środa, 22 sierpnia 2018

Robert Wabich: „Bardzo ważna jest różnorodność w tym zawodzie”

Robert Wabich: „Bardzo ważna jest różnorodność w tym zawodzie”






















Fot. Agencja Ekipa



Przed spektaklem „Skok w bok” miałam przyjemność rozmawiać z aktorem, Panem Robertem Wabichem.

Spotykamy się w Teatrze w Cieszynie, gdzie zostanie dzisiaj wystawiony spektakl „Skok w bok”. Na początek. Gdzie lepiej Pan się czuje – w Teatrze, czy przed kamerą?
Czuję się dobrze w jednym i drugim miejscu. W tym zawodzie bardzo ważna jest różnorodność, a ja mam to szczęście, że mogę jej doświadczać. Kontakt z widzem jest czymś niezwykle ważnym dla aktora, lubię natychmiastowe reakcje. W przypadku filmu wygląda to zupełnie inaczej.
W spektaklu wciela się Pan w rolę Jima. Proszę opowiedzieć coś o swojej postaci. Jaki jest Pana bohater?
To lawirant. Namawia swojego przyjaciela do grzechu. Postać kontrowersyjna, mam nadzieję, że zabawna. Zapraszam do obejrzenia.
Czy między sobą, a Jimem znajduje Pan wspólne cechy? Jakie?
W żadnej roli nie da się uciec od siebie. Wzrost i waga. To na pewno mamy wspólne. (Śmiech.)
Komedia odniosła ogromny sukces na całym świecie. W czym tkwi jej największy sukces Pana zdaniem?
Dialogi są błyskotliwe. Niektóre rzeczy uaktualniamy, zmieniamy, pojawiają się też odniesienia do miejsc, w których gramy, dzisiaj pewnie coś będzie o Czechach.
To komedia sytuacyjna. Wiele aktorów przyznaje, że to właśnie komedia jest najtrudniejszym gatunkiem do grania. Jakie jest Pana zdanie na ten temat? Nie brakuje Panu ról dramatycznych?
Tak, śmiejemy się, że każda komedia jest sztuką o drzwiach. Wypadamy i wpadamy. Musi być grana szybko i wyraźnie, by widz zdążył się w tym wszystkim połapać.
W jakich jeszcze sztukach teatralnych można Pana obecnie oglądać?
Gram w sztuce Teatru Capitol „Klub mężusiów”, przygotowuję też nowy spektakl dla Teatru Telewizji.
Nie tak dawno zakończyła się kolejna edycja „Tańca z gwiazdami”, chciałabym więc wrócić do Pana udziału w tym programie. Jak wspomina Pan ten czas?
Wspaniale. To była najcięższa robota w życiu, trzy miesiące Syberii, ale efekt genialny. Świetna przygoda. Czasem patrzę na nagrania i nie wierzę, że to byłem ja. Zdawało mi się, że tańczę lepiej, niż umiem. (Śmiech.)
Jaką trenerką była Hania Żudziewicz?
Bardzo ostrą. To zdecydowana osoba i niezwykle konsekwentna. Sentyment do Hani pozostanie u mnie do końca życia.
Wiele uczestników „TZG” deklrauje, że po zakończeniu przygody z programem będzie kontynuować lekcje. A jak jest w Pana przypadku? Czy Pana przygoda z tańcem zakończyła się wtedy definitywnie?
Stwierdziłem, że nie będę się ruszał wogóle. (Śmiech.) Nie uważam się za tancerza.
Przejdźmy o krok dalej. Do serialu „Leśniczówka”, który jest nowością w ramówce Jedynki. To podobno serial inny od wszystkich. Na czym ta inność Pana zdaniem polega?
Gram komendanta, mój wątek dopiero się zaczyna. Bardzo rzetelnie produkowany serial ze wspaniała obsadą.
Co Panu najbardziej podoba się w tym serialu? Czy Pana zdaniem ma zadatki na hit?
Kibicuję serialowi i trzymam kciuki, aby zdobył uznanie i sympatię widzów.

Materiał archiwalny z dnia 12 maja 2018 roku do przeczytania również na www.sci24.pl -  Śląskie Centrum Informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz