sobota, 11 listopada 2017

Martyna Kliszewska: „Malowanie to dla mnie wolność“

Martyna Kliszewska: „Malowanie to dla mnie wolność“


























Martyna Kliszewska, aktorka i malarka. Pytana o to, do czego ciągnęło kiedyś ją bardziej, ze śmiechem odpowiada, że do wszystkiego. Przyznaje, że podczas wystatwy, czy sztuki teatralnej oczy świecą jej się zupełnie inaczej...

„Nie dzielę na części tego, co robię. Malarstwo, aktorstwo, rzeźba. Wszystko, co tworzę jest formą, którą staram się zamieniać w sztukę“. Tak napisała Pani na swojej oficjalnej stronie. Czy to Pani aktualny pogląd?

Oczywiście aktualny. Z potrzebą tworzenia człowiek się rodzi i tworzenie jest mu potrzebne, by móc w pełni wyrażać samego siebie. Dla takich ludzi jest to naturalne jak oddychanie. Szczęśliwie ja taką potrzebę ciągle odczuwam i staram się ją realizować. Niezależnie od formy i pola działania. 

Do czego na początku drogi było Pani bliżej? Do malarstwa, rzeźby, czy do aktorstwa? 

Do wszystkiego na raz (Śmiech). Jak już powiedziałam rodzą się takie dzieci, których nie trzeba namawiać żeby wystąpiły na imieninach cioci, namalowały laurkę czy ulepiły coś z plasteliny. Ja właśnie byłam takim dzieckiem. Wszystkie aktywności były dla mnie niezwykle ciekawe i zajmujące. Miałam nawet ksywę „żywe srebro“. Z czasem, moi rodzice postanowili jakoś te zdolności ukierunkować i tak, za ich namową, trafiłam do Liceum Plastycznego w Bielsku- Białej. Szkoła teatralna w Krakowie była konsekwencją obranej wcześniej drogi - trochę inna materia, ale ciągle kontakt ze sztuką.

Jak tak pogodzić w pracy te wszystkie dziedziny sztuki? Nie bywa czasem trudno? 

Kiedy intensywnie pracuję w teatrze zdarza się, że zapominam o malowaniu. Dopiero tęsknota za nim przywołuje mnie do pracy przy sztalugach. Choć muszę przyznać, że malowanie to dla mnie prawdziwe wytchnienie, przyjemność i relaks, więc słowo praca chyba nie do końca jest tu na miejscu. Szukając czasu na relaks tak naprawdę znajduję czas na moje malarstwo, a że aktorstwo to zawód tzw. sezonowy (śmiech), działam naprzemiennie, falami. I w obu dziedzinach dążę do perfekcji.

Jeśli chodzi o Pani przygodę z malarstwem, ktoś Panią zainspirował, czy pomysł przyszedł sam? 

Nigdy do głowy mi nie wpadło, że mogłabym zostać malarką. W najśmielszych snach nie myślałam, że ludzie będą kupować moje obrazy i będą chcieli z nimi żyć. Szczególnie, że w szkole plastycznej byłam na wydziale tkaniny. To o niej wiedziałam wszystko i zdałam dyplom na szóstkę. Jednak zawsze ważny był dla mnie kolor. Jego wzajemne oddziaływanie, struktura. Na czwartym roku zdobyłam Nagrodę Dyrektora za obraz inspirowany twórczością Haliny Poświatowskiej w ogólnopolskim konkursie malarskim ale do malowania musiałam dojrzeć. Z upływem lat zrozumiałam, że to właśnie malarstwo jest materią, w której chcę się wypowiadać. O której często myślę. Zorientowałam się, że nawet wszystkie moje wakacje kręcą się wokół galerii, a wizyty w muzeum stawiam na pierwszym miejscu. Malowanie to dla mnie wolność. Niczym nieskrępowana swoboda w działaniu i środkach wyrazu. Zapewne ta wolność najbardziej mnie porusza i pociąga do dziś. 

Co podczas malowania bywa dla Pani najczęściej inspiracją? 

Natura. Urodziłam się na Górnym Śląsku. Z okien mojego domu widziałam z jednej strony szyb kopalni Emma, z drugiej piękny las. Śląski pejzarz, często postrzegany jako wyłącznie przemysłowy, fabryczny, był dla mnie, o ironio, pełen kolorów i to kolorów natury. Moja babcia bardzo dbała o swój przydomowy ogórd. Chodziłam do szkoły podstawowej, która znajdowała się w lesie. Mieliśmy sad pełen grusz, śliw, jabłoni. Żywość natury, jej energia, siła od zawsze stanowiła dla mnie inspirację i bodziec do tworzenia. Ma Pani za sobą cztery duże wystawy, a ostatnia miała miejsce w Międzyzdrojach, na Festiwalu Gwiazd. Jak została przyjęta? -Cudownie! W gronie samych przyjacół i życzliwych mi osób. Miałam tremę, gdyż pokazałam fragment nowego cyklu "WRZOSOWISKA", nad którym obecnie pracuję. Wystawa zostałą odebrana bardzo przychylnie. 

Zbiera Pani już materiały do kolejnej wystawy z tego, co wiem. Jest już znany termin, albo tematyka?


W przyszłym roku w jednej z Częstochowskich galerii, w bardzo prestiżowym i ciekawym miejscu. Pokażę prace najnowsze, w tym wspomniany już cykl WRZOSOWISKA, a także inne obrazy. Odchodzę coraz częściej od figuracji na rzecz form abstrakcyjnych skłaniając się ku tzw. abstrakcji organicznej. Zawsze pozostając wierna sobie i swoim tematom. 

Mimo malarstwa, nie rzuca Pani jednak aktorstwa.
Jeśli o to chodzi, to gdzie czuje się Pani pewniej, bardziej swobodnie. W Teatrze, czy przed kamerą? 

Dzięki malarstwu, nabrałam więcej dystansu do aktorstwa. Co nie znaczy, że traktuję je jak coś gorszego, mniej ważnego. Teatr, film był i jest dla mnie szalenie ważny. Nie rozgraniczam i nie wartościuję tych rzeczy. Zawsze staram się z pasją oddać roli i jak nauczciwiej podejść do tematu. Nie ma znaczenia czy jest to teatr, film czy telewizja, czy pótno.

Można jednak uznać, że Teatr dla Pani, jako dla aktorki jest miejscem szczególnym? 

To prawda. Zaraz po szkole teatralnej trafiłam do bardzo dobrego zespołu i pracowałam z wybitnymi twórcami takimi jak Kazimierz Dejmek, Mikołaj Grabowski, Tadeusz Słobodzianek i inni wspaniali artyści. Długo musiałabym wymieniać. Stworzona przez tych ludzi wizja teatru całkowicie mnie ukształtowała i czerpię z niej do dziś. To bardzo ważne, żeby mieć do kogo i do czego się odnosić. Potem gra się różne role, ale w człowieku na zawsze pozostaje wewnętrzne poczucie estetyki, pewien kod scenicznych zachowań i myślenia wyniesiony właśnie z takiego teatru. No i dyscyplina! ( śmiech.) Bo teatr to działanie zespołowe! 

Lubi Pani spotkania z człowiekiem? Widzem albo obserwatorem Pani wystawy? 

Lubię. Podobno w tych szczególnych chwilach jak wystawa czy premiera świecą mi się oczy zupełnie inaczej. Jakbym była podłączona do agregatota o wysokiej mocy. Nie wiem co to jest, ale nazwałabym to po prostu radością. 

Jaki ostatnio komplement usłyszała Pani od fana? 

„Twoje obrazy są tak kolorowe jak ty sama“.

Nie znika też Pani z seriali. W jakich produkcjach będzie można spotkać Panią jesienią?


Jesienią mają ruszyć zdjęcia do nowego komediowego serialu, ale nie mogę więcej zdradzić. Trwają już przygotowania do pierwszego odcinka. Jak się to wszystko uda, wtedy dopiero powiem coś więcej. Jak już wspominałam jestem bardzo przesądna. 

A w jakich spektaklach?

Ciągle gram w Kamienicy „Zazdrość“ Esther Vilar, w reżyserii Jakuba Przebindowskiego. Inscenizacja ta podbiła serca publiczności. Świetne koleżanki - Dorota Kamińska i Julia Rosnowska. Fantastyczna zabawa nie pozbawiona nutki refleksji. Zdarzyło się nawet kilka płaczących pań. No cóż, samo życie. Oprócz tego, od jesieni ruszamy w Polskę z „Hiszpańską Muchą“. To dopiero jest czad! Cuuuudowne kostiumy z lat 30-tych. Zabawa i szał, doborowe towarzystwo - Anna Korcz, Dorota Zięciowska, Piotr Szwedes i Sambor Czarnota. Już nie mogę się doczekać! 

Materiał archiwalny z dnia 4 listopada 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz