wtorek, 24 grudnia 2019

Tomek Sobczak: "Aktor nie może walczyć z postacią"

Tomek Sobczak: "Aktor nie może walczyć z postacią"


























fot. zdjęcie nadesłane

Podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie miałam ogromną przyjemność spotkać się z Tomkiem Sobczakiem. Rozmawialiśmy o serialu "Gabinet numer 5", przyswajaniu terminologii medycznej i wspólnych cechach doktora Domańskiego a...doktora House-a.

Wspomnieliśmy też  o spektaklu "Karl Hocker Album". 

Pierwszy odcinek nowego serialu medycznego "Gabinet numer 5", w którym wciela się Pan w doktora Domańskiego,  wyemitowany został 4 września. To podobno serial medyczny zupełnie inny od wszystkich. W czym Pana zdaniem zawarta jest ta inność?

Odmienność "Gabinetu numer 5" polega na tym, że opowiada o małym miasteczku o wdzięcznej nazwie Bolesna i ludziach, którzy z niego pochodzą. Nasz serial jest blisko problemów dnia codziennego, ciężko pomylić go z kultowym House-m. 

Właśnie. Jak reaguje Pan na porównywanie doktora Domańskiego do tej postaci? Zgadza się Pan z tym?

Śmieję się z tego porównania. Jedyne podobieństwo zawarte jest w tym, że charakter obydwu panów jest ciężki. (Śmiech.) Obydwaj mają cyniczne poczucie humoru, są doskonałymi fachowcami. W Bolesnej nie ma aż tak spektakularnych przypadków. 

Co spowodowało, że zdecydował się Pan przyjąć tę rolę? Co najbardziej zaciekawiło Pana w doktorze Domańskim?

Zaciekawiła mnie krnąbrność, poczucie humoru, chęć walki. Zawsze wierzy w sens tego, co robi. Nie poddaje się. 

Czy wychodzi Pan z założenia, że rzeczą, która ułatwia wcielanie się w daną postać jest jej polubienie i zaakceptowanie życiowej drogi, zachowań?

Aktor nie może walczyć z postacią, nie lubić jej. Nawet, kiedy gra osobę o charakterze negatywnym. 

Nie miałem problemów z zaakceptowaniem zachowań Domańskiego. Łączą nas pewne cechy charakteru. 

Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Pana konieczne, aby mógł Pan wiarygodnie wcielać się w rolę lekarza?

Musiałem nauczyć się słuchać i patrzeć. Domański jest człowiekiem, który szybko diagnozuje. Widzi pacjenta i wie, co mu dolega. Zacząłem uważniej przyglądać się ludziom. Nauczyłem się znaczenia wielu medycznych terminów, o których wcześniej nie miałem pojęcia. 

Na planie takich seriali medycznych jak "Na sygnale", czy "Na dobre i na złe" obecni są konsultanci. Czy "Gabinet" również z nimi współpracuje?

Tak. Grałem kiedyś w serialu "Lekarze na start", tam też obecni byli konsultanci. 

Na planie żartowaliśmy, że robimy czeski serial. (Śmiech.) Czyli  obyczajowy serial o codzienności i ludziach, którzy pochodzą z małych miejscowości. 

"Gabinet numer 5" szuka poczucia humoru w nie zawsze pozytywnych sytuacjach dnia codziennego. 

Jak radzi Pan sobie z przyswajaniem nazewnictwa medycznego? 

Radzę sobie tak, jak umiem. Czasami przyklejam sobie kartkę, by się nie pomylić. (Śmiech.) 

Proszę przytoczyć termin medyczny, którego zapamiętanie okazało się dla Pana najtrudniejsze?

Na szczęście zapomniałem. (Śmiech.) 

Czy Pana zdaniem "Gabinet numer 5" ma szansę powtórzyć sukces wymienianych już przeze mnie innych polskich seriali medycznych?

Mamy stałą widownię, czekamy na potwierdzenie kontynuacji serialu. Wierzę, że "Gabinet numer 5" nie zmieni swojego charakteru, dalej będzie zaciekawiał widzów. 

Co najbardziej Pana zdaniem ciekawi widzów w tym gatunku seriali? Seriale medyczne są najchętniej oglądanym gatunkiem zaraz obok tych kryminalnych. 

W Polsce seriale medyczne są najpopularniejsze. Podobnie jak mój tata, jestem wychowany w pewnego rodzaju lęku przed szpitalem. O tym miejscu się nie marzy. Kojarzy się z bólem. W szpitalu dostrzegamy życie i śmierć. 

Ludzie lubią opowiadać o katastrofach, chorobach, a do tego rzadkich i dziwacznych. (Śmiech.) 


























fot. zdjęcie nadesłane

Pan ogląda seriale? Jaki gatunek jest Pana ulubionym? Stawia Pan raczej na polskie, czy zagraniczne pozycje?

Nie oglądam telewizji. Tylko mecze i bajki. (Śmiech.) Preferuję zagraniczne produkcje. 

Porozmawiajmy o spektaklu "Karl Hocker Album". 10 października wystawiany był w Londynie. Co opowie Pan o kulisach jego powstania?

Była to najtrudniejsza praca, z którą spotkałem się w Teatrze. Wiosną wyruszymy w trasę po Anglii, Szkocji i Irlandii.

Spektakl opowiada o albumie, który został odnaleziony. Zawiera 105 fotografii backstage-u obozu w Auschwitz. Naszym zadaniem było wkomponowanie się w historię zdjęć, na których znajdują się kluczowe postaci tego obozu. Zdjęcia te wywołują ogromny wstrząs wśród widowni. 

Co najbardziej Pan ceni w tym spektaklu, a co podoba się w Nim widzom?

Cenię możliwość zbliżenia się do swojej ciemnej strony. Improwizowaliśmy, czytaliśmy na ten temat. Spektakl powstawał pół roku. W pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy w stanie przybliżyć się do tych postaci. Spektakl "Karl Hocker Album" był debiutanckim spektaklem Teatru Transatlantyk. 

W jakich jeszcze spektaklach obecnie możemy Pana oglądać?

Obecnie tylko w tym spektaklu. Z radością wspominam spektakle w Ústí nad Labem i w Praze. Mam sentyment do Czech. 

Materiał archiwalny dostępny również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz