Cezary Pazura: „Uśmiech drugiego człowieka daje mi energię“
Człowiek wszechstronnie uzdolniony. Aktor. Kabareciarz. Komik. Reżyser. Obdarzony niesamowitym poczuciem humoru, które towarzyszyło całej rozmowie, która miała miejsce 28 listopada w Cieszynie. Moim gościem był Pan Cezary Pazura.
Właśnie wyemitowany został ostatni, trzynasty odcinek serialu „Aż po sufit“, gdzie pojawił się Pan w roli głównej. Zadam takie pytanie na początek – ile siebie przekazał Pan kreując postać Andrzeja Domirskiego?
Trudno powiedzieć. Nie mogę stwierdzić, że była to rola główna, doliczyłem się, że było ich siedem. Serial „Aż po sufit“ ma bohatera zbiorowego. Mam wrażenie, że z tej grupy osób wraz z Edytą Olszówką byliśmy najbardziej znani, stąd decyzja mediów, żeby określić nas rolami głównymi. W realiach mediów najczęściej pisze się o tych, kogo widzowie znają. Zadaniem jest, aby młodych aktorów poznać po czasie. Rola bardzo mi się podoba, brałem udział w castingu, żeby ją otrzymać. Tak się stało. Żałuję, że serial nie będzie dalej emitowany, bo ma wielu zwolenników i bardzo się podoba. Mnie również. Moim zdaniem, decyzja o zaprzestaniu kręcenia nowych odcinków jest zbyt pochopna. Andrzeja grało mi się świetnie. To już czas dla Cezarego Pazury na role ojców. Młodych chłopaków już nie zagram…
Czy jest coś takiego, co różniło Pana od swojego bohatera? Co najbardziej podobało się Panu w jego charakterze?
Co ciekawe, mało było elementów, które odróżniałyby mnie od Andrzeja Domirskiego. Jestem osobą bardzo rodzinną, mam duży wskaźnik odpowiedzialności za rodzinę, za to, co dzieje się w domu i wśród bliskich. Również w pracy staram się być człowiekiem, na którym można polegać. Andrzej Domirski ma dokładnie moje cechy. Różnic musiałbym szukać na siłę. Są takie role, które człowiekowi na pewnym etapie życia pasują w 100%. Pamiętam, kilka lat temu dostałem propozycję zagrania w filmie „Nic śmiesznego“, po przeczytaniu scenariusza pomyślałem sobie: „-A skąd oni tyle o mnie wiedzą?“ Byłem przekonany, że scenariusz jest o mnie. Tak samo było z serialem „Aż po sufit“. Znów pomyślałem, że to o mnie.
Serial zgromadził ogromną publiczność, okazał się hitem TVNu. Co według Pana uznania jest największym sukcesem tej produkcji? Czy zawarty w niej humor jest częścią składową sukcesu?
W serialu oprócz humoru jest również dużo refleksji. Produkcja bardzo prawdziwie opowiada o codziennym życiu, widzianym przez szkło powiększające, jakim jest kamera filmowa. Okazuje się, że „normalne“ problemy wcale nie są takie normalne. Dla każdego z nas są problemami wielkimi, dlatego też tak się nazywają. Nie ważne, czy chodzi o pierwszą miłość córki, czy o stratę pracy przez ojca, to są sprawy, istotne dla nas wszystkich. Nie trzeba robić filmu sci-fi, żeby trzymać ludzi w napięciu. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś umie zrobić serial obyczajowy, trzymający w napięciu, przykłuwający uwagę, jest to największym zwycięstwem. Takim serialem była właśnie wspominana w rozmowie produkcja.
„Chcę malować uśmiech na twarzach ludzi“ – to słowa z jednego z wywiadów z Panem. Znany jest Pan z poczucia humoru, w Cieszynie odegra Pan swój nanjnowszy program kabaretowy. Ale jednak muszę o to zapytać – nie tęskni Pan czasem za propozycjami ról dramatycznych?
Propozycje ról pojawiać będą się zgodnie z wiekiem. Mam charakter osoby otwartej, dowcipnej, lubię być duszą towarzystwa i byłem obsadzany zgodnie ze swoim temperamentem. Temparament zmienia się z biegiem lat, więc na role dramatyczne jeszcze przyjdzie czas. W Polsce grałem role komediowe, ale w filmach niemieckich grałem bardzo skomplikowane role, zbudowane na tle psychologicznym, więc z mojej perspektywy nigdy nie odczuwałem tej pustki. Widz w Polsce może poczuć ową pustkę, kiedy nie zna mojego dorobku zagranicznego, a zna tylko komediowy. W Teatrze gram role bardziej skomplikowane, a kino wykorzystało Pazurę jako aktora komediowego.
To tylko moje wrażenie, czy Pana ulubionym gatunkiem roli jest właśnie komedia?
Komedia jest bardzo trudnym gatunkiem. Nie każdy potrafi to robić. Warto zwrócić uwagę, że jak ktoś już potrafi, to się go wykorzystuje. W Polsce znam paru takich aktorów, którzy mają talent komediowy, m.in Tomasz Kot. Ich się ceni, mam nadzieję, że przyszedł czas, by u mnie zobaczyć to drugie oblicze, czyli aktora dramatycznego.
Wróćmy do kabaretu. Wystąpi Pan w programie „Jesteśmy wariatami, ale tylko ja się leczę“. Spektakl jest monologiem, przybierającym formę spektaklu satyrycznego. O polityce i sprawach damsko – męskich.
Program jest stały, czy za każdym razem różni się chociaż w drobniejszych szczegółach?
Mam dewizę, którą przejąłem od mojego profesora i mentora – nieżyjącego już, Jana Machulskiego. Twierdził, że nie ma dwu takich samych spektakli. Zawsze gra się prawdę danego wieczoru, bo to jest atmosfera Teatru, energia przepływająca między widzem a aktorem, to rzeczy magiczne, które zdarzają się tylko w Teatrze. Chociaż tekst jest ten sam, przesłanie i tytuł w niczym się nie różnią, to jednak Teatr i bezpośredni kontakt z widzem polegają na tym, że magia danego wieczoru sprawia, że nie ma drugiej takiej samej chwili.
Czy ma Pan swoją ulubioną część programu? -Nie, nie mam. Która część najbardziej zazwyczaj podoba się publiczności? Co spotyka się z największym aplauzem?
Tak. To część o gender. Pokazana na przykładzie polskiego języka, występuje zabawa słowna i skojarzeniowa, która jest bardzo inteligentna. Zauważyłem, że ludzie to lubią. Dzielę żarty na kilka poziomów. Nie prezentuję żartów prymitywnych i wulgranych, absolutnie ich unikam, są żarty, które nie wymagają wysokiej inteligencji, ale też żarty bardzo wysublimowane, które cieszą się największą popularnością. Świadomość widza idzie do góry.
Lubi Pan spotkania z „żywym widzem“?
Tak. Są one dla mnie najważniejsze, ponieważ potem, stając przed kamerą wiem, jak publiczność zareaguje. Potrafię to sobie wyobrazić. Zamiast kamery, wyobrażam sobie publiczność i to, jak zareaguje ona na odegraną przeze mnie w chwili obecnej scenę. To bardzo ważny dla mnie poligon.
O co najczęściej pytają Pana widzowie?
(Śmiech.) Najczęściej są to pytania o to, kiedy będą „Psy 3“, kiedy będzie następna część „Kilera“ i czy pojawią się nowe odcinki „13 posterunku“. Ale pojawiają się też zabawne pytania, choćby nawet to, co słychać u Bogusława Lindy. (Śmiech.)
Nad scenariuszami skeczy pracuje Pan sam, czy ktoś Panu doradza?
Korzystam częściowo z tekstów Macieja Kraszewskiego, z którym pracuję od wielu lat, wymyśla mi tematy. Wiadomo, jest to program autorski. Opieram się na pewnych pomysłach i tekstach, ale sam muszę sobie wszystko ułożyć w ustach.
Wrócił Pan właśnie z trasy dla mniejszości polonijnych. Był m.in w Essen, Wiedniu, Hamburgu. Jak wspomina Pan przyjęcie przez Polonię?
To specyficzne spotkania. Publiczność, która mieszka za granicą jest bardzo spragniona kontaktu z polskim twórcą. Czy przyjedzie Teatr, czy kabareciarz, czy zespół muzyczny, witają go gremialnie i bardzo ciepło. Programy dla Polonii bardzo lubię. Reakcje nie odbiegają od tych, z którymi spotykam się w Polsce. Najwdzięczniejsza publiczność to ta zagraniczna. Tam na nas czekają.
Czy podczas wyjazdów zagranicznych znajduje Pan choć odrobinę czasu na zwiedzanie? Co ostatnio Pana zachwyciło?
Tak. Za każdym razem staram się zobaczyć jak najwięcej rzeczy. Trudno powiedzieć konkretnie, co mnie zachwyciło, ale rzeczą, która najbardziej mnie ostatnio dotknęła, to obecna sytuacja dotycząca imigrantów oraz reakcje kolejnych krajów na to, co się dzieje. Refleksja jaką przywiozłem jest jedna – problem cały czas jest i nie jest na chwilę obecną rozwiązany. Jest to niestety bardzo smutna obserwacja.
Jaka jest obecnie Pana podróż marzeń?
(Śmiech.) Chciałbym pojechać na koniec Świata, no ale…gdzie on jest? (Śmiech.)Tak na serio, chciałbym pojechać gdzieś, gdzie jest ciepło i gdzie jest długi dzień. Pora roku nie jest energetyczna, krótki dzień, praktycznie cały czas ciemno. Pociesza mnie jednak to, że idą Święta. Najtrudniejszy dla Aktora jest Styczeń, ponieważ wtedy nic się nie dzieje. Przymusowe bezrobocie, które trzeba przetrzymać. To czas na refleksje i ładowanie akumulatorów oraz na to, żeby zaplanować sobie rok, postawić sobie cele do spełnienia. Tym trzeba zająć się w Styczniu. Zakończmy optymistycznie.
Tryska Pan energią, zawsze się uśmiecha. Skąd bierze Pan siłę? Jaki jest Pana sposób na udany dzień?
Kocham żyć. Kocham ludzi. Kocham świat. Kiedy ludzie się do mnie uśmiechają dzięki rolom, które zagrałem, to dla mnie najważniejsze. Uśmiech drugiego człowieka daje mi energię i radość życia. Tak kończy się również mój kabaret. Możemy nieść światło na cały Świat. Naszym zadaniem jest nauczyć się kochać z wzajemnością, chyba, że ktoś jest żonaty…(Śmiech.) To wtedy tylko platonicznie. (Śmiech.) Takim żartem zakończmy.
Materiał archiwalny z dnia 15 grudnia 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz