Monika Mazur o serialu "Na Sygnale" i spektaklu "Odjechana farsa" [WYWIAD]
fot. Patrycja Wiercichowska
Monika Mazur jest jedną z najbardziej lubianych aktorek młodego pokolenia. Największą rozpoznawalność przyniósł jej serial „Na sygnale", w którym od dziesięciu latwciela się w rolę Martyny. Występuje również w teatrach, w takich spektaklach jak chociażby „Wieczór panieński plus" i „Odjechana farsa". To moja kolejna rozmowa z aktorką.
Rozmawiamy o "Odjechanej farsie", ale też o serialu „Na sygnale", nazewnictwie medycznym i o tym, który z aktorów miał już okazję w życiu osobistym testować umiejętności nabyte na planie...
Nie jest to nasza pierwsza rozmowa, a za każdym razem bije od Pani masa pozytywnej energii. Takie nastawienie to Pani świadomy wybór?
To chyba nawet nie wybór, bo tak po prostu jest (Śmiech). Nie zastanawiam się nadtym. Niczego sobie nie narzucam, daję też sobie prawo do gorszych dni, bo – oczywiście - takie też się zdarzają. Dzisiaj mam bardzo dobry dzień.
Pozytywne podejście do ludzi i świata jest dla Pani ułatwieniem funkcjonowania wniełatwej dla nas wszystkich codzienności?
Mam wrażenie, że dużym ułatwieniem jest nastawienie się na to, że mam prawo czuć się i tak, i tak. Kluczowe jest akceptowanie tego, jak się czuję. Kiedy mam gorszydzień, nie próbuję udawać, że wszystko jest dobrze. Tego nauczyło mnie bycie mamą.
Akceptowania emocji uczę również swojego synka. On wie, że ma prawo płakać, a naszemu pokoleniu na to nie pozwalano. To najgorsze, co można zrobić. Warto uświadomić sobie, że mamy cały wachlarz emocji i to jest w porządku.
„Odjechana farsa" to spektakl na dwóch aktorów, w którym partneruje Pani Piotr Szwedes. Co jest największą siłą Waszej współpracy scenicznej?
Piotr jest partnerem trudnym i wymagającym. W ten spektakl wskoczyłam za Joannę Koroniewską, czyli tak naprawdę musiałam całą robotę wykonać sama. Oczywiście, z Piotrem wielokrotnie spotykałam się na próbach, ale nie był to proces taki, jak przy powstawaniu spektaklu od zera. Nie miałam kilku miesięcy prób.
Asia wspaniale tę postacie stworzyła, co zostało uwiecznione na nagraniu. Ja, wzorując się na niej, poszukałam swojej wersji tej bohaterki.
Czego to Pani, podczas pracy nad „Odjechaną farsą" nauczyła się od Piotra?
Piotr, ale też sam spektakl nauczył mnie, że w tej sztuce nie ma momentu na oddech, pauzę lub wyłączenie. Ta sztuka wymaga koncentracji przez dwie godziny. Cały czas jesteśmy na scenie. To jest trudne.
Na scenie wcielacie się aż w dziesięć różnych postaci, które zostają wmieszane w przezabawne perypetie, rozgrywające się w niewielkim pokoju hotelowym. Można zatemuznać, że pokój hotelowy jest tutaj centrum wydarzeń?
Dokładnie. Wszystko odbywa się w pokoju hotelowym. W tym miejscu przewija się tak, jak wspomniałaś aż dziesięć postaci, które omyłkowo są poumieszczane nie tam, gdzie trzeba. Nigdy w tym pokoju nie spotyka się w jednym momencie więcej niż dwóch bohaterów.
Przez przytulny apartament przewija się m.in. rozśpiewana siostra zakonna oraz wścibska reporterka miejscowej stacji telewizyjnej. Które z tych wcieleń jest Pani ulubionym, a które jest najbardziej wyczekiwane przez widzów?
Zakonnica cieszy się ogromną sympatią widzów. Też ją lubię, choć nie przepadam za śpiewaniem. Bardzo lubię pokojówkę ze wschodnim akcentem. Dziennikarka też jest ciekawym wyzwaniem rewelacyjna. Wszystkie te postacie są bardzo skrajne. Ten spektakl jest dla mnie ogromnym treningiem aktorskim.
Co takiego, czego nie mają inne spektakle, ma "Odjechana farsa"?
"Odjechana farsa" jest spektaklem bardzo wymagającym. Zabójcze tempo i uwaga - po siedemdziesiąt przebiórek dla każdego z nas, czyli łącznie w ciągu dwóch godzinprzebieramy się sto czterdzieści razy.
Serial „Na Sygnale", w którym od czwartego odcinka wciela się Pani w Martynę, obchodzi w tym roku dziesiąte urodziny. Gdyby miała Pani te dziesięć lat zamknąć w jednymsłowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?
Niesamowita przygoda i wspaniali ludzie.
Jak w kilku słowach opisałaby Pani przemianę, jaką na przestrzeni odcinków przeszła Martyna?
Ostatnio strasznie jej nie lubię. Był taki czas, w którym mówiłam, że chciałabym, by była czarniejszym charakterem, ale scenarzyści chyba nie do końca zrozumieli moje oczekiwania (Śmiech). Jest ciągle niezadowolona i ma jakieś fochy. Zaczynam tęsknić za starą Martyną (Śmiech). Już jej nie lubię.
To znielubienie przyszło w momencie, kiedy została szefową stacji?
Nie. Mam wrażenie, że awans jej nie zmienił. Nie do końca podoba mi się jej zachowanie w stosunku do Piotrka. On pomaga, stara się, robi jej niespodzianki, a ona jest wiecznie niezadowolona.
Jak Pani, na przestrzeni tych dziesięciu lat zmieniała się jako aktorka?
To chyba powinni ocenić widzowie. Przez te dziesięć lat zdobyłam sprawność w byciu przed kamerą, wzmocniłam pamięć. W tej chwili jestem w stanie przeczytać scenę na chwilę przed ujęciem i ją zagrać. Mam nadzieję, że cały czas się rozwijam.
Kiedy wcielamy się przez dziesięć lat w jedną postać, bardzo łatwo popaść w pewnego rodzaju marazm. Tak jest nam wygodnie i stabilnie. Był taki moment, w którym czułam się już zmęczona. Dobrze zrobiła mi przerwa, którą miałam, kiedy urodziłam Leosia.Na plan wróciłam po roku, z nową energią.
Wyzwania teatralne też bardzo mi pomagają i przekładają się na moją pracę przed kamerą.
Gdyby miała Pani wybrać jedno przełomowe wydarzenie z życia swojej bohaterki, na które mogłoby paść?
Najbardziej przełomowym momentem dla niej, ale też dla mnie było to, kiedy została mamą.
Czy nadal, najtrudniejszym wyzwniem aktorskim zostaje moment, w którym Martyna została uwięziona na bombie, która wybuchła?
To pytanie często się pojawia i za każdym razem obiecuję sobie wtedy, że się nad nim zastanowię, ale na tym się kończy (Śmiech).
Trudne są wątki, które są emocjonalne. Jednym z takich jest obecnie choroba Piotra. Poza tym, Martyna w ostatnim czasie miała mało ekstremalnych przeżyć, a te są najbardziej wymagające.
Jak na serial medyczny przystało, łączycie stosowanie terminologii medycznej z zastosowaniem czynności medycznych. Gdyby nastała taka konieczność, jakie czynności medyczne umiałaby Pani zastosować?
Darek Wieteska jakiś czas temu reanimował człowieka. Mam wrażenie, że wyniósł z tego serialu najwięcej. Czy ja byłabym w stanie przeprowadzić RKO, wierzę że tak, choć mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego weryfikować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz