Hubert Jarczak: "Mam pozytywną powierzchowność. Lubię ludzi"
fot. ARTRAMA / MTL MAXFILM / Hubert Jarczak jako Beniamin Vick w serialu "Na Sygnale".
Z aktorem, Hubertem Jarczakiem rozmawiam o tym, jak pozytywne podejście do życia przekłada się na zawód aktora, o jego autorskim projekcie #aktoremzostać, który skierowany jest do osób, które są na początku swojej drogi i pragną się rozwijać w aktorstwie.
Rozmawiamy też o serialu "Na Sygnale" w którym to Hubert pojawił się w 307 odcinku w roli nowego szefa stacji, Beniamina Vicka, który jest świetnym lekarzem, ale też...nieźle namiesza.
"Postać Beniamina jest dla mnie bardzo ciekawym wyzwaniem, bo ma dość sympatyczną powierzchowność. W pierwszym kontakcie da się go lubić, ale nosi w sobie tajemnice" - mówi o swojej postaci.
Ponad rok temu świat zatrzymał się z dnia na dzień, co oczywiście spowodowane jest pandemią koronawirusa. Jak znosisz izolację?
Skutków izolacji za bardzo nie odczuwam, ponieważ mieszkam na Mazurach. Kiedy lockdown był tak bardzo restrykcyjny, że trzeba było siedzieć w domu, ja na szczęście miałem gdzie wyjść. Praktycznie na wyciągnięcie ręki mam las i ogródek, gdzie mogę beztrosko spędzać czas i mieć wszystko w nosie. (Śmiech.)
Współczuję osobom, które mają możliwość wyjścia tylko na balkon, nie mają blisko parku, czy innego kawałka zieleni.
Mam szczęście, że negatywne skutki izolacji mnie nie dotknęły, a kiedy się zaraziłem, wirus obchodził się ze mną dość łagodnie.
Czego nauczył Cię ten trudny czas?
Wbrew pozorom, bardzo dużo się nauczyłem. W wielu aspektach przewartościowałem swoje życie.
Nie ma sensu bezczynnie czekać na coś, co ma do Ciebie przyjść. Trzeba wyciągać ręce po swoje marzenia i cele, które chcesz osiągnąć i dogrzebywać się do nich samemu. Trzeba być kreatywnym i nie czekać na to, co przyniesie los, choć w wielu przypadkach jest to bardzo trudne, ponieważ nie każdy ma takie możliwości. Zdaję sobie sprawę z tego, że łatwo jest mówić o tym osobie, która takie pole manewru posiada. Jest wiele trudnych sytuacji z których ciężko jest się podnieść. Uważam jednak, że najgorszą ze wszystkich możliwych opcji jest siedzenie, czekanie i narzekanie. Trzeba brać sprawy w swoje ręce. Łapać
Cała pandemia spowodowała, że internet eksplodował. Rzeczy, które pojawiłyby się w sieci być może dopiero za kilka lat, są już na wyciągnięcie ręki. Wszystko odbywa się zdalnie, więc szybko musieliśmy to zaakceptować i nauczyć się tego.
Dla mnie selftapy i castingi online od zawsze były zmorą, ale nauczyłem się tego. Zrozumiałem, że selftape jest często skuteczniejszy od castingu stacjonarnego. To bierze się z tego, że jesteś w domu, w bezpiecznym miejscu, możesz nagrywać tak długo, aż poczujesz, że to jest to. Nie wytracasz czasu i energii, tak jak to się często dzieje na castingach stacjonarnych. Możesz dać z siebie 100%. Możesz być najlepszą wersją siebie.
Czasami było tak, że kiedy poszedłem na casting stacjonarny, w oczekiwaniu na swoją kolej rozmawiałem ze znajomymi, przejmowałem ich stres. Gubiłem skupienie w korytarzu.
Czego dowiedziałeś się o sobie w ostatnich miesiącach?
Kiedy zacząłem realizować nagrania castingowe w domu, w idealnych dla siebie warunkach, zrozumiałem coś, dzięki czemu zacząłem wygrywać castingi. Nie wiem, czy jest to kwestia izolacji, wieku, czy czegoś zupełnie innego, ale wiele zmieniło się u mnie w dziedzinie autopromocji. To, że aktorzy nienawidzą castingów, nie jest niczym nowym, ale musimy to robić, jest to wpisane w nasz zawód, bez tego nie istniejemy. W ostatnich miesiącach zrozumiałem, że kiedy idę na casting, ale mam w środku przekonanie, że nie chcę go wygrać, to tak się dokładnie dzieje. Nie ma szans. Muszę mieć w sobie czyste emocje.
Przeanalizowałem różne castingi, na które chodziłem w Warszawie. Mogę śmiało stwierdzić, że w trakcie tych castingów miałem w sobie nieodpowiednie emocje i to właśnie one mnie dyskwalifikowały. Emanowałem energią, którą reżyserowie castingu odpierali. W tej kwestii u mnie zmieniło się bardzo dużo. Teraz na castingach pojawiam się w 100% pozytywnie nastawiony. Przed przesłuchaniami dużo czasu spędzam w drodze. Nastawiam się na to, co będę miał do zrobienia. Buduję siebie.
To cały proces afirmacji, który polega na tym, by siebie zaakceptować, polubić. To temat bardzo popularny za granicą, który w Polsce odbierany jest jako pierdoły, które nic nie dają. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że takie podejście jest bardzo ważne. Nosimy w sobie wewnętrznego krytyka, który zamiast nas wspierać, bardzo nas ogranicza. Warto nauczyć się żyć tak, by mieć odwagę, umieć sobie wybaczać i pokochać siebie. Uważam, że kiedy polubimy siebie, jesteśmy w stanie o wiele więcej zdziałać. Kiedy zaakceptowałem miejsce w którym jestem, zacząłem wygrywać castingi. Paradoksem jest to, że przez ostatni rok, który zdominowała pandemia, ja zacząłem o wiele więcej pracować. Zaczęło mi się lepiej powodzić. (Śmiech.) Taki pozytywny paradoks. Więcej pracuję, ale też mam większą świadomość w wielu kwestiach. To ma pozytywny oddźwięk we wszystkich aspektach.
We wszystkich zawodach sprawdza się to, że kiedy Ty siebie akceptujesz, robią to też inni i chcą Cię angażować do swoich projektów.
W ostatnich miesiącach zaakceptowałem siebie. Nie chodzi o to, że wcześniej siebie nie akceptowałem, ale to raczej kwestia szerszego spojrzenia w innym kierunku. Odkąd zacząłem myśleć o sobie w ten sposób, że nie muszę do końca życia być aktorem, zacząłem poznawać różne branże, inaczej spojrzałem na rynek, czy na to, co nas otacza. To mnie rozwinęło. Kiedyś na samą myśl o tym, co zrobię, jeśli nie będę mógł być aktorem, walił mi się świat. Wiadomo, że aktorstwo jest przede wszystkim moją pasją i sprawia mi dużo przyjemności, ale teraz już wiem, że mógłbym robić wiele innych ciekawych rzeczy. Okazuje się, że kiedy zdystansujesz się od swojego zawodu, staje się on pewniejszy. Dowiedziałem się o sobie, że mogę zdziałać więcej, niż mi się wydaje. Jeszcze bardziej siebie polubiłem i jeszcze więcej sobie wybaczam.
fot. zdjęcie nadesłane
Ostatnio Magda Rembacz powiedziała mi, że stara się izolować od negatywnych informacji i bodźców. Czego Ty unikasz?
Unikam wszelkiego rodzaju programów informacyjnych, ponieważ jesteśmy wręcz zalewani informacjami, które są związane z pandemią. Informacje na ten temat od pierwszego momentu były dla mnie przytłaczające, budziły ogromny niepokój. Jest taka teoria, że informacja, która kilkadziesiąt razy zostaje powtórzona, może stać się prawdą... Ja prawie wcale nie oglądam telewizji.
Już na pierwszy rzut oka sprawiasz wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Czy taka postawa pomaga w dzisiejszej niełatwej dla nas wszystkich rzeczywistości?
Tak. Mam pozytywną powierzchowność. Lubię ludzi. Jestem zwierzęciem stadnym. Wierzę, że energia, którą dajesz, prędzej, czy poźniej, wraca do Ciebie. Taki jestem. Wiadomo, że nigdy nie można zadowolić wszystkich. Przyznam, że zrozumiałem to dosyć niedawno. Długo miałem z tym problem.
Zdanie sobie sprawy z tego, że ludzie lubią mnie już po pierwszym kontakcie, było dla mnie czymś stałym. Kiedy zderzałem się z inną opinią, że ktoś mnie jednak nie lubi - nie rozumiałem tego. Teraz wiem, że tak po prostu jest. Nie każdy będzie mnie lubił, nie każdy będzie akceptował to, co robię lub proponuje. Kluczowe dla mnie jest to, że już akcpetuje sytuację, że nie wszyscy mnie akcpetują.
Podsumowując - wierzę, że energia, którą wysyłasz w kosmos, wróci do Ciebie.
Jesteś aktorem, ale stworzyłeś też strefę wsparcia #aktoremzostać. Skierowana jest do osób, które są na początku swojej drogi i pragną się rozwijać w aktorstwie. Czy pandemia niejako przyczyniła się do realizacji tego pomysłu?
W zasadzie tak. Zrozumiałem, że mogę dzielić się wiedzą, którą posiadam na temat pracy w zawodzie aktora. Nigdy nie miałem poczucia, że mógłbym kogoś czegoś uczyć. Żyłem w przekonaniu, że to, co ja wiem na temat aktorstwa, jest oczywiste, wręcz banalne. Niedawno uświadomiłem sobie, że tak nie jest, a wiedza, którą mam do przekazania, może być dla innych bardzo cenna. Po prostu muszę się nią dzielić, bo dla jednych może to być odkrywcze, a drugim może to pomóc dostać się do szkoły.
Strona #aktoremzostać ma na celu sprowokować osoby początkujące do tego, by coś w sobie odkryć. Moim zdaniem każdy ma coś wartościowego do zaproponowania, ale nie każdy potrafi odblokować się i zburzyć bariery, które sami sobie stwarzamy. Sami jesteśmy dla siebie największym krytykiem.
Za pośrednictwem strony staram się robić dobrą robotę. Działa też grupa na której prowadzę transmisje live, rozmawiam z tymi młodymi ludźmi, buduję ich i dzielę się swoją wiedzą. Gdyby nie pandemia, nie wiem, czy stworzyłbym to miejsce. Na pewno ta sytuacja przyczyniła się do tego.
W jednym z pierwszych wpisów, które pojawiły się na profilu projektu na Instagramie stwierdzasz, że wszystko zaczyna się od wytyczenia celu, który chcemy osiągnąć. Czy Ty od zawsze chciałeś zostać aktorem?
Od dziecka byłem na scenie, ponieważ od najmłodszych lat rodzice wysyłali mnie do domu kultury na zajęcia teatralne. Choć moi rodzice nie są aktorami, to scena i teatr są mi bliskie od zawsze. To było moje hobby, pasja, sposób na spędzanie wolnego czasu. Po drodze pojawił się też kabaret. Sprawiało mi to wielką przyjemność, ale całe moje otoczenie, a w tym także część rodziny, odradzała mi pomysł zostania aktorem. W pierwszej chwili ich posłuchałem, nie wiedziałem, co chcę robić. Bliscy wyobrażali sobie, że wybiorę jakiś konretny, stabilny zawód. To, że posłuchałem otoczenia, a nie głosu swojego serca, było dużym błędem. Zaraz po maturze studiowałem fizykę na kierunku astronomia. To był strzał. Po roku zorientowałem się, że popełniłem ogromny błąd. Odciąłem się od mojego miasteczka, teatru, obecności na scenie. Strasznie zaczęło mi tego brakować. Doszło do mnie, że nawet nie spróbowałem zdawać na studia aktorskie. Wiedziałem, że jak nie spróbuję, to będę żałował do końca życia. Podjąłem decyzję. Poszedłem na egzaminy. Trudno zdobyć się na taką odwagę. Moim sponsorem byli rodzice, którzy łożyli na moje mieszkanie w stolicy. Postanowiłem to zrobić. Poszedłem za głosem serca, za marzeniami. Zdecydowałem się zdawać jedynie do Warszawy, co też okazało się błędem, ponieważ powinienem od razu zdawać do wszystkich szkół, aby zwiększyć prawdopodobieństwo dostania się. Kiedy przygotowuję do egzaminów kandydatów do szkół aktorskich, zwracam im na to uwagę, żeby aplikowali na wszystkie wydziały aktorskie. Za pierwszym razem się nie dostałem, ale to dlatego, że poszedłem prosto z ulicy, nie byłem przygotowany. Z perspektywy czasu przyznam, że na miejscu egzaminatorów, też wtedy bym siebie nie przyjął. Zobaczyłem, jak to wygląda. Przez kolejny rok nabrałem pewności. Akademia Teatralna była dla mnie rajem. Postanowiłem, że muszę tam studiować. Zachłysnąłem się tym miejscem. Nie znałem wtedy jeszcze ani Łodzi, ani Krakowa. Nie miałem już statusu studenta, bo całkowicie zrezygnowałem z fizyki, więc zaczęło się mną interesować wojsko. Myślałem tylko o aktorstwie, cały wysiłek i energię inwestowałem w tym kierunku. Fizykę definitywnie odłożyłem na bok. Było to dużym utrudnieniem, bo musiałem kombinować, by nie wzięli mnie do wojska. Studiowałem przez chwilę ekonomię zaocznie. Ten czas wiele mnie nauczył. Moja droga była kręta i wyboista, ale widocznie tak miało być. Zdawałem do trzech szkół, ostatecznie wybrałem Łódź. Uważam, że obecność wydziału reżyserii oraz wydziału operatorskiego, daje aktorom większe możliwości. Studenci poznają reżyserów i operatorów, a to w przyszłości jest dużym ułatwieniem pracy w zawodzie.
Bardzo pokochałem Warszawę. Była dla mnie utopią, małym Zachodem. Kiedyś bardzo lubiłem duże miasta, teraz mniej. (Śmiech.) Spotkałem tam fajnych ludzi.
W Twoich przesłaniach do przyszłych adeptów aktorstwa dominuje myśl, że pozytywne nastawienie jest kluczowe w drodze do sukcesu. Na swoim przykładzie przyznałeś, że kiedyś do części swoich castingów podchodziłeś negatywnie nastawiony. Kiedy to się zmieniło? Co pomogło Ci zmienić myślenie?
To zmieniło się teraz. Pozytywne nastawienie jest kluczowe w każdej dziedzinie życia. Wchodzisz i zarażasz energią.
W temacie trzech kręgów energii polecam książkę autorstwa Patsy Rodenburg, która nie została niestety do tego momentu przetłumaczona na język polski. Warto jednak się z nią zapoznać.
Jeśli chodzi o to, co pomogło mi zmienić myślenie, jest to kwestia uważności i zrozumienia, że nie warto patrzeć roszczeniowo na otaczające nas życie. Nikt nie jest nam nic winien. Na wszystko musimy zapracować. Nic nam się nie należy a priori. Trzeba zawsze budować szczere i prawdziwe relacje.
Co najczęściej blokuje osoby, które zwracają się do Ciebie na początku swojej drogi?
Uważam, że przede wszystkim to jest kwestia budowania siebie i zrozumienia pewnych rzeczy, które nas blokują. Cała reszta jest narzędziem. Można to wyjaśnić chociażby na przykładzie osoby, która chce dostać się do szkoły aktorskiej. Powinna wybrać taki tekst, z którym się utożsamia, ale najważniejszą pracą jest wyobrażenie sobie siebie na tym egzaminie. Przejście wszystkich możliwych sytuacji tak, że nie będzie to dla tej osoby stresogenne i nic jej nie zaskoczy. To etap do osiągnięcia pewnego celu. Ta sytuacja nie pozamyka naszej przyszłej studentki. Da z siebie 100%. Kiedy się stresujemy, nasza efektywność maleje wprostproporcjonalnie. Czym większy stres, tym więcej się blokujemy. Zwracam uwagę na to, by w czasie przygotowań do konkretnego wyzwania być sobą. Trzeba być uważnym na otoczenie i nauczyć się nie stresować. Jeśli się nie uda, zawsze można próbować ponownie. To nie koniec świata. Warto pracować nad swoją pozycją, mową ciała i konfortem podczas egzaminu. Egzamin nie ma być tym, co nas zabije, ale tym, co nas zbuduje. Takie przygotowanie jest kluczowe, ponieważ wtedy można zaprezentować lepszą wersję siebie i udowodnić, że mamy coś wartościowego do powiedzenia. O to chodzi na egzaminach wstępnych. Egzaminatorzy w przyszłych adeptach aktorstwa chcą dostrzec osoby ciekawe świata.
W 307 odcinku dołączyłeś do obsady serialu "Na Sygnale". Jak przyjęto Cię na planie?
To bardzo zgrana ekipa. Zostałem bardzo ciepło przyjęty. Mam wrażenie, że gram tam od lat. Cała ekipa zadbała o miłą atmosferę i o to, by nie było stresogennych sytuacji. U nich tak po prostu jest. Czuję się tam jak w rodzinie. Praca na planie serialu "Na Sygnale" to ogromna przyjemność.
fot. ARTRAMA / MTL MAXFILM / Wojciech Kuliński, Wojtek Zygmunt, Monika Mazur - Chrapusta, Lea Oleksiak, Kamil Wodka, Natalia Rewieńska, Hubert Jarczak, Tomasz Piątkowski i Igor Sydov na planie serialu "Na Sygnale".
W czym Twoim zdaniem zawarty jest fenomen serialu?
Tu nikt nic nie udaje. Darzymy się szczerością i szacunkiem. Cała ekipa jest otwarta. To fajni ludzie, z sercem na dłoni. Absolutnie, nie kokietuję. Pracowałem na wielu planach i mogę przyznać, że nie na wszystkich panuje tak serdeczna atmosfera. Myślę, że fenomen zawarty jest w tym, że się lubimy. Zostałem bardzo szybko zaakceptowany, czerpię ogromną przyjemność z bycia na tym planie. Oczywiście, czasami zdarzają się jakieś nerwowe sytuacje, ale nie zatraca się przy tym szacunek do każdego człowieka z dowolnego pionu produkcyjnego.
Czy zanim tam trafiłeś, zdarzało Ci się oglądać serial?
Nie, nie znałem tego serialu wcześniej. Ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, że emitowany jest już od siedmiu lat. Seriali jest tak dużo, że nie jestem wstanie ogarniać wszystko, tym bardziej, że rzadko oglądam telewizje.
Beniamin Vick jest nowym szefem stacji, kiedyś był chirurgiem plastycznym, a teraz jeździ do wyzwań. Skrywa pewną tajemnicę...Czy wcielanie się w nieoczywistą postać jest dla Ciebie swego rodzaju urozmaiceniem pracy w zawodzie?
Tak, bardzo. Postać Beniamina jest dla mnie bardzo ciekawym wyzwaniem. Beniamin ma dość sympatyczną powierzchowność. W pierwszym kontakcie da się go lubić, ale nosi w sobie tajemnice. Fajne jest to, że nie jest bohaterem do końca oczywistym. Mamy w sobie odcienie dobre, ale też złe. Jasne i ciemne. Zależy, co w sobie podsycamy. Beniamin ma swoje sekrety, a dzięki temu może pójść w każdym kierunku. Mimo tego, że przeszłość go ściga, to w gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem. To moja postać, więc będę go bronił. To lekarz pokiereszowany przez życie, który chce się rozliczyć z przeszłością. Trzymam za niego kciuki.
Jak radzisz sobie z przyswojeniem terminologii medycznej?
(Śmiech.) Radzę sobie, ale muszę przyznać, że to duże wyzwanie. To kwestia treningu. Pierwsze zderzenie z tą terminologią było ostre, ale teraz przyswajanie tego staje się normalne.
fot. ARTRAMA / MTL MAXFILM / Hubert Jarczak i Natalia Rewieńska na planie serialu "Na Sygnale".
Przytocz proszę najtrudniejsze terminy medyczne z którymi dotychczas spotkałeś się na planie.
Były to takie terminy, jak tamponada osierdzia, bradykardia, fentanyl. Nigdy nie miałem nic wspólnego z medycyną, więc wszystkie te terminy były dla mnie bardzo obce.
Masz jakiś patent na przyswojenie tych trudnych zbitek językowych?
Patent jest taki, że muszę wiedzieć, co mówię. Kiedy rozumiem tekst, wszystko idzie sprawnie. To jakim żargonem mówimy, nie jest aż tak znaczące. Wszystko jest kwestią treningu.
Co we wcielaniu się w ratownika medycznego sprawia Ci największą frajdę, a co przysparza swego rodzaju trudności?
Szalenie ciekawe jest to, że moja postać ma ciągle jakieś działanie do wykonania. Ja uwielbiam działać. Dzięki temu, że ma się coś konretnego do zrobienia, wytwarzają się też emocje, które są następstwem działań. Aktorstwo wiąże się z działaniem, a kiedy jest go dużo, wtedy jestem szczęśliwy. Uwielbiam sceny odbierania porodu, przeprowadzanie badań neurologicznych, czy urazowych. Pociąga mnie organiczność. Dialog, który łączy się z wykonywaniem konkretnych czynności. Działanie to clue tego zawodu.
Nabycie jakich umiejętności okazało się dla Ciebie konieczne, byś mógł się wiarygodnie wcielać w postać Beniamina?
W pierwszej scenie, którą miałem do odegrania odbierałem poród, więc już na samym początku zostałem rzucony na głęboką wodę. Nie miałem czasu zastanawiać się za bardzo nad tym, jak to zrobić. Był fantom, była krew, była pępowina. Aktorka, która mi partnerowała, bardzo wiarygodnie odegrała poród. Nie przygotowywałem się w żaden konkretny sposób do tej roli. Rzuciłem się do działania, skoczyłem na głęboką wodę i próbowałem pływać. (Śmiech.)
fot. ARTRAMA / MTL MAXFILM / Tomasz Piątkowski, Hubert Jarczak, Natalia Rewieńska, Wojciech Kuliński, Wojciech Zygmunt, Ania Wysocka - Jaworska i Dariusz Wieteska na planie serialu "Na Sygnale".
Serial "Na Sygnale" pełni funkcję edukacyjną. Czy Ty również spotkałeś się z opiniami, że dzięki oglądaniu "Na Sygnale" ktoś z fanów wiedział jak zachować się w sytuacji kryzysowej?
Nie miałem jeszcze takiego back up’u, ale na planie słyszałem, że koleżanki i koledzy dostają listy z podziękowaniami od widzów, że to właśnie dzięki serialowi wiedzieli, jak powinni się zachować w sytuacjach, które zagrażały ich życiu. Takie historie są niesamowite. "Na Sygnale" to serial z misją.
Opowiedz o najbliższych planach.
Rozmawiamy podczas mojej podróży do Łodzi, zmierzam właśnie samochodem na plan serialu, który realizowany jest w Teatrze Jaracza w Łodzi, czyli w moim macierzystym teatrze. Opowiada o młodej reżyserce, która chce zadebiutować w Teatrze i zaczyna odwiedzać Teatry, by stworzyć swój wymarzony spektakl. Zderza się z rzeczywistością. Gram jednego z dyrektorów Teatru.
Podsumowując - pracuję na planie serialu "Debiut", a już wkrótce ruszamy z kolejną transzą zdjęć do serialu "Na Sygnale". Szykuje się jeszcze jeden ciekawy projekt, ale nie będę o nim mówił, by nie zapeszać. Jest intensywnie, ale to dobrze. (Śmiech.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz