Małgorzata Promińska: "Nauczyłam się ufać swojej intuicji"
fot. zdjęcie nadesłane
Z Małgorzatą Promińską spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o płycie "Amostorie" i projekcie "Muza na szkle".
Spotykamy się w Warszawie, w dobie pandemii. Z dnia na dzień czas się zatzymał, co spowodowane jest oczywiście pandemią koronawirusa. Jak zniosłaś izolację?
Izolacja nie była dla mnie problemem. Okazało się, że jestem typem człowieka, który lubi siedzieć w domu. Mam psa, więc byłam zmuszona do regularnych spacerów.
Jedni czytali książki, drudzy oglądali filmy, a Pani pracowała nad swoją debiutancką płytą "Amostorie", która miała swoją premierę w czerwcu. Skąd pomysł na nazwę?
Cała płyta opowiada o miłości z różnych perspektyw. Opowiada o miłości do świata, drugiej osoby, o miłości do siebie, ale też o miłości do poezji. "Amostorie" to zbitka dwóch słów. Miłość i historia. Upraszczając, są to różne historie o miłości.
Swój debiutancki album wydałaś samodzielnie, nie zdecydowała się na współpracę z wytwórnią. Dlaczego?
Zastanawiałam się nad tym bardzo długo. Jak wiemy, każda z tych opcji ma dużo zalet i wad.
Z wytwórnią jest o tyle prościej, że jest ktoś, kto streuje wydaniem płyty, zna się na tym. Wszystko wie, zajmuje się też dystrybucją.
Gdybym zdecydowała się na współpracę z wytwórnią, jak z automatu godziłabym się również na szeroko zakrojoną możliwość ingerencji w materiał. Nie byłaby do końca moja, a mi zależało, by mieć do niej wszystkie prawa. Chciałam wydać ją całkowicie samodzielnie. Było to straszliwie trudne. (Śmiech.)
Co okazało się dla Ciebie najtrudniejsze w całym procesie?
Wielokrotnie podczas tworzenia i wydawania płyty pojawiało się coś, co uważałam za najtrudniejsze, a potem pojawiały się kolejne rzeczy, które również zasługiwały na to miano. (Śmiech.)
Z perspektywy czasu, najtrudniejsza okazała się kwestia sprzedaży, ponieważ nagle okazało się, że jest bardzo dużo rzeczy, o których nie mam pojęcia. Czytałam ustawy, przebrnęłam przez tonę papierów, musiałam się dowiedzieć wielu rzeczy. Z natury jestem legalistką, wszystko muszę mieć poukładane, dokładnie przygotowane. Nie lubię niespodzianek, choć takie się zdarzały również podczas powstawania mojej płyty. Dużo się nauczyłam.
Opowiedz o tym, czego nauczył Cię proces wydania swojej płyty.
Nauczyłam się przede wszystkim, że muszę ufać swojej intuicji. Ludzie różnie doradzają, trzeba brać pod uwagę ich propozycje i pomysły, ale warto zaufać sobie. To ja podejmuję ostateczną decyzję, to mi musi się podobać, a nie wszystkim dookoła.
W czym Twoim zdaniem tkwi wyjątkowość płyty "Amostorie"?
Fajne pytanie. (Śmiech.) Poezja śpiewana to gatunek, który jest bardzo indywidualnie odbierany przez ludzi. Trochę nie wiadomo, o co chodzi w tym gatunku.
Ja najpierw zastanowiłam się, jaki efekt chcę uzyskać. Zależało mi, by warstwa muzyczna i słowna była tak samo ważna. Chciałam, by miało to wartość językową, ale także, by muzyka broniła się sama. Uważam, że mi się to udało. Pozostaje kwestia emocjonalna. Wyjątkowość tej płyty zawiera się w tekstach i ich ułożeniu.
Odnajduję się w każdym z tych pojedynczych utworów. Mimo tego, że każdy z nich opowiada o czymś innym. Mam nadzieję, że osoby, które będą słuchać tej płyty, będą potrafiły się odnaleźć w tych wszystkich postaciach. Nic nie jest czarno - białe, a ta płyta moim zdaniem potwierdza to i fajnie pokazuje.
Składają się na nią wiersze znanych i nieznanych polskich poetów, opowiedziane od nowa, waszą muzyką. Znaleźć można na niej wiersze Słowackiego, Asnyka, Leśmiana, Gałczyńskiego, czy Brzechwy. Skąd pomysł na taki dobór poetów i wierszy?
To moje decyzje.
fot. zdjęcie nadesłane
Czym kierowałaś się w doborze wierszy?
Ci poeci w większości są z podobnego okresu. Lubię ten styl słowa pisanego. Nikt mi nie pomagał.
Mój wybór poezji wyglądał tak, że podeszłam do mojej szafy z książkami, którą miałam w poprzednim mieszkaniu. Przekartkowałam wiele książek. Kiedy któryś z wierszy przemówił do mnie w pewien sposób, to wtedy zaznaczał sobie to miejsce kolorową karteczką. Wszystkie książki mam pozaznaczane, a wiersze czekają w kolejce. (Śmiech.) Kiedy przychodzi wena, zawsze coś się znajdzie. (Śmiech.)
Czy od zawsze poezję lubiłaś bardziej, niż inne gatunki literackie?
Nie. Literaturę dobrze jest poznawać z każdej strony. Do poezji tak naprawdę zwróciłam się przez muzykę Grzegorza Turnaua. Byłam też wychowana na twórczości Kabaretu Starszych Panów i Agnieszki Osieckiej.
Słowo w piosence było dla mnie zawsze bardzo ważne. Ciężko słuchać mi tekstów, które nic za sobą nie niosą. Stwierdziłam, że ja nie umiem pisać tekstów, więc z tym zwrócę się do kogoś, kto umie, a ja będę pisać muzykę. Najbliżej była poezja.
Czy płyta "Amostorie" może sprawić, że odbiorcy na poezję spojrzą przychylniej i chętniej będą sięgać po nią w tradycyjnej formie?
Mam nadzieję, że tak. To zależy od wielu czynników. Wiadomo, że jeżeli ktoś nie lubi poezji, nie będzie jej słuchać. Myślę jednak, że wtedy muzyka może takiego słuchacza przyciągnąć. (Śmiech.)
Który z utworów z płyty jest dla Ciebie najważniejszy i dlaczego?
Mam trzy takie utwory. Każdy lubię z innego powodu.
Pierwszym takim utworem jest "Zielony dzień" Jana Brzechwy. To bardzo prosta piosenka, ale bardzo do mnie przemawia. Przypomina mi moment w którym człowieka ogarnia spokój. Ten utwór na płytę trafił zupełnie przypadkiem. Dosłownie w ostatniej chwili. Pamiętam, że muzykę do tego utworu napisałam w kilka minut.
Drugim utworem jest "Bunt anioła" również ze słowami Jana Brzechwy. To wiersz wesoły i radosny. Bardzo mi się podoba.
Trzecim utworem jest "Bądź przy mnie blisko" Haliny Poświatowskiej. Stworzyłam go kilka lat temu, ale nikomu się nie podobał. Jest dla mnie bardzo osobisty, napisałam go z myślą o moim partnerze. Wzrusza mnie do tego stopnia, że płaczę za każdym razem, kiedy go gram lub słucham. Aż sama czasami się z siebie śmieję, że działa on na mnie do tego stopnia. (Śmiech.) Jest dla mnie ważny nie tylko muzycznie, ale i osobiście.
Warto wspomnieć również o Twoim projekcie "Muza na szkle", który został dofinansowany ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu "Kultura w sieci". Do jakich odbiorców skierowany jest kanał na YouTube?
"Muza na szkle" (YouTube, KLIKNIJ) jest skierowana przede wszystkim do osób niezwiązanych profesjonalnie ze sztuką muzyczną. Do amatorów i miłośników muzyki.
Co jest myślą przewodnią, która towarzyszy Ci podczas tworzenia tego kanału?
Uwielbiam opowiadać. Dotyczy to przede wszystkim muzyki. Zauważyłam kiedyś, że o muzyce umiem mówić w interesujący sposób. Ludzi to interesuje, wywołuje reakcje, pytania. "Muza na szkle" jest miejscem, w którym mogę się teraz wyżyć. (Śmiech.)
Uczyłam kiedyś muzyki, choć obecnie nie pracuję już w szkole. Zostało mi jednak to, że w dalszym ciągu lubię przekazywać wiedzę.
Czujesz się youtuberką? (Śmiech.)
Tak, teraz już tak.
Kanał traktuje o muzyce poważnej, i rozrywkowej, a także kulturze wyższej i popkulturze. Każdy znajdzie coś dla siebie...
Tak. Pojawią się opowieści o muzycznym lifestyle-u, o tym, jak wszystko wygląda po drugiej stronie sceny. Będzie też trochę teorii. Słuchacze będą mogli się dowiedzieć, jak pisać nuty. Będzie wiele tematów, ponieważ nie chciałam nigdy ściśle się ukierunkowywać.
Skupiasz się w tym momencie przede wszystkim na promocji płyty i rozwoju kanału "Muza na szkle", czy planujesz nowe projekty?
Obecnie skupiam się na tych dwóch projektach. Czerwiec był szalonym czasem. Pewnie wkrótce wymyślę coś nowego. (Śmiech.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz