piątek, 21 czerwca 2019

Stanisław Górka: "Plebania? Na sukces tego serialu składało się wiele czynników"

Stanisław Górka: "Plebania? Na sukces tego serialu składało się wiele czynników"


























fot. FotoTadla


W maju w Cieszynie odbyły się III Nadolziańskie Senioralia. Jednym z gości był prof. dr hab. Stanisław Górka. Rozmowa dotyczyła wielu tematów, udało się również powspominać pracę na planie serialu "Plebania".
Spotykamy się w Cieszynie. Właśnie zakończył się Pana monodram z piosenkami - "One i my". Jak wrażenia? Publiczność dopisała?

Publiczność była zdezorientowana, ponieważ miał wystąpić Artur Gotz, ale się rozchorował. Wczoraj poprosił mnie o zastępstwo. Można tak powiedzieć, że decyzję podjąłem między jedną burzą, a drugą, kiedy w pasiece zajmowałem się moimi pszczołami. (Śmiech.) Wsiadłem w samochód i przyjechałem do Cieszyna.
Monodram powstał na motywach książek Allana i Barbary Pease. Jak dalece jest nimi inspirowany?
Książka na temat mijania się oczekiwań męsko - damskich napisana została przez fachowców. Inspirujemy się nią. Reżyser widowiska, Pan Tadeusz Wiśniewski włączył w nasz monodram kilka piosenek. Składa się on z dziesięciu wykładów oraz z piosenek, które opowiadają o miłości.
 Czy w repertuarze monodramu "One i my" ma Pan swoją ulubioną piosenkę?
Lubię prawie wszystkie te piosenki, bardzo ważna jest dla mnie "Nie rzucaj mnie, Madame".
To szczere i drażliwe, ale dowcipne opowieści o stereotypach damsko - męskich. Co Panu najbardziej podoba się w tym monodramie, a za co Pana zdaniem najbardziej cenią go widzowie?
Nie wiem, za co cenią go widzowie, ale podejrzewam, że za to, iż nasz monodram przepełniony jest ogromną wiedzą na temat mężczyzn i kobiet.
Ja najbardziej cenię Allana Pease za rodzaj angielskiego poczucia humoru. To bardzo krótki dowcip, inteligentny i złośliwy.
 Czy przebieg monodramu, wokół którego oscyluje nasza rozmowa jest przewidywalny, czy zdarza się Panu czasem improwizować, np. ze względu na okoliczności lub miejsce, w którym Pan się znajduje?
Tak. Czasami trzeba pewne rzeczy uwypuklić, coś ominąć, coś dodać. Czas liczony jest przez organizatorów, trzeba się do niego stosować.
Występy na scenie dają możliwość interakcji z publicznością i spotkań z widzami. Co jest dla Pana najcenniejsze w tych momentach? O co najczęściej pytają Pana sympatycy?
Najważniejsze jest, by nawiązać kontakt z widownią, która musi chwycić konwencję i wszystkie dowcipy, którymi rzucam. (Śmiech.) 

Przejdźmy o krok dalej. Jeśli chodzi o rolę, z którą jest Pan najczęściej kojarzony przez widzów, to to oczywiście Zbyszek Sroka z Plebanii, prawda? (Śmiech.)
Tak, z tą rolą jestem najczęściej kojarzony, ale również widzowie pamiętają mnie z filmów takich jak "Zawrócony", "Sława i chwała", czy "Pułkownik Kwiatkowski".
Jak Pan myśli, w czym tkwił sukces tego serialu, że pomimo upływu wielu lat od zakończenia emisji, dalej wywołuje u widzów tak pozytywne reakcje? Czy Panu też brakuje tego serialu i pracy na planie?
Jednym z sukcesów "Plebanii" była dobrze rozumiana małomiasteczkowość, na którą składały się losy osób  z jednej społeczności, gdzie się wszyscy lubią i znają. Ważny był też rys kresowy. Ludzie z okolic Hrubielowa obdarzeni byli takimi cechami jak gościnność, uprzejmość i dobre serce. Choć oczywiście, bywają też tacy twardziele, jak Janusz Tracz. (Śmiech.)
Jakiś czas temu dołączył Pan do ekipy "Barw szczęścia". Jak został Pan przyjęty na planie?
Znakomicie. W ekipie pracują wspaniali ludzie, każdy pion spisywał się na medal.
Czy zanim trafił Pan do serialu zdarzało się Panu go oglądać?
Widziałem kilka fragmentów scen. Obserwowałem je pod kątem gry aktorskiej, a nie pod kątem wątków.
Kiedy pojawiła się propozycja zagrania Budrewicza stwierdziłem, że czekałem na taką rolę. Chciałem zagrać czarny charakter. To człowiek z gruntu zły, przebiegły, skażony słabością. Nie wiadomo, jak dalej potoczą się jego losy. W porównaniu do Zbyszka Sroki z "Plebanii", który był do bólu dobry, Budrewicz jest człowiekiem o zupełnie innej mentalności.
Budrewicza ocenia Pan jako postać negatywną...

Oczywiście. To człowiek działający na granicy prawa...

Takie postacie są urozmaiceniem pracy w tym zawodzie?
Nie są urozmaiceniem pracy, ale są ciekawe. Miałem wiele takich ról do zagrania. Jedną z nich był Antygon w "Zimowej powieści".
Proszę opowiedzieć o najbliższych planach zawodowych. 
Wiele wyjazdów ze spektaklami, udział w koncertach organizowanych przez Mazowiecki Teatr Muzyczny. Prężnie działać w dalszym ciągu będzie również Towarzystwo Teatralne pod Górkę.
Czekam również na dalsze losy Budrewicza w "Barwach szczęścia", jestem bardzo ciekawy, jak sytuacja się rozwinie.
Materiał dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz