piątek, 23 października 2020

Mariusz Ochociński: "Nie dajmy umrzeć kulturze, nie uciekajmy z teatrów..."

 Mariusz Ochociński: "Nie dajmy umrzeć kulturze, nie uciekajmy z teatrów..."




















fot. zdjęcie nadesłane

Z Mariuszem Ochocińskim spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o aktorstwie, wcielaniu się w czarne charaktery oraz o przebranżowieniu do którego zmusiła go sytuacja związana z pandemią.

Spotykamy się w Warszawie, w dobie pandemii, ale o obecnej sytuacji będziemy jeszcze rozmawiać. Zacznijmy od początku. Opowiedz proszę o najciekawszych, a może nawet najzabawniejszych pomysłach na siebie. Kim chciałeś zostać jako kilkuletni chłopiec?

Nie myślałem o takich rzeczach. Kiedy byłem mały, interesowały mnie dwie rzeczy - zabawa i piłka nożna. W piłkę gram do dzisiaj. Wtedy na pewno nie myślałem o tym, że zostanę aktorem.   Czas, w którym nie wiedziałem, co będę robił, trwał tak naprawdę do samego końca, do czasu gdy po maturze musiałem zdecydować się na wybranie kierunku studiów. Chodziłem kiedyś do kółka teatralnego, dobrze czułem się na scenie. Byłem raczej typem popularnego chłopaka, który lubi robić wokół siebie szum. Szkolne przedstawienia w gimnazjum, czy liceum były do tego najlepszym miejscem.  Dlatego po egzaminie dojrzałości zaryzykowałem i jako jedną z dwóch szkół, które brałem pod uwagę, wybrałem właśnie aktorstwo. Nie do końca wiedziałem, na co się piszę. 

Co było momentem kluczowym, w którym wybrałeś aktorstwo?

Na pewno czas spędzony w kółku teatralnym i pozaszkolnej grupie teatralnej do której należałem. To właśnie tam poznałem koleżankę która pojechała ze mną do Wrocławia, by wspierać mnie przy egzaminach do szkoły teatralnej. Myślę, że przyczyniła się w dużym stopniu do tego, że zdałem.  Spędziliśmy tam fajnych kilka dni. Dzięki niej nie odczuwałem żadnej presji, czy stresu. 

Nie było więc tak, że od samego początku przejawiałeś zainteresowanie tym zawodem...

Absolutnie nie. Nigdy nie myślałem o tym, że zostanę aktorem.

Niewątpliwą popularność przyniosła Ci rola Michela w "Na Wspólnej". Czy zanim trafiłeś do obsady, zdarzało Ci się oglądać serial? Miałeś swoje ulubione wątki, ulubionych bohaterów?

Naturalnie. Ciężko znaleźć kogoś, kto nie widział chociaż jednego odcinka tego serialu. (Śmiech.) To filar telewizji. Emitowany jest już od siedemnastu lat. 

Wiemy, jak to jest z serialami. Wiele osób mówi, że ich nie ogląda, ale kiedy pada imię jednej z kluczowych postaci, każdy wie, kto to jest. (Śmiech.) 





















fot. zdjęcie nadesłane

Z perspektywy widza stwierdzam, że Michel wcale nie ma łatwego charakteru. Jak go oceniasz? Co w nim lubisz, a co najchętniej byś zmienił?

Michel bywa trudny. Trzeba jednak podkreślić, że ukształtowała go sytuacja, w której się znalazł. Przyjechał do Polski, miał wiele problemów z odnalezieniem się w tej rzeczywistości. Rasizm, trudności prawne, samotność. Znalazł przyjaciół, ale czuje, że cały czas szuka swojego miejsca. Nie jest mu łatwo tutaj żyć. Najjaśniejszym punktem jego życia jest na pewno Sandra, żona Michela. Choć bywało różnie jest w niej zakochany bez pamięci i nie wyobrażam sobie rozstania między nimi. Co mi się w Michelu nie podoba? Gdyby był bardziej zdecydowany i skory do brania odpowiedzialności na siebie uniknąłby wielu problemów, przez które przechodził. Ale czy nie za łatwo nam wszystkim oceniać przeszłość?

Lubisz oglądać siebie na ekranie, czy reagujesz wtedy jak większość aktorów i masz tendencję szukania tego, co mógłbyś zagrać inaczej, czy lepiej?

Tak, jak wszyscy, ja również nie lubię siebie oglądać na ekranie. (Śmiech.) Na początku zmuszałem się do oglądania, by zobaczyć efekt końcowy mojej pracy. Oglądałem po to, by porównać prace na planie z tym, co widzą widzowie.  To dużo uczy. Teraz już tego nie robię. Jestem już na innym poziomie. Buduję swoją świadomość pracy przed kamerą w inny sposób. 





















fot. zdjęcie nadesłane

Kolejnym serialem o którym warto przez chwilę porozmawiać w kontekście Twojego nazwiska jest "M jak miłość". Tam w 1424 odcinku pojawiłeś się jako Mirek Kowalik, kolega Bartka (Arek Smoleński przyp. red.) z więzienia. Mirek to chłopak z problemami, mroczną przeszłością. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w graniu go?

Wcielanie się w postać Mirka Kowalika, to sama przyjemność. (Śmiech.) To postać bardzo charyzmatyczna. Każdy aktor, prócz delikatnego grania na małych akcentach, czasami lubi wcielić się w postać, która jest napisana grubą kreską. Mirek taki jest. Po prostu działa. To gość, który wywodzi się z tzw. "ludzi zaradnych". (Śmiech.) Taki jest, ale nie zawsze wychodzi mu to na dobre. Z pewnością odbiega charakterem od mojego własnego.

Znam osoby z trudną przeszłością. Praca nad taką rolą bywa wymagająca, ale istnieje wiele materiałów, które opisują przeszłość i życie takich ludzi. To bardzo ciekawe historie. Nie chciałbym jednak, by spotkało mnie to, co Mirka. Wolę tworzyć jego życie przed kamerą. 

To postać z rysą, pewnym złamaniem. Ewidentnie czarny charakter. Czy wcielanie się w takie postaci jest dla Ciebie do pewnego stopnia urozmaiceniem pracy w tym zawodzie?

Zdecydowanie. To nie jest stricte czarny charakter. Nie postępuje źle z premedytacją. Działa w sposób którego nauczył się na tzw. ulicy. Chciał ratować siebie, mamę i swojego przyjaciela. Oczywiście, decyzje, które podejmuje pod wpływem chwili są katastrofalne w skutkach, ale mogę zapewnić, że nie jest złym człowiekiem. To dla mnie ogromne urozmaicenie. W każdej postaci staram się szukać powodów jej postępowania, bronić, usprawiedliwiać jej czyny. To zbliża do roli, pozwala uchwycić perspektywę osoby granej i daje szansę na autentyczność.

Co dzieli, a co łączy te dwie postaci?

To dwóch mężczyzn którzy swoje nowe życie zaczynają z mniej uprzywilejowanej pozycji. Zarówno jeden jak i drugi chce wypracować sobie życie spokojnie i godnie. Różni ich jednak granica przyzwoitości. Mirek działa spontanicznie i nie przejmuje się moralnością, liczy się dla niego cel. Michel jest zupełnie inny. Działa zachowawczo, blokuje go strach, kalkuluje ryzyko. Początek i cel historii mają podobny, ale to inni faceci.

Czy w tym momencie przez scenarzystów "Emki" brana jest pod uwagę kontynuacja tego wątku?

Myślę, że Mirek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. (Śmiech.) 

Z dnia na dzień świat się zatrzymał, co oczywiście spowodowane jest pandemią koronawirusa. Jak zniosłeś izolację?

Aktorzy mieli trochę inaczej. To freelancerski zawód. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dużą część pracy wykonujemy w domu. Mam tu na myśli chociażby uczenie się scenariusza, czy nagrywanie materiałów castingowych. Tutaj pozyskujemy pracę, tutaj czekamy na projekty. Dom dla aktorów jest w pewnym sensie też biurem. 

Czego nauczył Cię ten trudny czas?

Jeszcze bardziej potwierdził to, że aktorstwo jest dla mnie ważne. Jednak, żeby to wszystko napędzić, trzeba też umieć rozglądać się na inne strony i wiedzieć, jak inwestować w siebie w innych aspektach. 

W związku z tym, że wszystkie projekty zostały w marcu wstrzymane, wiele reprezentantów Twojego zawodu zdecydowało się na spróbowanie czegoś nowego, innego. Ty również. W kwietniu rozpocząłeś swoją przygodę ze stolarstwem. Skąd pomysł?

Sytuacja jest cały czas dynamiczna i trudna. Nie wybrałem sobie jej sam, ale trafiła mi się zupełnie przypadkiem. W aktorstwie przeważnie nie pracuje się fizycznie, chyba, że jest to wpisane w tworzenie roli. Kiedy "pobawiłem" się fizycznie z ciężkimi sprzętami, odczułem to na sobie. Polubiłem swój tymczasowy zawód, ale nie zamierzam z nim wiązać przyszłości, choć dzięki niemu znów przypomniałem sobie, ile waży złotówka. 





















fot. zdjęcie nadesłane

Jeszcze nie wszystko wraca do normy, ale wróciłeś już na plan zdjęciowy. Jak przy obowiązujących restrykcjach i obostrzeniach wygląda praca na palnie? Co się zmieniło?

Mamy o wiele prościej niż przedstawiciele innych zawodów, ponieważ kiedy gramy, jesteśmy zwolnieni z obowiązku noszenia maseczek. Dezynfekujemy jedynie ręce i zachowujemy bezpieczną odległość. Ekipa ma najtrudniej, ponieważ po cały czas trwania zdjęć muszą chodzić w maseczkach. 

Jesteś częścią zespołu artystycznego Wrocławskiego Teatru Komedia. Jak wygląda w tym momencie granie spektakli i odmrażanie kultury?

Sytuacja teatrów w całej Polsce jest krytyczna. Granie dla 25% widowni nie jest łatwe, a w wielu przypadkach może docelowo prowadzić do zamknięcia wielu instytucji kulturowych, ponieważ jak wiemy,  nie jest to opłacalne finansowo. Czekam aż będę mógł na stałe wrócić do teatru. Jestem pewien, że dobry czas na pewno kiedyś wróci. Dziś wszyscy powinniśmy zwrócić uwagę nie tylko na teatry, ale na wszystkich artystów. Wsparcie widza, zwykłego obywatela który codziennie  słucha muzyki, ogląda serial czy lajkuje zdjęcie aktora na Instagramie w tym okresie może być kluczowe. Nie uciekajmy z teatrów pomimo czerwonych stref i obostrzeń. Nie dajmy umrzeć kulturze. Teatry, które wciąż decydują się grać, robią to właśnie dla tych obywateli. Robią to po to żeby przetrwać, nie finansowo, ale w świadomości widzów. Zdrowie jest najważniejsze, dlatego z całych sił powinniśmy dbać o to, by przestrzegać wytycznych epidemiologicznych żeby troszczyć się o siebie i o innych. Nie zapominajmy o tym, również w teatrze. 





fot. zdjęcie nadesłane - Wrocławski Teatr Komedia - obsada spektaklu "Damski biznes"

Oprócz stolartswa, w kontekście Twojego nazwiska warto też wymienić Twoje zainteresowania sportowe, m.in. piłkę nożną. Czy sprawność fizyczna ułatwia pracę w zawodzie aktora?

To zawód, który wymaga bardzo dużo zaangażowania twórczego i intelektualnego, ale oparty jest na wyglądzie. Forma jest kluczowa. Piłka nożna jest dla mnie ogromnym motywatorem, by się ruszyć. Uwielbiam być na boisku. 





















fot. zdjęcie nadesłane

Jak dbałeś o formę w czasie izolacji?

Granie w piłkę nie było wtedy możliwe, biegałem po lesie, treningi robiłem w domu. 

Porozmawiajmy jeszcze o social mediach. Jesteś bardzo aktywny na Instagramie. Czym lubisz się dzielić z odbiorcami?

Kiedy widzę moich kolegów, to według ich aktywności, ja nie udzielam się wcale. (Śmiech.) Nie chcę zaśmiecać ludziom głów tym, co nie jest ciekawe. Dzielę się swoim zawodowym życiem. 

Myślisz, że obecna sytuacja może zmienić nastawienie ludzi i sprawić, że spojrzą na życie bardziej przychylnie i z większym dystansem?

Myślę, że wielu osobom zapaliła się czerwona lampka. Wiele osób straciło wszystko. To, co się dzieje na świecie, nie ma raczej dobrej strony. Mam nadzieję, że poradzimy sobie z tym wspólnie jak najszybciej.





















fot. zdjęcie nadesłane


Najbliższe plany. 

Chciałbym zająć się filmowym projektem performatywnym. To koncept, który nigdy się nie przedawni. Narazie powstał w mojej głowie i w dziesiątkach notatek zrobionych w biegu. Dotyczyłby zagadnienia zbiorowości i specyficznych jej aspektów. Oczywiście, przez dystans społeczny nie ujrzy szybko światła dziennego. Koronawirus zatrzymał również dwie moje premiery. W kontekście planów ludziom związanym z kulturą pozostaje na ten moment myślenie życzeniowe. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz