Magdalena Rembacz: "Widzę ludzi wokół siebie, każdy jest dla mnie ważny. Tak lepiej się żyje."
fot. zdjęcie nadesłane
Z aktorką, Magdaleną Rembacz rozmawiamy o życiowych wartościach, o roli pokory w codzienności, ale także o serialu "M jak miłość" w którym po raz pierwszy wcieliła się w rolę...czarnego charakteru.
Wspominamy też Bronisława Cieślaka, który odszedł 2 maja 2021 roku oraz pracę na planie serialu "Malanowski i partnerzy", który w latach 2008-2016 cieszył się ogromną sympatią widzów Polsatu. Obecnie od poniedziałku do piątku w godzinach porannych stacja emituje powtórki.
Ponad rok temu świat zatrzymał się z dnia na dzień, co oczywiście spowodowane jest pandemią koronawirusa. Jak znosisz izolację?
Dzięki temu, że zostałam dość wcześnie zaszczepiona, moja izolacja nie musiała być aż tak kategoryczna. Moja najbliższa rodzina także poddała się szczepieniu, więc dzięki temu mogliśmy w miarę normalnie funkcjonować.
Wyjazdy do Warszawy na plan serialu "M jak miłość" wymagały ode mnie ogromnego rozsądku, ponieważ grałam tam z aktorami po osiemdziesiątce. Szacunek do nich, bezpieczeństwo i zachowanie wszelkich środków ostrożności liczyło się dla mnie najbardziej.
Zaczynam widzieć światełko w tunelu. Trzy razy w tygodniu trenuję intensywnie w parku łódzkim. Staram się wietrzyć głowę i odparowywać ten okropny czas.
Czego nauczył Cię ten czas?
Uświadomił mi, że zdrowie jest najważniejsze, jest ponad wszystkim. Wielu wydawało się, że dane jest na całe życie, nie trzeba się nim przejmować. Inne rzeczy są bardziej absorbujące. Ono zawsze było przy okazji. To było straszne.
Absolutnym priorytetem w chwili obecnej jest dla mnie moje zdrowie, zdrowie mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów. To dar, który kiedyś nie był tak cenny, jak teraz. Musimy go bardzo pielęgnować i każdego dnia być za niego wdzięczni. W ostatnich miesiącach bardzo spokorniałam, nabrałam ogromnego dystansu do wielu rzeczy i całkowicie przewartościowałam swoje życie.
Już na pierwszy rzut oka sprawiasz wrażenie osoby niezwykle pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Czy taka postawa pomaga w dzisiejszej niełatwej dla nas wszystkich rzeczywistości?
Cieszę się, kiedy widzę taką postawę w zwykłych, codziennych sytuacjach. Ktoś pomaga starszej pani z zakupami, a ktoś inny miło odezwie się do kogoś w sklepie. Od zawsze zwracam uwagę na takie zachowania. Uważam, że bardzo ważne jest okazywanie serdeczności drugiemu człowiekowi. Taka staram się być od zawsze, bardzo tego potrzebuję. Cieszę się, kiedy mogę komuś pomóc nawet w najdrobniejszy sposób. Zawsze robię to bezinteresownie. Widzę ludzi wokół siebie, każdy jest dla mnie ważny. Tak lepiej się żyje. Często zauważam, że dobro wraca do mnie w różnych postaciach.
Ważny jest dla mnie kontakt z drugim człowiekiem i otwarcie się na niego.
Kilka lat temu, kiedy grałam jeszcze w serialu "Malanowski i partnerzy", skontaktowała się ze mną Fundacja Polsat, ponieważ okazało się, że jednym z ich podopiecznych był niewidzący chłopak z Czterokończynowym porażeniem mózgowym, który okazał się być moim fanem. Za pośrednictwem Fundacji poprosił, czy mogłabym przesłać mu zdjęcie z autografem. Niewiele myśląc, zapytałam, gdzie mieszka i pojechałam do niego. Zaprzyjaźniliśmy się. Dwa razy odwiedził nas na planie. Było to spełnieniem jego marzeń. Pamiętam, że oprócz serialowych gadżetów, od Tomka Mandesa otrzymał kurtkę. Kiedy serial już się skończył, jeździłam do niego, emanował pozytywną energią, był szczęśliwy. Zakujmplowałam się też z paniami, które się nim opiekowały oraz z jego rodzicami. Mam ogromną potrzebę bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem. To jest dla mnie bardzo ważne.
Przyznałaś, że w ostatnich miesiącach przewartościowałaś swoje życie. To, co obecnie dzieje się na świecie, może być lekcją dla nas wszystkich. Dla wielu, tak, jak dla Ciebie, już teraz liczą się zupełnie inne wartości niż chociażby kilka miesięcy temu, a wiele osób deklaruje, że kiedy to wszystko się skończy, będzie patrzeć na świat z większym dystansem, bardziej przychylnie. Myślisz, że uda się społeczeństwu wytrwać w tym postanowieniu?
Mam dwie wizje związane z pandemią. W pierwszym odczuciu odbieram ją jako swego rodzaju stopklatkę - wszystko nagle stanęło w miejscu, ludzie się zatrzymali.
Druga wizja wygląda tak, że świat opustoszał. Zrobiło się pusto i głucho. Wszystkie miejsca, które zawsze tętniły życiem, zrobiły się smutne. Bez kontaktu z drugim człowiekiem na spacerze, w pociągu, w teatrze, czy na planie zdjęciowym, nas nie ma, wszystko traci sens. Całkowicie zgadzam się z tym, że nabieramy dystansu do całego świata, do wszystkiego, ponieważ dopiero w pandemii uświadomiliśmy sobie, jak cudowny jest świat dzięki ludziom, którzy tworzą to wszystko.
Bardzo brakuje mi spotkań, pełnych restauracji, gwaru i grającej muzyki.
Jedni nadrabiali zaległości książkowe, drudzy zaś oglądali filmy. W obydwu przypadkach lubisz odkrywać nowe tytuły, czy raczej wracać do sprawdzonych?
Kiedy chcę się zrelaksować, zawsze wracam do sprawdzonych tytułów. Najczęściej wracam do filmów, seriali i ulubionych cytatów. Jeśli chodzi o książki, nie lubię dwa razy czytać tych samych tytułów.
Lubię opierać się na dźwięku. Jest on dla mnie bardzo ważny. Jak słyszę znajomą ścieżkę dźwiękową w serialu, głos aktorów lub sentencje, które znam już na pamięć, kiedy chcę się poczuć bezpiecznie, nie muszę patrzeć nawet na ekran, bo skupiam się na tym, by to słyszeć. To mnie odpręża.
Zazwyczaj nic nowego, choć było kilka takich pozycji, którymi w ostatnich miesiącach absolutnie się zachwyciłam i zaczęłam je pogłębiać.
Jedną z takich pozycji, którą obejrzałam z zaciekawieniem, był serial o Agnieszce Osieckiej. Na urodziny otrzymałam album z jej zdjęciami, wszystkimi jej wierszami i skrawkami, które pisała na jakichś karteluszkach. To bardzo mnie zafascynowało, ponieważ zawsze byłam pełna podziwu, jeżeli chodzi o jej potencjał, twórczość i odwagę, która towarzyszyła jej w tamtych latach. Była niestandardowa w myśleniu i odczuwaniu. Niczego się nie bała.
fot. zdjęcie nadesłane
Od czego próbujesz się izolować?
Przez cały ten czas uciekałam od wszystkich pozycji, które były smutne i mroczne. To nie dla mnie, a na pewno nie teraz.
Ostatnio spotkałam się z moją zaprzyjaźnioną panią krawcową, Krysią. Rozmawiałyśmy, wszystko było dobrze, mówiła, że przygotowuje jedzenie sąsiadom, którzy są na kwarantannie. Prosiłam, by na siebie uważała. Od tej pory nie miałyśmy ze sobą kontaktu, nie mogłam się do niej dodzwonić, cały czas włączała się automatyczna sekretarka. Bardzo się martwiłam. Tydzień temu podjechałam pod jej blok, zadzwoniłam do jej drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Zadzwoniłam więc do sąsiada, który mieszka obok. Powiedział mi, że Pani Krysia zmarła, zabrał ją Covid. Po niespełna dziesięciu dniach od naszego ostatniego spotkania dowiedziałam się o tym, że odeszła. Już się nie spotkamy, nie porozmawiamy, nie wejdę do niej na przymiarki...Dopadła mnie rozpacz. Covid zabrał kolejną cudowną, serdeczną i pełną ciepła osobę. Nie zgadzam się na to, staram się od takich informacji uciekać, ale same do mnie przychodzą. To mnie najbardziej dobija. Uzmysławiam sobie wtedy, jak kruche jest życie.
W pandemii dotarło do mnie, że wszystko jest niepewne i kruche.
Wsparciem w pozytywnym patrzeniu na świat jest niewątpliwie odkrywanie w sobie nowych pasji. Czego dowiedziałaś się o sobie w ostatnich miesiącach? Czego się nauczyłaś?
Kiedyś myślałam, że rola napisana w języku angielskim będzie bardzo trudna do zagrania.
Brałam udział w castingu do międzynarodowej produkcji do której zdjęcia realizowane będą w Australii i Tajlandii.
Warto tu podkreślić, że rola tworzona była nie w języku potocznym, a poetyckim. Trzeba było zwracać uwagę na każde słowo. Żeby niczego nie pomylić, czy nie pominąć, musiałam być bardzo skupiona.
Byłam przekonana, że aby zapomnieć, że to obcy język i skupić się wyłącznie na emocjach, musiałabym bardzo długo pracować w jakiejś obcojęzycznej produkcji. Teraz już wiem, że wcale tak nie jest.
Cieszę się, że mogłam mieć możliwość przystopięnia do castingu o randze międzynarodowej. W ramach tego castingu musiałam zmierzyć się z dwiema scenami, które były trudne emocjonalnie.
Tak, jak większość aktorów, ja również nie lubię siebie oglądać na ekranie i jestem wtedy bardzo krytyczna, ale tu byłam bardzo zadowolona z efektu końcowego.
Nauczyłam się, że nie mogę być aż tak krytyczna w stosunku do siebie, bo przesadny samokrytycyzm bardzo mnie stopuje. Nie dodaje odwagi, powera i siły, ale sprawia, że się wycofuję. Dowiedziałam się, że mój potencjał jest większy, niż myślałam. Następną rzeczą, której dowiedziałam się o sobie jest to, że pokora w zawodzie aktora jest najważniejsza. Zawsze musi być taka sama, nigdy nie może się zmniejszyć. To się sprawdza.
Chciałam zagrać w "M jak miłość" i to się spełniło. Obecnie moja bohaterka jest w więzieniu i marzę o tym by wrócić, ale zobaczymy, jak to się potoczy. Było mi bardzo miło, kiedy w trakcie moich ostatnich dni zdjęciowych drugi reżyser powiedział mi, że zastanawia się jak mnie zatrzymać, a Pan Stefan Friedmann stwierdził, że wybaczy mi wszystkie machlojki i będziemy żyć długo i szczęśliwie. (Śmiech.)
Zauważam, że moja pokora była w pracy przy "M jak miłość" bardzo przydatna. Zawsze starałam się być dobrze przygotowana, jak taki student, który przychodzi, nie dyskutuje, nie kłóci się. Bardzo miło wspominam tę pracę. Kiedy słyszałam komplementy na swój temat od osób, które pracują przy tym serialu już od dwudziestu lat, czułam się wspaniale. Utwierdziło mnie to po raz kolejny w przekonaniu, że dobro wraca, a tym razem wróciło do mnie w postaci pozytywnego odbioru mojej pracy.
Właśnie. W 1519 odcinku dołączyłaś do obsady serialu "M jak miłość". Czy zanim tam trafiłaś, zdarzało Ci się oglądać serial, miałaś swoich ulubionych bohaterów, ulubione wątki?
To był paradoks, ponieważ serial zaczęłam oglądać chwilę przed tym, zanim do niego trafiłam. Stwierdziłam, że fajnie byłoby w nim zagrać, ponieważ ma bardzo duży zasięg. Ogląda go bardzo dużo ludzi, nie tylko widzów, ale też twórców, którzy pracują przy filmach. Podczas castingu miałam do zagrania sześć scen, które okazały się sukcesem . Po dwóch dniach zadzwonił telefon z informacją, że dołączam do obsady. Kiedy dotarła do mnie ta informacja, byłam akurat na otwarciu sklepu u moich znajomych w Wielkopolsce. Nie miał jeszcze nazwy, więc stwierdziłam, że skoro wydarzyła się tam tak szczęśliwa sytuacja, powinien się nazywać "M jak miłość". (Śmiech.)
Nie wiem, czy to działanie intuicyjne, czy telepatyczne, ale na pewno coś mnie poprowadziło do tego, że zaczęłam akurat wtedy oglądać odcinki tego serialu.
Jak zostałaś przyjęta na planie?
Na planie zostałam przyjęta wspaniale, z ogromną serdecznością. Pierwsze sceny, które grałam miałam z Robertem Moskwą, Panem Sławomirem Hollandem i Panią Teresą Lipowską.
W pierwszym dniu grałam przede wszystkim z Robertem, który był bardzo wspierający, wprowadził mnie, wszystko mi pokazał.
Atmosfera na planie była cudowna.
fot. zdjęcie nadesłane
Wcielała się Pani w rolę opiekunki Józefa Modrego, (w tej roli Stefan Friedmann, przyp. red.) Choć Pani bohaterka pojawiła się na razie tylko w kilku odcinkach, jej zachowania wywołały wiele emocji wśród widzów. Co było dla Pani największym wyzwaniem w kreowaniu tej postaci?
W "M jak miłość" po raz pierwszy mierzyłam się z aż tak czarnym charakterem do zagrania. Największym wyzwaniem było to, by pod płaszczykiem tej ciepłej i miłej kobiety, którą wszyscy lubią, pokazać widzowi te jej dwa oblicza. Okazało się, że to się udało.
Kiedy odcinki z moim udziałem były już emitowane, podeszła do mnie w sklepie pewna pani i stwierdziła, że w poprzednich rolach pobobałam jej się o wiele bardziej. (Śmiech.) Wytłumaczyłam jej, że to nie ja, a tylko postać, którą gram.
Pani przyznała, że co prawda gram okropną babę, ale dobrze mi idzie. (Śmiech.) Trudne było dla mnie to, że mimo tego, że byłam czarnym charakterem, musiałam zakładać białą pelerynę i pod tą przykrywką wszystkich przytulałam. Wydaje mi się jednak, że całkiem fajnie to wyszło.
Zetknęłaś się z opinią widzów, że spotkała ich podobna sytuacja jak ta, przedstawiona na ekranie?
Tak. Dla widzów była to lekcja, że trzeba być bardzo czujnym. Widzowie dziękowali, że ten temat został poruszony. Przyznawali, że takie sytuacje się zdarzają. Jeśli bliscy osoby, która jest pod opieką widzą tylko dobre zachowania, mogą być znieczuleni perfidią kogoś takiego i nie uwierzyć, kiedy to podopieczny próbuje przekazać im, że coś się dzieje.
Z realizowaniem zdjęć do "M jak miłość" wiąże się jedna bardzo zabawna historia.
Na ekranie występowałam ze swoim wspólnikiem, który pojawił się też w scenie, która wymagała od nas dużych zbliżeń. Jeżeli chodzi o kulisy całej sytuacji, zagrał go...mój mąż, który nie jest aktorem. (Śmiech.) Konieczne były sceny namiętnych pocałunków, ale w związku z pandemią okazało się, że aby takie sceny mogły być zrealizowane, obydwoje musielibyśmy się poddać bardzo szczegółowemu i nieprzyjemnemu badaniu laryngologicznemu, które wykluczy u nas zakażenie wirusem. Gdyby u któregoś z nas znaleziono chociażby pojedyncze bakterie w zatokach, już nie moglibyśmy zagrać. Wszyscy zastanawiali się, jak tego badania uniknąć i w końcu produkcja zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy mój mąż jest aktorem. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że absolutnie nie. (Śmiech.) Zapytali, czy mimo to, zgodziłby się na zagranie. W pierwszym momencie nie chciał o tym nawet słyszeć, ale kiedy powiedziałam mu, jaka to będzie scena, zgodził się. Ten argument zadecydował. (Śmiech.) Mimo tego, że towarzyszył mu ogromny stres, dał radę. Finalnie był chyba mniej zestresowany ode mnie. Dzięki temu mamy pamiątkę rodzinną w postaci wspólnie zagranej sceny. (Śmiech.) Pandemia wymusiła na nas takie działanie.
Ola to postać ze złamaniem, ewidentną rysą na życiorysie. Czy role tego typu są dla Pani pewnego rodzaju urozmaiceniem pracy w zawodzie?
Tak. Jak już wspominałam, od zawsze byłam obsadzana w pozytywnych rolach. Ola była pierwszym moim zetknięciem się z czarnym charakterem. Było to bardzo trudne wyzwanie aktorskie, ale równocześnie traktowałam go jako sprawdzian moich umiejętności aktorskich. To, czy podołałam temu wyzwaniu, niech ocenią widzowie.
Szczerze przyznam, że była taka scena, której bardzo się bałam. Wpycham w niej Panu Stefanowi Friedmannowi leki na siłę do gardła. Została zmontowana tak, że nie było widać tego, co jest nagrane, bo już na etapie nagrywania efekt był bardzo mocny, ponieważ Pan Stefan moment duszenia się tabletkami zagrał bardzo przekonująco, że kiedy skończyliśmy, wyszłam na dwór i się po prostu popłakałam, ponieważ było to dla mnie bardzo emocjonalne. Już po ujęciu nie mogłam długo dojść do siebie i zrozumieć, jak można wogóle zrobić coś takiego.
Myślę, że zawód aktora polega na tym, że musi mierzyć się z osobowościami, z którymi prywatnie nie ma nic wspólnego. To pokazuje jak dalekie są nasze możliwości.
fot. zdjęcie nadesłane
Mówisz, że przeważnie grałaś pozytywne role. Kiedy dostałaś propozycję wcielenia się w "Emce" w czarny charakter, zgodziłaś się od razu, czy miałaś jednak jakieś opory?
Na etapie zdjęć próbnych dostałam sześć scen, które musiałam nagrać. Już po tych pierwszych scenach wiedziałam, że nie jest to fajna osoba, ale w tym serialu drzemie fajny potencjał, więc uznałam, że mimo wszystko warto w to pójść. Nie miałam żadnych wątpliwości, ale przyznam, że kiedy czytałam, co dalej będzie się działo, było mi trochę trudniej. Potraktowałam to jednak jako wyzwanie aktorskie i doszłam do wniosku, że warto też pokazać, do czego człowiek może się posunąć.
Od poniedziałku do piątku w godzinach porannych na Polsacie emitowane są odcinki serialu paradokumentalnego "Malanowski i partnerzy". Choć emisje premierowych odcinków zakończono w 2016 roku, to serial do dzisiaj cieszy się ogromnym powodzeniem. Jak wspominasz pracę na planie?
Pracę na planie serialu "Malanowski i partnerzy" wspominam świetnie. Uważam, że była to ciężka praca, ponieważ pracowaliśmy nawet po osiemnaście godzin, a nasz najdłuższy dzień zdjęciowy trwał dwadzieścia dwie godziny, czyli prawie całą dobę. Było to osiem lat bardzo fajnej pracy. Kiedy wchodziłam w ten projekt, miałam zupełnie inne oczekiwania. Wydawało się, że będzie to "07, zgłoś się" naszych czasów. Była to praca aktorska, której miałam naprawdę dużo, oswajałam się z nią.
Bardzo miło wspominam pracę z Bronkiem Cieślakiem. Klasa i profesjonalizm. Lubiłam też pracować z Tomkiem Mandesem, który ma też ogromny talent reżyserski, który zdarzało się wykorzystywać na planie. Był bardzo twórczy na planie.
Był to świetny czas, kawał mojego życia.
Co według Ciebie było największą siłą tego serialu?
Bronisław Cieślak był jego filarem. Ludzie mają ogromny sentyment do porucznika Borewicza. "Malanowski" był drugą jego odsłoną.
Mocną stroną tego serialu były lekcje, jak zachować się, kiedy spotka nas coś złego. Wiele osób mogło wyciągać z tego wnioski.
Pierwsze odcinki realizowane były na podstawie akt sprawy. Te scenariusze pisało życie. To także było mocną stroną tej produkcji.
Czy gdyby pojawiła się możliwość powrotu na plan, zechciałabyś dalej wcielać się w rolę detektyw Magdy?
Pewnie, że tak. Bardzo dobrze czuję się z bronią, co widać było już w "Zostać Miss", a potem także w serialu "Pierwsza miłość". Broń do mnie przylgnęła, jest mi bliska. Przyznam, że wolę biegać po planie z pistoletem, niż się całować. (Śmiech.) Kiedy miałam ją przy sobie i musiałam nią operować, czułam się swobodnie.
Można stwierdzić, że zdarza Ci się na innych planach filmowych korzystać z wiedzy i umiejętności, które nabyłaś na planie tego serialu paradokumentalnego?
Oczywiście. W serialu "Ślad" strzelałam przecież z karabinu maszynowego. Grałam w jednym odcinku, ale rozłożono go w czasie. W międzyczasie uległam wypadkowi w domu. Stolarze przez przypadek zmiażdżyli mi palce u nóg, więc dwa miesiące leżałam plackiem, a sceny, które miały miejsce w więzieniu, odegrałam na wózku. Było wesoło, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Udało się, mogę dalej chodzić na obcasach.
Opowiedz proszę w kilku słowach o najbliższych planach zawodowych.
Czekam na wyniki castingu, który odbywał się online. Ostatnio miałam przystąpić do castingu, który finalnie się nie odbył. Przygotowuję swoją wizytówkę i dołączę do niej te sceny, które nagrałam w ramach wspominanych wcześniej międzynarodowych zdjęć castingowych. Cieszę się, że jestem już w tej międzynarodowej bazie. To otwiera nowe możliwości. Czekam na to, co się wydarzy i wierzę, że będzie to coś dobrego. Jestem spragniona powrotu do intensywnej pracy, bo wtedy czuję, że żyję na 100%.
Co będzie pierwszą rzeczą, którą zrobisz, kiedy świat wróci już do normy?
Zrobię wielkie przyjęcie i zaproszę wszystkie moje przyjaciółki. Już się nie mogę doczekać. Mam nadzieję, że endorfiny nie wybiją mi zębów. (Śmiech.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz