środa, 11 listopada 2020

Ewelina Strycharczuk: "Walizki wpisane są w moją codzienność"

 Ewelina Strycharczuk: "Walizki wpisane są w moją codzienność"

 














fot. zdjęcie nadesłane

Z Eweliną Strycharczuk, odtwórczynią roli Eweliny w serialu "Gliniarze" spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o fenomenie serialu, tym, co sprawia, że seriale kryminalne są tak lubiane przez widzów, ale również o zamiłowaniu aktorki do podróży i pozytywnym nastawieniu do życia w tym trudnym czasie pandemii. 

Lingwistka, dziennikarka, blogerka, aktorka. Do czego jest Pani w tym momencie najbliżej, a z czego, gdyby nastała taka konieczność, byłoby Pani najprościej zrezygnować?

Najdalej mi do lingwistyki, ponieważ był to jeden z pierwszych etapów mojego rozwoju i kariery. W życiu człowiek wraca do swoich pasji i tego, co było w nim od dziecka. Jeśli na pewnym etapie nie pójdzie za pierwotnym głosem serca, to i tak to się w nim obudzi prędzej, czy później i musi dojść do materializacji. 

Ja od zawsze byłam za tym, żeby zostać aktorką. Tak układa się moje życie, że obieram różne kierunki. Lingwistyka wzięła się stąd, że bardzo dużo podróżuję. Walizki wpisane są w moją codzienność, więc stwierdziłam, że lingwistyka ułatwi mi życie. Teraz swoje siły zawodowe koncentruję na prowadzonym przeze mnie biznesie - mam swoją markę modową i na aktorstwie właśnie.

Czy od najmłodszych lat przejawiała Pani zainteresowanie tymi dziedzinami, czy wręcz przeciwnie, pasjonowało Panią zupełnie coś innego?

Absolutnie. Zawsze było to aktorstwo, były podróże i...piłka nożna. Skończyłam dziennikarstwo, zrobiłam specjalizację właśnie dziennikarstwa sportowego, więc jest we mnie sportowa żyłka. Staram się być na wszystkich meczach naszej reprezentacji, często z nimi wyjeżdżam, pracuję. Mam bardzo szeroki krąg zainteresowań, ale powiedziałabym, że wzajemnie się uzupełniają. 

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pani wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. W krótkiej charakterystyce na swoim blogu "By Evelyn" sama siebie określa Pani mianem pasjonatki życia. Z czego na co dzień czerpie Pani najwięcej siły?

Najwięcej siły czerpię z energii wewnętrznej. Urodziłam się z wewnętrzną pogodą ducha. Bez względu na to, co się dzieje, moja szklanka jest zawsze do połowy pełna. Zawsze staram się dzielić swoją energią z ludźmi. Optymizm nie jest u mnie wyczerpnany. Nie zanosi się na to, by miało się coś w tej kwestii zmienić. Energię czerpię z wnętrza, ale mam też wspaniałych przyjaciół. Staram się otaczać ludźmi, którzy mają albo taką samą energię, jak moja, albo mają jeszcze więcej. Otoczenie zawsze pomaga. 

Skąd pomysł na stworzenie bloga "By Evelyn"?

Pomysł na stworzenie bloga "By Evelyn" wziął się u mnie z zamiłowania do podróży. Od najmłodszych lat podróże były wpisane w moje życie. W lipcu co drugi tydzień byłam w Grecji. Jak tylko otworzyły się granice, korzystałam z każdej możliwości wyjazdu. 

Czy otwartość na drugiego człowieka, jego drogę i historię też może działać na nas budująco?

Myślę, że zdecydowanie tak. Gdyby dalej przyszło mi kontynuować pełnowymiarową pracę dziennikarki, czerpałabym przede wszystkim z ludzi. Historie ludzi są zawsze najciekawsze. Człowiek zawsze ma najwięcej do przekazania. Jest największą inspiracją.
















fot. zdjęcie nadesłane

Spotyka Pani wiele inspirujących ludzi. Czy czyjaś historia w ostatnim czasie szczególnie Panią urzekła?

Z pewnością, tylko czyja. (Śmiech.) 

Na co dzień spotykam wiele inspirujących osób, ale w tym momencie nie umiem przybliżyć jednej konkretnej historii. 

Wiele ułatwia umiejętność cieszenia się małymi rzeczami. Już chociażby obserwując Pani profile w mediach społecznościowych można stwierdzić, że Pani tę umiejętność posiada. Mam rację?

Uważam, że życie składa się z detali, które tworzą całość. 

W związku z pandemią koronawirusa świat z dnia na dzień się zatrzymał. Dla osób, będących w ciągłym ruchu był to podwójnie trudny czas. Czego nauczyły Panią miesiące, które upływały pod znakiem wyzwania #zostańwdomu?

Miałam zupełnie inne plany na marzec i kwiecień. Miałam być w Stanach Zjednoczonych, ale w ostatnim dniu musiałam tę podróż odwołać. Zbiegło się to z moimi urodzinami. Był to jeden z tych momentów, w którym faktycznie było mi trudno. Jednak bardzo szybko znalazłam wsparcie w moich przyjaciołach, rodzinie i w partnerze. Byli bardzo pomocni w tej sytuacji. Plany nam się zmieniły, ale głęboko wierzę, że wszystko w życiu dzieje się po coś. O tym, po co się dzieją, dowiadujemy się po czasie. 

Po pierwszych dwóch tygodniach żyłam na tyle normalnie, na ile było to możliwe. Unikałam bombardowania mnie złymi emocjami i negatywnymi wiadomościami. W pewnym momencie przestałam śledzić już dane dotyczące pandemii, ponieważ mam świadomość tego, jak negatywny wpływ na ludzką psychikę mają negatywne bodźce i emocje. Tylko normalne funkcjonowanie pozwoliło mi zachować pogodę ducha. 

Mówi się, że takie zwolnienie tempa jest czasami potrzebne każdemu z nas. Uważa Pani, że obecna sytuacja może zmienić społeczeństwo na lepsze i spowodować, że ludzie będą patrzeć na życie z większym dystansem i bardziej przychylnie? 

Tu kończy się mój optymizm. (Śmiech.) Myślę, że owszem, ale niestety, tylko na chwilę. Jesteśmy na takim etapie rozwoju technologicznego na świecie, że taka izolacja na jakiś czas zmieni światopogląd i mentalność ludzi, ale docelowo uważam, że nie. 

Pewnie tak, jak wszyscy, Pani również nadrobiła wszystkie zaległości książkowo - filmowe. Jest Pani typem odkrywcy, czy lubi Pani raczej wracać do sprawdzonych pozycji?

Tak. Jeśli chodzi o książki, to faktycznie wracam do sprawdzonych tytułów. Jeżeli chodzi o filmy, cały czas wracam do "Jedz, módl się i kochaj". Za każdym razem jest dla mnie bardzo inspirujący. Kiedy mam gorszy dzień, siadam, odpalam i wraca mi cała energia. To absolutnie mój ulubiony film. 

Lubię literaturę faktu, tego bakcyla złapałam na dziennikarstwie. Historie ludzi zawsze były mi najbliższe. 

Czego poszukuje w kinie i książkach? 

Prawdziwych historii. One są zawsze najbardziej inspirujące. Stąd też moje zainteresowanie do literatury faktu, ale też do reportażu. 

Zdarza się Pani wyjeżdżać w podróż śladami jakiegoś filmu, bądź książki?

Nie. Zwykle podążam za spontanicznym głosem serca. Moich podróży nie planuję z dużym wyprzedzeniem. Pakuję się i wyjeżdżam. Tak te moje podróże wyglądają.

Jest Pani zwolenniczką przede wszystkim zagranicznych podróży, czy lubi Pani odkrywać także inspirujące miejsca w Polsce?

Ze wstydem przyznaję, że jestem przede wszystkim zwolenniczką zagranicznych podróży. Trochę jest tak, że cudze chwalicie, swego nie znacie. Jeśli chodzi o podróże po Polsce, mam wiele do nadrobienia. W tym roku po raz trzeci w życiu byłam na Mazurach i nieśmiało przyznaję, że zaczynamy się lubić, choć wcześniej nie byłam Mazurami zachwycona. Z pewnością za to kocham mój Śląsk, mam tam rodzinę, tam są moje korzenie. Małymi krokami odkrywam polskie krajobrazy. 

Podróż marzeń Eweliny Strycharczuk to...

Chętnie wróciłabym do Peru. Pracowałam tam jako wolontariuszka w Domu opieki społecznej. Niesamowite doświadczenie. Podróżowałam, ale byłam też w kontakcie z ludźmi, którym mogłam pomóc. To niesamowita lekcja pokory. Uczy tego, co jest naprawdę ważne. Każdemu młodemu człowiekowi radziłabym spróbować. Chętnie wróciłabym tam i dowiedziała się, co teraz słychać u ludzi, których wtedy poznałam. Spędziłam tam cztery miesiące. Z wielkim sentymentem wspominam ten czas. 

Przejdźmy o krok dalej. W serialu "Gliniarze" wciela się Pani w rolę Eweliny, żony Krystiana Górskiego, (Tomasz Skrzypniak, przyp. red.) Jak trafiła Pani do serialu?

Wcześniej grywałam w innych serialach. Zadzwonił telefon i powiedziano mi, że jest dla mnie rola. Zapytano, czy zagram. Miałam wystarczające doświadczenie, więc nie przechodziłam już przez casting, wystarczyła rozmowa. Miałam pojawić w dwóch odcinkach, a jestem w tym serialu już trzeci sezon. (Śmiech.) Tak czasami bywa w życiu. 

Co oprócz imienia łączy Panią ze swoją bohaterką? (Śmiech.) 

Jeśli chodzi o różnice, mamy zupełnie inne pasje. Łączy nas jednak to, że obydwie troszczymy się o ludzi. Ewelina ma na względzie dobro swojego serialowego partnera. (w tej roli Tomasz Skrzypniak, przyp. red.) 

"Gliniarze" cieszą się ogromną sympatią wśród widzów. W czym Pani zdaniem tkwi fenomen tej produkcji?

Myślę, że sukcesem "Gliniarzy" są prawdziwe historie ludzi oraz to, że pokazują życie prywatne i zawodowe. Pokazany jest balans. Serial udowadnia, że różnymi konfliktami można zarządzać. "Gliniarze" pokazują wszystkie sfery życia, a nie tylko to, co jest słodkie.


























fot. zdjęcie nadesłane

Czy rola Eweliny w "Gliniarzach" przyniosła Pani rozpoznawalność?

Tak, ludzie mnie rozpoznają. 

Zdarza się Pani dostawać listy, czy wiadomości od fanów serialu? Jakie jest najczęstsze pytanie, które w nich pada?

Najczęściej zdarza mi się otrzymywać prośby o autograf. 

Przemiłe są wiadomości, w których ludzie piszą, że bardzo cenią grę aktorską. To najwspanialsze wiadomości, choć lubię wszystkie. Zawsze miło jest usłyszeć ciepłe słowo na temat swojej pracy. Zdarzają się też wiadomości napisane z zazdrości o Krystiana. (Śmiech.) Bywa i tak. 

Czy zanim trafiła Pani do serialu, zdarzało się Pani go oglądać? 

Zdarzało mi się trafiać na ten serial, ale przyznam, że należę do aktorów, którzy mają problem z oglądaniem siebie.  Zwracam wtedy uwagę na błędy. Jestem perfekcjonistką, nie mam więc dla siebie litości, odcinki z moim udziałem oglądam bardzo krytycznym okiem. Przez te dwa lata zaprzyjaźniłam się już z Eweliną. Ma w tym momencie w sobie więcej kolorów, myślę, że także dla widzów. 

Seriale kryminalne są tuż obok seriali medycznych gatunkami najbardziej lubianymi przez widzów. Jak Pani myśli, dlaczego?

Myślę, że większość z nas ma w sobie coś z detektywa. W wielu z nas jest ogromna chęć do rozwiązywania sekretów, tajemnic. Dzięki naszemu serialowi można poczuć się tak na chwilę i rozwiązać jakąś sprawę. To pozwala widzowi poczuć się jak Sherlock naszych czasów. (Śmiech.) 

Najbliższe plany. 

Jestem również przedsiębiorcą, mam swoją markę odzieżową, więc poświęcam się też temu. Regularnie pojawiam się na planie "Gliniarzy", kręcimy nowe odcinki. W międzyczasie realizuję moje wyjazdy. Mam napięty grafik, ale tak lubię żyć. Uwielbiam to tempo. To mój świadomy wybór, to moja droga. Gdybym miała siedzieć na kanapie, nie wytrzymałabym i była najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem. 

1 komentarz: