piątek, 26 lipca 2024

Ewa Florczak o serialu "07, zgłoś się" i swoim monodramie [WYWIAD]

Ewa Florczak o serialu "07, zgłoś się" i swoim monodramie [WYWIAD] 




















fot. Mariola Morcinková

Z Ewą Florczak spotkałam się w Warszawie. Aktorka opowiedziała o pracy z nieodżałowanym Bronisławem Cieślakiem, z którym grała w kultowym "07 zgłoś się", ale też o tym, co sprawia, że ten serial dalej jest tak chętnie oglądany.

Nie zabrakło też pytań o pianino, dom rodzinny, monodram i o to, czy… chciałaby napisać książkę.

Choć jako pierwsza w Pani życiu pojawiła się muzyka, to ostatecznie postawiła Pani na aktorstwo. Pół żartem, pół serio, w jednym z wywiadów powiedziała Pani, że nie miała Pani wyjścia, muzykę musiała pokochać, bo urodziła się w domu z fortepianem. (Śmiech) Proszę tę myśl rozwinąć.

Tak było. (Śmiech) W domu fortepian mieliśmy od zawsze, odziedziczony został po kimś z rodziny. Był ogromny. Przychodziła do nas pani, która uczyła nas na nim grać. Okazało się, że mam dobry słuch.

Choć nie gra już Pani na żadnym instrumencie, to mam wrażenie, że wrażliwość muzyczna, wypracowana poprzez granie w przyszłości, zostaje z człowiekiem na zawsze. Podobnie jest u Pani?

Mój brat gra nadal, ale ja już faktycznie nie gram. Lubię słuchać muzyki i śpiewać, kiedy pianista mi akompaniuje. Granie na jakimkolwiek instrumencie uwrażliwia człowieka na muzykę, w konsekwencji czego zaczyna ją nie tylko słyszeć, ale też rozumieć.

Nie mogę sobie przypomnieć, czy przyszło Pani swoje umiejętności muzyczne wykorzystać na planie filmowym. Proszę mi pomóc. (Śmiech)

W paru dubbingowałam część muzyczną. Wyglądało to tak, że jakaś aktorka mówiła głosem postaci, a ja śpiewałam.

Jest Pani kolejną osobą, ze strony której już od pierwszych minut naszej rozmowy bije pozytywna energia. Uśmiech praktycznie nie schodzi z Pani twarzy. Takie nastawienie to Pani świadomy wybór, prawda? Chyba nawet nie mogłaby Pani inaczej.

Taka jestem. Pozytywną energię wyniosłam z domu rodzinnego. Tam zawsze panował uśmiech. Pozytywnej energii nie brakowało. Nie było żadnej agresji. Rodzice byli uśmiechnięci, radośni. Ja również mam taką potrzebę, by być otwartą na ludzi.

Największą popularność przyniosła Pani rola sierż. Ewy Olszańskiej w kultowym „07, zgłoś się“, gdzie przez większość odcinków pojawiała się Pani u boku nieodżałowanego Bronisława Cieślaka. Jak wspomina Pani aktora, który odszedł 2 maja 2021 roku?

Pożegnałam go. Byłam w Krakowie, na pogrzebie. Z ekipy serialu byłam tylko ja. Robili mi zdjęcia. Pytano mnie, dlaczego nie ma ze mną innych kolegów. W czasie ostatniego pożegnania skierowałam do niego parę zdań. Podziękowałam mu za to, że był, za to, że pracowaliśmy razem, ale też za to, że nauczyłam się od niego prawdy i tego, że postacią się jest, a nie się ją gra. To podejście bardzo go wyróżniało. Grałam z nim w dwudziestu jeden odcinkach. Na planie serialu „07 zgłoś się“ spędziliśmy siedem lat.

Niewątpliwie, to za tę rolę widzowie Panią pokochali. To prawda, że mimo tego, że serial przyniósł Pani wiele dobrego, to przez rolę milicjantki czuła się Pani do pewnego stopnia zaszufladkowana?

Tak, to prawda. Nie dostawałam żadnych ról. Jerzy Gruza powiedział mi wprost, że jestem świetna, ale się kojarzę. To zdanie utkwiło mi w pamięci.

To serial ponadczasowy. Co ma takiego w sobie, że widzowie tak lubią do niego wracać?

Nie wiem. (Śmiech) Kiedy odbywały się spotkania z reżyserem i Sławkiem, zawsze zadawano to pytanie. Być może zależy to od tego, że kiedyś kręciło się jednak inaczej. Sceny, które gram teraz, wiążą się z zapamiętaniem maksymalnie jednej strony tekstu. Kiedyś, aby zagrać jedną scenę, aktor musiał przyswoić od ośmiu do dziesięciu takich stron. Siedząc przy stole konferencyjnym, prowadziliśmy dialog. Oprócz tekstu mówionego, w międzyczasie zdarzało mi się pod lampę wydmuchiwać dym papierosowy. Wszystko szło powoli, nikt się spieszył.

Jak patrzy Pani na ten serial po latach?

Bardzo miło. Nie mam czegoś takiego, że osoba, którą grałam lata temu, jest mi obca. To jestem ja. Walorem tego filmu była nasza kostiumograf, nieodżałowana Jola Jackowska, która nas ubierała. By ubrać nas w czasie komuny, trzeba było chodzić do sklepu, gdzie wisiały ubrania z grempliny, która była sztucznym materiałem. Ona tak nie robiła. Na początku, musiałam jej przywieźć ubrania, które miałam w domu. Wybrała z nich te, w których mogłam zagrać. Koleżankom, które jeździły po świecie, mówiła zawsze, że mają jej coś przywieźć. Pamiętam, że przywoziły jej m.in. koszule dla Sławka Cieślaka. Dzięki temu ten film po tylu latach się ogląda. Nie ma wstydu. Serial jest regularnie powtarzany.

Jaki jest Pani stosunek do oglądania siebie na ekranie?

Kiedy mam czas, chętnie oglądam. Lubię to, bo pozwala mi zaobserwować, co mogłam zrobić lepiej.

Choć towarzystwo jest zaprzeczeniem monodramu, to Pani go stworzyła. Porozmawiajmy o „Ja w musicalu. Monodram w towarzystwie“. Jaka była droga od pomysłu, do realizacji?

Chodziłam na różne monodramy. W pewnym momencie stwierdziłam, że też mam coś do powiedzenia. Swój monodram napisałam sama. Opowiadam o fragmentach swojego życia, które zawodowo spędziłam w różnych stołecznych teatrach, na planach filmów, programów rozrywkowych. Pływałam na statkach, gdzie śpiewałam piosenki. Poznałam wiele osób.

Na scenie towarzyszy Pani Janusz Majewski, który odpowiada za warstwę muzyczną przedsięwzięcia oraz Filip Borowski, który przeprowadza z Panią wywiad. Na scenie opowiada Pani o różnych etapach swojego aktorskiego życia.

Taki był pomysł. Na scenie pojawia się dziennikarz, który zadaje mi pytania. Siedzimy tak jak teraz podczas nagrywania tej rozmowy. To wszystko przeplatane jest piosenkami.

Ma Pani swój ulubiony fragment w tym monodramie?

Po prostu go lubię. To moje życie, moje wspomnienia. Fajny jest m.in. fragment, w którym opowiadam, jak dostałam się do Szkoły Teatralnej.

Powiedziała Pani, że monodram stworzyła, bo poczuła, że ma coś do powiedzenia. W maju 2023 roku swoją książkę „70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego“ wydał Pan Stefan Friedmann. Pani nigdy nie myślała, by napisać o sobie lub zgodzić się na wywiad-rzekę, z którego książka mogłaby powstać?

Często słyszę to pytanie. Można ze mną rozmawiać na wiele tematów. Nie tak dawno, moim znajomi rozmawiali o Annie German. Powiedziałam im, że spędziłam z nią sześć tygodni w trasie po Stanach. Śmiali się, że znam prawie wszystkich. (śmiech) Powiedziałam im, że prawie pięćdziesiąt lat uprawiam ten zawód. W związku z tym znam i pamiętam ludzi, rozmawiam z nimi. Wiele anegdot mogłabym opowiedzieć. (Śmiech) Nie wiem, jak pojemna musiałaby być moja książka, gdybym zdecydowała się ją napisać.

Dziś również towarzyszy Pani książka. Jakim jest Pani czytelnikiem? Czego poszukuje w lekturach?

W drodze na nasze spotkanie kupiłam dwie książki. Wybrałam m.in. „Chłopki“ autorstwa Joanny Kuciel-Frydryszak. Kiedy jadę na plan, zawsze muszę mieć przy sobie coś do czytania. Wszystkie zaległe lektury już przeczytałam, więc dużo książek kupiłam.

W 3758. odcinku dołączyła Pani do obsady serialu „Pierwsza miłość“. Oceniając z perspektywy widza, Barbara, babcia Kacpra, jest harda, charyzmatyczna, ale swój charakterek ma. (śmiech) Jak ją Pani postrzega?

Bardzo cieszę się z tej roli. Jest inna od tych, które grałam dotychczas. Scenarzyści mieli fajny pomysł na tę postać. Barbara nie jest typową babcią. Podobna jest do Alexis z „Dynastii“. (Śmiech.) Dobrze mnie ubierają. Jest cudnie.

W najbliższym czasie będzie się Pani skupiać przede wszystkim na pracy na planie „Pierwszej miłości“, czy szykuje się jeszcze jakiś inny projekt z Pani udziałem?

Tak. Nie tak dawno pojawiłam się gościnnie w „Na dobre i na złe", w którym grałam już po raz czwarty. Pamiętam, że na samym początku serialu zagrałam z nieodżałowaną Dusią Trafankowską (Daria Trafankowska, siostra Danuta - przyp. red.).

Jak wraca się na plan, na którym grało się wcześniej?

Niektórzy zostali, ale są nowe osoby. W odcinku, który emitowany był w ramach zakończonego niedawno sezonu, grałam z Michałem Żebrowskim i Katarzyną Skrzynecką.

Gdzie będzie można Panią zobaczyć w jesiennym sezonie?

Zagrałam w serialu „Malanowski. Nowe rozdanie“, premiera zaplanowana jest na wrzesie. Serial ponownie zagości na antenie Polsatu.

Pod koniec sezonu pojawiła się Pani w „Klanie“. To kolejny plan, na który wróciła Pani po latach, ale nie w roli zapamiętanej przez wszystkich Wandeczki, która pojawiała się w aptece przez pierwszych pięćset odcinków...

To prawda. Do „Klanu“ wróciłam w nowej roli. Gram mamę Rafała, (Marcin Kwaśny - przyp. red.) Cieszę się, że jest na mnie i moje role tyle pomysłów. To wspaniały czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz