niedziela, 22 grudnia 2019

Marika Krajniewska: "Tematy, które poruszam mają ogromną siłę działania"

Marika Krajniewska: "Tematy, które poruszam mają ogromną siłę działania" 


















fot. zdjęcie nadesłane

Autorka książek "Och, Elvis", "Ej, mała", "No, Asiu" i wielu innych. Dziennikarka, tłumaczka, założycielka Wydawnictwa Papierowy Motyl. Urodziła się w Sankt Petersburgu, a do Polski przeprowadziła się w wieku lat dwunastu. 

Rozmawiamy o jej dzieciństwie, pierwszych pomysłach na życie, pisarstwie, ale też o tym, jakim jest czytelnikiem i czego w książkach poszukuje. 

Urodziłaś się w Sankt Petersburgu, a do Polski przeprowadziłaś się w wieku lat dwunastu.  Jak wspominasz Petersburg? Czy do dnia dzisiejszego masz tam swoje ulubione miejsca, do których lubisz wracać?

To jedno z moich ulubionych pytań. Będąc nastolatką, znalazłwszy się w Polsce zaczęłam to miasto idealizować. Momentalnie zapomniałam o jego niedogodnościach, zresztą nie zauważałam ich będąc dzieckiem. Skupiłam się na tęsknocie z miejscami, które dobrze znałam, i których mi w Polsce brakowało. To był miszmasz industrialno-kulturowy, którego nieodłącznymi, bardzo ważnymi dla mnie były elementy przestrzeni i wody, czyli wielka przestrzeń i wielka woda, zakuta w granit. W tym miszmaszu tęskniłam zarówno za podwórkiem w blokowisku z wiecznie nie usprzątniętą górą piachu po budowie, jak i za nieskazitelnością Pałacu Zimowego. Takie skrajności, z których utkana jest cała Rosja.

Jakim byłaś dzieckiem? Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

Pierwszy raz ktoś mi zadaje takie pytanie, dziękuję za nie z całego serca. Nawet zaniemówiłam i zaniepisałam na moment. O ile swoje dzieciństwo mogę zdefiniować o tyle pierwsza część pytania zaskakuje i zmusza do wglądu w siebie. Taki wgląd jest na wagę złota. Dzieciństwo to tort, zawsze ten sam, z którym jeździliśmy z rodzicami w gości do ich przyjaciół i ich dzieci. To pepsi, którą piłam prawie wyłącznie w dniu urodzin, nie częściej i z tego powodu zapamiętałam jako zachodni element mojego wschodniego święta. Zasypianie u taty na rękach, podczas długich podróży komunikacją miejską. Metro z podwójnymi drzwiami: jedna para drzwi do pociągu, druga do wejścia do tunelu z pociągiem. Długi zjazd ruchomymi schodami do metra pod Newę. Pyszki – znakomite pączki z dziurką, które są wypiekane tylko w Petersburgu i kawa z wiadra, która smakowała nieziemsko i dawała poczucie dorosłości. Pierwszy nauczyciel ten taki prawdziwy z powołania, który zjawił się tak nagle i jeszcze bardziej nagle odszedł, pozostawiając po sobie nie tylko pamięć, ale też dary w postaci budujących przekonań. To także wyczekiwanie powrotu brata z wojska, który wylądował w dalekim Archangielsku – „całe szczęście, że nie w Afganistanie“. Tak bym mogła jeszcze wyliczać długo. Może na chwilę się zatrzymajmy. Czas na pierwszą częśc pytania. Jakim byłam dzieckiem? Zadowolonym, czującym się bezpiecznie w państwie wielu narodów. Tak mnie tam wychowano. Związek Radziecki dał mi poczucie solidarności, tolerancji i ogromnej potrzeby szanowania siebie nawzajem. Nie wnikałam głębiej, to nie było zarezerwowane na czas dziecińtswa. Nie obchodziła mnie historia na tyle, by w nią wierzyć lub nie. Obchodziła mnie na tyle, że była częścią mnie i tak już pozostało. 

Kim chciałaś zostać jako kilkuletnia dziewczynka? Opowiedz o tych najciekawszych pomysłach na siebie. 

Byłam lekarzem, nauczycielką, mamą oczywiście. To jednak wszystko taki standard. Najbardziej ujmującym z obecnej perspektywy była jednak moja „praca“ listonosza i kuriera. Wykonywałam ją bawiąc się zarówno w domu, jak i na podwórku. W domu roznosząc wyprasowane i poskładane ubrania do odpowiednich szaf, a na zewnątrz jeżdżąc na rowerze i stając co chwila na wymyślonych przez siebie „przystankach“. Jak widać pisarką wówczas nie byłam. Choć chyba tu chodziło o coś więcej, o bycie posłanką dobrej nowiny. 

Jeśli chodzi o pisarstwo, pojawiło się ono w Twoim życiu dopiero wtedy, kiedy urodziłaś córkę. Jak sama przyznajesz w jednym z archiwalnych wywiadów, przyszło dość nieoczekiwanie... Opowiedz coś więcej.

Przygotowania były już wcześniej, ale rzeczywiście na dobre pisarstwo się rozpanoszyły gdy moja córka przyszła na świat. Dała mi dar uważności na świat i siebie. Teraz jest osobą, którą bardzo podziwiam. Pisanie wyzwoliło odwagę i wiarę w siebie. Postawiło na mojej drodze wiele sytuacji i ludzi, którzy wyciągali mnie z mojej sterfy komfortu. Dzięki temu stawałam się lepsza. Dla samej siebie. A znaczy to ni mniej, ni więcej, że zaczęłam pytać samą siebie czego tak naprawdę w życiu chcę. Być może to były pierwsze kroki na drodze do poszukiwania własnej duszy.  



























fot. zdjęcie nadesłane

Twoje książki oscylują przede wszystkim wokół relacji międzyludzkich i wokół poszukiwania uczuć w najmniej oczekiwanych miejscach. Z czego czerpiesz inspirację do powstawania historii swoich książek?

Z życia oczywiście. Uważam, że każdy z nas nosi w sobie historie do nie jednej książki. I jeśli tylko chce, jeśli tylko czuje taką potrzebę, by się nią podzielić, niezwłocznie powinien to uczynić. Nie zważając na budzący się w umyśle sprzeciw i na sabotowanie rzeczywistości. Ja nie potrafię lub ja się nie nadaję to tylko wymówki. Zatem opowiadajcie proszę państwa!

Jesteś autorką m.in "Hej, Mała", "No,Asiu" oraz "Och, Elvis". Która z Twoich książek jest dla Ciebie najważniejsza? Chyba tak trudno to rozgraniczyć. (Śmiech.)

Pytanie jest bardzo trudne, ponieważ pomimo faktu, że wewnętrzny głos mi szepcze podpowiedź: „Białe noce“, to jednak gdyby poświęcić chwilę by się zastanowić nad odpowiedzią na to pytanie, to okaże się, że niezwykle cenię każdą książkę, każdy tekst, który napisałam. To są opowieści, które nie powstają dlatego, że nie mam nic lepszego do roboty. Tematy, które poruszam mają ogromną siłę działania. Mam tego świadomość. Co nie oznacza, że są to książki, które spodobają się każdemu czytelnikowi. Wiele w nich treści zawartych między wierszami. Często wymagają uważności. Niemniej jednak moi bohaterowie są tacy jak my. I to jest ich atut. Są tobą, są mną. Czują, kochają, mają wątpliwości, czasami nie chcą już czuć. Poszukują i znajdują.

Twoje książki skierowane są przede wszystkim do kobiet, ale czy zdarza się je czytać również Panom?

To nie jest prawda. Moje książki nie są skierowane przede wszystkim do kobiet. A tytuł „Schronisko“, nominowany do nagrodny Angelus jest bardzo męski, zupełnie niekobiecy. Czytają go przede wszystkim panowie. W tej powieści kobiecości jest może z dziesięć procent. Cała reszta to męski świat. Świat wrażliwości nieokiełznanej. Świat walki z samym sobą. Świat pytań bez odpowiedzi. A reszta powieści i opowiadań? Męski pierwiastek pojawia się w każdej z nich i jest bardzo mocny. Pomimo mojego uwielbienia do współczesności za niezwykłe przebudzenie kobiet i ich transformację, czekam na przebudzenie mężczyzn, którzy wciąż pozostają w uśpieniu. Dla nich też piszę, mam nadzieję, że mój syn będzie znał moje książki tak samo, jak zna je jego tata.


























fot. zdjęcie nadesłane


Nie tylko piszesz książki, ale jesteś także właścicielką swojego wydawnictwa. Mowa oczywiście o Wydawnictwie Papierowy Motyl. Co jest dla Ciebie najważniejsze jako dla wydawcy?

Opieka nad twórcą. Tego jest jak na lekarstwo. Zwłaszcza w wydawnictwach, które oferują wydanie książki za opłatą. Zawyżają swoją ofertę na wstępie zarabiając na autorze, bo przecież na sprzedaż nie ma ci liczyć. A to nie tak. Mentoring przy współpracy z autorem jest z jednej strony na wagę złota, z drugiej powinie być fundamentem współpracy autor-wydawca. No, ale może wie się to i stosuje się gdy się bywa samemu po dwóch stronach takiej współpracy.

Wyniki czytelnictwa w Polsce z roku na rok gwałtownie spadają. Co zrobić, by to się zmieniło?

Tu jestem optymistką. Za chwilę pokolenie smartfonów będzie mieć tak bardzo obciążone stawy kciuków, że nie pozostanie nic innego jak czytanie książek (śmiech). Większa uważność na siebie, swoje potrzeby i bycie tu i teraz otworzy nas na powrót do książek. Zabrzmiałam jak prorok. I dobrze. Tak się stanie. Zobaczycie państwo.

Wiele jest akcji promujących czytelnictwo. Jesteś ich sprzymierzeńcem, czy przeciwnikiem? Czy rzeczywiście motywują do czytania?

Każda akcja coś wnosi, chociażby energia, którą wkładają w nią twórcy. Niech się dzieje! Jestem tylko za!

Jakim jesteś czytelnikiem? Czego poszukujesz w książce?

Absolutnie emocji i prawdy. To jedyne w zasadzie czego potrzebuję. Może być milion stron, niebywałe opisy, język – złoto, ale bez prawdy nie przebrnę. No nie da się. 

1 października wystartowało Halo Radio. Masz tam swoją audycję. Według jakiego klucza zapraszasz gości?

Halo.Radio to projekt niezwykły. To pierwsze radio obywatelskie, które jest finansowane z datków słuchaczy. Praca w takim miejscu to niezwykła odpowiedzialność. Zabrzmiało poważnie, to teraz trochę magii. To medium tworzą dobre dusze. To elfy codzienności, są niestrudzeni i godni wszelkiego zaufania. Móc być częścią haloradiowego zespołu to wielki zaszczyt. A, że to radio jest radiem obywatelskim, ja zapraszam zwyczajnych -nadzwyczajnych, by rozmawiać o ich historiach, inspiracjach, potrzebach. 

Najbliższe plany. 

W lutym pojawi się niezwykła książka mocy. Jej tytuł to „Radosna książka“. To zbiór radosnych opowieści, będące swoistymi lekcjami do odrobienia. Radosna Książka nie jest podręcznikiem, który będzie nauczał jak być szczęśliwym. Jest zbiorem lekcji odnajdowania radości, jakie przerobiły kobiety takie jak ty. Po przeczytaniu książki nie poczujesz się weselej. Poczujesz znacznie więcej: że radość mieszka w Tobie. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz