Anna Gornostaj: „Lubię role, które sprawiają mi przyjemność“
Z dyrektor artystyczną Teatru Capitol, Panią Anną Gornostaj rozmawiałam przed spektaklem „Następnego dnia rano“ w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie.
W prasie można przeczytać, że kiedy otworzyła Pani Teatr Capitol, to spełniło się Pani marzenie. Czy sama tak to Pani odczuwa, czy media trochę jednak wyolbrzymiają sprawę?
Nie wyolbrzymiają. To uczciwe postawienie sprawy. Marzyłam o tym, aby wraz z moim mężem stworzyć Teatr. Udało się.
Jest Pani dyrektorem artystycznym w Teatrze Capitol. Czy nie jest czasem trudno pogodzić obowiązki prowadzenia Teatru z występowaniem na jego deskach?
Jest, ale nikomu nie dzieje się krzywda, Teatr Capitol jest moim dzieckiem, uwielbiam go. Jakoś się udaje. Faktem jest, że nie mam czasu na nic innego i występuję tylko w swoim Teatrze i „Barwach szczęścia“.
Który ze spektakli, w którym Pani gra, jest Pani ulubionym i dlaczego?
Bardzo lubię spektakl „Następnego dnia rano“, z którym przyjechaliśmy do Cieszyna. To inteligentnie napisana farsa, a są one pisane zazwyczaj powierzchownie.
Lubi Pani bardziej role komediowe, czy dramatyczne?
Po prawie 40-tu latach pracy w zawodzie, lubię role, które sprawiają mi przyjemność. To, czy jest komediowa, czy dramatyczna, nie ma znaczenia.
Które wymagają większego skupienia? Czy jest jakaś różnica?
Jest ogromna różnica. Wbrew pozorom, komedia jest bardzo trudnym gatunkiem. Żeby w niej grać warto posiadać element, którego nie mają wszyscy aktorzy. Trzeba mieć duże poczucie humoru na własny temat, Ktoś, kto go nie ma, nie zagra komedii.
Dzisiaj występuje Pani w spektaklu „Następnego dna rano“. Tu pojawia się Pani jako teściowa. Jaka jest Pani postać?
Moja postać nie jest klasyczną teściową. Nic nie dotyczy wyobrażeń, jaka powinna być teściowa, wszystko jest odwrotnie. Jest symbolem wolności i miłości do świata.
Zdążyła już ją Pani polubić?
Bardzo.
Może jednak znajduje w niej Pani coś takiego, co troszkę Panią drażni?
Aktor, kiedy gra postać, zawsze powinien jej bronić i ją polubić. Teatr to okazja do spotkań z widzami.
Lubi Pani te chwile?
Bardzo. Wymiana energii między widzami a aktorami jest najważniejsza. Widz przychodzi do Teatru po to, by ją poczuć.
Jakie jest najczęstsze pytanie, które zadają Pani sympatycy?
Ludzie chcą wiedzieć bardzo wiele, nawet to, co aktor je na obiad. (Śmiech.) Pytają o „Barwy“, ale lubią też zaglądać przez dziurkę od klucza, pytając o życie prywatne. Mylą życie prywatne z serialowym, często mówią do mnie Pani Różo.
Przechodząc jednak do telewizji, są „Barwy szczęścia“. W czym tkwi sukces tej produkcji, że jest tak lubiana przez widzów?
Jest serialem dla średniej klasy, dla wszystkich nas. W tym serialu można zobaczyć siebie. Opowiada o historiach z życia. Kiedy starano się o „odmłodzenie“ serialu, tracono dużo fanów.
W czym, oprócz „Barw szczęścia“ będzie można oglądać Panią w najbliższym czasie?
Pojawiają się fabuły, nowe próby, ale przede wszystkim w „Barwach Szczęścia“ i oczywiście w Teatrze Capitol.
Materiał archiwalny z dnia 15 marca 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz