piątek, 2 października 2020

Marta Lewandowska: "Trzeba umieć docenić to, co się ma"

 Marta Lewandowska: "Trzeba umieć docenić to, co się ma"












fot. zdjęcie nadesłane

Z aktorką Martą Lewandowską spotkałam się w Warszawie. Rozmawiamy o serialu "Gliniarze", w którym wciela się w postać Łucji Wilk. Ale także o malarstwie i psychologii, jej wielkich pasjach. 

Spotykamy się w Warszawie, w dobie pandemii. O obecnej sytuacji będziemy jeszcze rozmawiać. Zacznijmy jednak od początku. Co spowodowało, że wybrała Pani akurat aktorstwo?

Dobre pytanie. (Śmiech.) Aktorstwo od dziecka mnie fascynowało. Fajnie jest czasami pobyć kimś, kim się nie jest.

Od najmłodszych lat lubiła się Pani przebierać, wcielać w różne postaci?

Tak, można tak powiedzieć. Miewałam różne pomysły.

To proszę opowiedzieć o najciekawszych pomysłach na siebie...

Miałam ich dużo. (Śmiech). W dzieciństwie chciałam zostać traktorzystką. Z wyuczonego zawodu jestem także hotelarzem, krytykiem teatralnym, mediatorem rodzinnym. Od zawsze fascynowała mnie też filozofia i psychologia. Myślę, że do tych kierunków jeszcze wrócę. A w wolnych chwilach maluję. Mam wiele pasji.

Czy w ostatnich miesiącach zdarzało się Pani „uciekać“ w malarstwo?

Tak, malowałam trochę.

Co najczęściej pokazuje Pani na swoich obrazach?

Uwielbiam Amedeo Modiglianiego. Nie tylko za styl pełen elegancji i subtelności ale i samą postać, otoczoną legendą niedocenionego artysty, żyjącego w biedzie, oraz namiętnego kochanka, korzystającego z uroków życia. Historia  tragicznej miłości z Jeanne Hebuterne zapiera dech w piersiach.  Często kopiuję jego obrazy.

Myślała Pani kiedyś o tym, by zorganizować swoją wystawę?

Kilka osób mi to proponowało, jednak maluję bardziej dla siebie, dla przyjaciół. Jak powiedziałam, jestem bardziej kopistką niż malarką.  A wystawy są dla malarzy.

A czy myślała Pani kiedyś o pracy w policji? Nawiązuję oczywiście do serialu "Gliniarze", w którym przeszła Pani już prawie wszystkie szczeble - od aspirant sztabowej, przez naczelnik wydziału, aż po agentkę Interpolu. (Śmiech.) 

Przeszło mi to kiedyś przez głowę. Wśród członków mojej rodziny, a także w gronie moich znajomych jest wiele osób, które pracują w policji. Nie jest to zawód lekki, łatwy i przyjemny. Raczej ciężki kawałek chleba.

Czy na planie dostaje Pani wskazówki od policjantów, które  pomagają w pracy nad rolą?

Owszem, czasami korzystamy z pomocy konsultanta.

Jakie umiejętności musiała Pani zdobyć, by móc wiarygodnie grać policjantkę?

Poza odpowiednim trzymaniem broni nie musiałam się niczego uczyć. Łucja rzadko sama aresztuje przestępców, więc odpadło mi mierzenie się np. z zakuwaniem w kajdanki.

Jak opisałaby Pani w kilku zdaniach swoją postać w "Gliniarzach"?

Od początku ją polubiłam. Łucja jest nieco zagadkowa, nie zawsze miła. Ale to fajna, silna kobieta. Ma w sobie dużo wrażliwości i empatii, chociaż potrafi być absolutnie bezwzględna. Dla przestępców, ale i dla podwładnych. Chociaż ostatnio przechodzi pewną przemianę...

Czy takie role „szufladkują“ aktorów w pewien sposób, skazując ich na określony typ postaci?

Mam nadzieję, że nie. Ale ostatnio, rzeczywiście, dostaje propozycję zagrania kogoś, kto – podobnie jak Łucja Wilk – zajmuje się walką z niebezpiecznymi ludźmi. 

Czy przygotowując się do kolejnych odcinków ogląda Pani seriale kryminalne?

Kiedyś oglądałam ich zdecydowanie więcej. Gdy urodzi się dziecko, gust się zmienia. (Śmiech.). Lubię kryminały psychologiczne.

W jakich produkcjach oprócz "Gliniarzy" zobaczymy Panią w najbliższym czasie?

Jeżeli wszystko dobrze pójdzie i nic nie stanie na przeszkodzie w realizacji planów, to będą dwie. Ale nie mogę niczego więcej zdradzić.

W dobie pandemii świat zatrzymał się z dnia na dzień. Jak zniosła Pani izolację?

Jest inaczej, kiedy ma się dziecko. Nie skupiałam uwagi na sobie, ale na najbliższych. Przeszliśmy przez to razem. Mąż pracował przez cały czas, więc nie musiałam się martwić, że nie mam dochodów. Wiele osób, niestety, musiało. Wyjechałam z córką do Borów Tucholskich, do natury.

Czego nauczył Panią ten trudny czas?

Cierpliwości, spokoju, umiejętności zatrzymania się na chwilę. To jest ważne. Ciągle się śpieszymy, pędzimy, czegoś nam brakuje. A ten czas udowodnił, że konsumpcjonizm tak naprawdę nie jest nam do niczego potrzebny. Okazało się, że bez wielu rzeczy da się żyć. Trzeba umieć docenić to, co się ma.

Czy uważa Pani, że obecna sytuacja sprawi, iż ludzie zaczną patrzeć na siebie bardziej przychylnie?

Mam taką nadzieję. Wszystko dzieje się po coś. Uważam, że zaczniemy doceniać obecność drugiego człowieka. Najbardziej brakowało mi spotkań z ludźmi.

Co prawda, ma Pani profil na Instagramie, ale nie jest na nim zbyt aktywna. Mam wrażenie, że nieco stroni Pani od social mediów...

Nie jestem zbyt internetowa. (Śmiech.) Prywatność jest dla mnie ważna, chciałabym ją chronić. 
Uważam, że nie wszystko jest na sprzedaż.

Jakim jest Pani użytkownikiem, czego poszukuje w sieci?

Przede wszystkim informacji. Często wiedzy z zakresu psychologii, historii malarstwa. A czasem nowych krzeseł.

Najbliższe plany?

Jadę po mój skarb do przedszkola.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz