi u mnie do wypalenia zawodowego. To rozgrzewa moje serce i jest to przyjemne.
Idzie Pani jak burza. Jest Pani tegoroczną laureatką Fryderyka w kategorii „Album roku blues“ za krążek "B.L.ues". Jakie emocje towarzyszyły Pani podczas odbierania tej statuetki?
Statuetki nie odebrałam niestety osobiście, ale zrobił to mój wydawca. Było to niezmiernie miłe, ponieważ to pierwszy Fryderyk, którego zdobyłam na ścieżce kariery solowej. Fajnie, że wydarzyło się to właśnie przy okazji tej płyty. Wszystko się pięknie splotło.
To niezwykły, rocznicowy album wypełniony w całości tekstami Bogdana Loebla. Jak wspomina Pani pracę nad tą płytą?
Z panem Bogdanem Loeblem moja współpraca trwała około trzynastu lat. Płyta jest dla mnie bardzo ważna, bo jest świadectwem pracy międzypokoleniowej. Pan Bogdan kończył akurat dziewięćdziesiąt lat, więc między tymi pokoleniami byliśmy się w stanie twórczo porozumieć i dać sobie coś nawzajem.
Stworzyliśmy płytę na temat wszystkich odcieni bluesa. Płyta łączyła narrację męsko-żeńską.
Na płycie można znaleźć kultowe już utwory skomponowane przez Tadeusza Nalepę, jak chociażby „Kiedy byłem małym chłopcem", ale też nowe aranżacje utworów, specjalnie napisane dla Pani. Gdyby miała Pani wskazać swój ulubiony utwór z tej płyty, na który mogłoby paść?
Mam wiele ukochanych utworów z tej płyty, ale bardzo lubię „Kiedy byłem małym chłopcem", w którym, za porozumieniem z panem Bogdanem, wyśpiewuję słowa „… kiedy byłeś małym chłopcem“. To utwór, który dał mi wgląd w męską wrażliwość. To fajny, lapidarny, surowy tekst, bardzo ważny dla mnie.
Dziś spotykamy się w ramach 32. Międzynarodowego Festiwalu „Bez Granic“. Podobno, gdyby swego czasu nie przyszło zaproszenie ze strony pewnego festiwalu, to po repertuar Agnieszki Osieckiej najprawdopodobniej nie sięgnęłaby Pani. To prawda?
To prawda. Wszystko wydarzyło się ze względu na zaproszenie ze strony festiwalu „Pamiętajmy o Osieckiej", który odbywa się w Poznaniu. Może, by po to sięgać, był to dla mnie zbyt wielki klasyk. Przygotowując ten repertuar, często musiałam się zmagać z utworami, które są prawie jak hymny polskiej muzyki rozrykowej. To chciażby „Niech żyje bal". Może dlatego się ich bałam. Każdy boi się konfrontacji z tak kultowymi utworami, które są ukochane przez publiczność. Uważam, że warto nawiązywać dialog międzypokoleniowy. Teksty Osieckiej dużo opowiadają o pokoleniu moich rodziców.
Otwarcie Pani mówi o tym, że wśród utworów ze słowami Agnieszki Osieckiej są takie, które Panią bolą. To chociażby „Uciekaj moje serce" i „Na całych jeziorach Ty". Czy jest to związane m.in. z tym, że polska muzyka do pewnego momentu była dla Pani czymś egzotycznym?
To wiąże się ze wspomnieniami z dzieciństwa i momentami, w których nie byłam w stanie tych tekstów zrozumieć. Muzyka Agnieszki Osieckiej przenikała mnie na wskroś i przynosiła coś nostalgicznego, czego jako dziecko nie byłam w stanie pojąć. Jako dojrzała kobieta widzę więcej. Osiecka urzekła mnie autoironizmem i tym, że w jej tekstach znajduje się miejsce nie tylko na szczerość, ale też gorzki dowcip.
Obydwa utwory, które określa Pani mianem tych bolesnych, mimo tego znajdują się w repertuarze. Czy to, że wykonuje je Pani dość często, powoduje, że stopniowo Pani stosunek do nich się zmienia?
Teraz darzę te utwory sympatią. To, że coś jest bolesne, nie oznacza, że nie lubimy po to sięgać. Wydawało mi się, że to, że wywoływały we mnie takie uczucia, prawdopodobnie świadczy o tym, iż one są ważne, nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim pokoleniowo. Niosą prawdziwą opowieść i może dlatego od dziecka wzbudzają we mnie emocje.
Gdyby jednak miała Pani wybrać z repertuaru Agnieszki Osieckiej utwór, który jednoznacznie wywołuje w Pani pozytywne emocje, na który mogłoby paść?
Bardzo lubię utwór „W dziką jabłoń Cię zaklęłam", który nagrałam w duecie z pianistą. Jest bardzo poetycki, ale też teatralny. Lubię też „Niech żyje bal" i to właśnie w tej odsłonie, którą udało mi się wypracować.
Czy jest coś, co łączy Panią z Osiecką?
Trudne pytanie (śmiech). Łączy nas chyba umiejętność śmiania się trochę z siebie, ale tak przez łzy. Nie jestem aż tak barwną postacią, jak ona.
Gdyby miała Pani jej twórczość zamknąć w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?
Śmiej się i płacz.
Polska muzyka docierała do Pani za pośrednictwem Polskiego Radia, co najczęściej miało miejsce podczas wakacji z dziadkami. Jaki tytuł nosi pierwsza polska piosenka, z którą kojarzy się Pani dzieciństwo?
Na pewno jest to sygnał Lata z Radiem, czyli „Polka dziadek". Kiedy ją słyszę, czuję zapach wszystkich obiadków, które babcia mi gotowała. Jednym z utworów, który usłyszałam jako pierwszy, jest „Uciekaj moje serce".
Twórczość muzyczną łączy Pani z aktorstwem, występując w teatrze. Trudno to pogodzić? Z czego byłoby Pani prościej zrezygnować?
Dla mnie te rzeczy się łączą. Między tymi dziedzinami nie ma żadnego konfliktu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz