EXCLUSIVE:QCZAJ: "Nie oceniam ludzi. Każdy jest dla mnie białą kartką"
fot. Photo Małgorzata Wielicka
Z QCZAJ’em miałam przyjemność rozmawiać podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie.
Poruszyliśmy temat pozytywnej energii, która prawie nigdy go nie opuszcza, stawiania granic osobom, które chcą mu ją zabrać, ale rozmawialiśmy też o treningach domowych przy użyciu przedmiotów codziennego użytku i o kulisach i sile programu "To tylko kilka dni", emitowanym w TTV.
Bez dwóch zdań jesteś najbardziej pozytywnie zakręconym człowiekiem w Polsce. Ja jestem tu kilka chwil, a Twoja pozytywna energia już mi się udziela. Dziękuję. Jak Ty to robisz? (Śmiech.)
(Śmiech.) Nie pozwalam sobie zabierać tej energii.
Jak dbasz o to, by nie została Ci zabrana?
Staram się stawiać granice w momencie, kiedy ktoś chce mi tę energię zabrać. Powiem szczerze, że otaczam się bardzo fajnymi ludźmi. Wiadomo, że nie zawsze się da, bo czasami z niektórymi trzeba współpracować, utrzymywać kontakt. Wtedy zakładam "gacie samozajebistości", spuszczam na to zasłonę milczenia, robię swoje i nie daję w ogóle przeniknąć tej złej energii. Nie daję na siebie wpłynąć. Myślę, że to też jest sposób na to, by być pozytywnym. Wiadomo, że nie przez cały czas, ale jednak być. Warto walczyć o to, żeby się każdego dnia uśmiechnąć.
Świat powoli wraca do normy, ale ostatni rok był wielkim sprawdzianem dla nas wszystkich. Jak Ty zniosłeś izolację? Miewałeś trudne momenty?
Muszę powiedzieć, że ten moment lockdownu mi również dał się we znaki. Wtedy naprawdę te potwory wyszły z szafy. Myślę, że był to taki moment, w którym u każdego, kto coś przeszedł, dało się to we znaki. Trzeba pamiętać, że każdy ma w swoim życiu takie doświadczenia. Była to chwila na to, by się z nimi skonfrontować. Można było albo dać się temu pochłonąć i naprawdę wpaść w otchłań lub z tego wyjść, czy się wyczołgać.
Był to czas, kiedy jeszcze mocniej pracowałem nad sobą. Co prawda zdalnie, ale miałem swoją terapię. Te wszystkie doświadczenia życiowe, traumy, strachy i lęki w momencie osamotnienia najbardziej wychodziły.
Przyznam jednak szczerze, że bardzo pomogły mi moje transmisje z treningami, które robiłem. Bardzo pomogło mi to, że miałem jakiś cel. Praca i kontakt zdalny z ludźmi dodawały mi sił.
Nadal śpiewałeś utwory Whitney Houston do rury odkurzacza. (Śmiech.)
(Śmiech.) Właśnie. Takimi rzeczami umilałem sobie dzień.
W jednym z wywiadów przyznałeś, że czas pandemii jeszcze bardziej rozbudził Twoją kreatywność, jeśli chodzi o poprawianie nastroju innym osobom. Jakie sposoby odkryłeś w przypływie kreatywności? (Śmiech.)
Mogłem się spełniać kabaretowo, ponieważ wydaje mi się, że mam w sobie jakąś cząstkę kabareciarza. Lubię to, więc kiedy wrzucam jakieś filmiki, które mają sprawić, że ktoś się uśmiechnie, sprawia mi to wiele radości. Takich pomysłów faktycznie było sporo, bo siedziałem w domu. (Śmiech.)
fot. Photo Małgorzata Wielicka
Czas izolacji połączony był z zamknięciem siłowni, co dla wielu okazało się olbrzymim problemem. Często spotykałeś się w tym czasie z wymówkami typu "nie mam gdzie ćwiczyć", "nie warto się teraz zdrowo odżywiać"?
Paradoksalnie w pandemii wiele osób zaczęło o siebie dbać. To jest trochę tak, jak z więźniem, który ćwiczy, aby nie zwariować. Wydaje mi się, że sporo osób zaczęło o siebie dbać, zaczęło ćwiczyć i zdrowo się odżywiać, bo mieli czas, by zrobić sobie w domu coś do jedzenia, a nie łapać jedzenie w biegu. Sporo osób świetnie teraz wygląda. Pandemia okazała się takim motywatorem, by wziąć się za siebie. Dochodzą mnie słuchy, że wiele osób nie wróciło na siłownie, bo uświadomili sobie, że mogą trenować w domu. Kupili sobie hantle, inne sprzęty i działają. Treningi w domu zawsze są trudniejsze. Wymagają ogromnej mobilizacji, ponieważ musisz sobie dać czas. Kiedy ma się dzieci, psa lub kota, wyzwanie jest o tyle bardziej zaawansowane. (Śmiech.)
Przecież do tego, by "ruszyć rzyć", wcale nie potrzeba specjalistycznego sprzętu. Wystarczy odrobina kreatywności. Jakie przedmioty codziennego użytku mogą przydać się podczas domowego treningu?
Bardzo dużo przedmiotów dziennego użytku przydaje się do domowych treningów. Począwszy na krześle, a skończywszy na rurze do odkurzacza.
W pracy nad mobilnością może nam się przydać kij od szczotki. Możemy użyć też sofy lub tapczana. To nie będzie jakieś wydziwianie, ponieważ podparcie się o sofę może pomóc przećwiczyć np. motylki. W domu można naprawdę poćwiczyć z fajnymi sprzętami. Na mojej platformie QCZAJfitness.pl jest sporo linii treningowych do wykonania w domu z użyciem ciężaru własnego ciała, tak więc wystarczy tak naprawdę mata, trochę miejsca i… dobre chęci.
Jesteś motywatorem dla setek tysięcy osób. Czy od zawsze chciałeś zostać trenerem, który motywuje i zaraża pozytywną energią? Jaka była droga do tego?
Myślę, że to moje życie i moja walka, ale też motto "INO WYTRWAJ", niepoddawanie się temu, co się zadziało w moim życiu, naprowadziło mnie na to, co w tym momencie robię. Nie było tak, że pewnego dnia wstałem z myślą, że będę motywować ludzi, tylko to wynikało z mojego życia.
Z tego, że naprawdę się nie poddaję. Mimo tych trudnych sytuacji, które miałem, każdego dnia podejmuję tę walkę. Mimo depresji, którą mam, mimo stanów lękowych, które mam, każdego dnia po prostu wstaję i walczę o siebie. To jest dla mnie sposób na przetrwanie.
Wydaje mi się, że motywowanie ludzi jest też dla mnie taką autoterapią. Chyba dlatego tak lubię zmotywować kogoś do działania, sprawić, by się komuś zachciało, bo sam wiem, jak to jest się czuć gównem, dlatego cieszy mnie, kiedy kogoś wesprę w tym, by poczuł się lepiej.
Nie ukrywasz, że od najmłodszych lat mierzyłeś się z brakiem akceptacji, złymi opiniami na swój temat, swego rodzaju odrzuceniem. Można tak powiedzieć, że wybór Twojej drogi był swego rodzaju konsekwencją tego, z czym się mierzyłeś?
Na pewno. To, że zacząłem ćwiczyć, w dużej mierze wzięło się z kompleksów. Byłem wątłym chłopczykiem. Chudziutkim, malutkim. Już dzisiaj wiem, że ze względu na to, że jako dziecko byłem molestowany, mój wzrost w pewnym momencie się zatrzymał. To nie było już do przeskoczenia, a pierwszym narzędziem, którego użyłem, by przykryć to swoje zakompleksienie, był sport. Zacząłem ćwiczyć, a dzięki temu sam przed sobą poczułem się większy. Uwierzyłem, że do pewnego stopnia mogę się obronić. Uważam, że na pewno to ukierunkowało moje działania i było naturalną konsekwencją tego, co przeszedłem.
Z negatywnymi opiniami, szykaną, czy innymi krzywdzącymi zachowaniami mierzy się wiele osób. Jak sobie z tym radzić? Co Tobie pomagało?
Powiem szczerze, że takich doświadczeń nigdy nie da się wykasować z pamięci. Trzeba byłoby być człowiekiem w zupełności pozbawionym emocji i uczuć. Kiedy ktoś życzy Ci śmierci lub twierdzi, że nienawidzi cię tak, że nie można już bardziej. Po takiej wiadomości najpierw następuje szok, bo wiesz, że naprawdę chcesz dobrze dla ludzi, ale nagle wszystko pryska jak bańka mydlana. Mówi się, że twój duch budzi czyjeś demony. Czasami tak jest, że twoja osobowość, czy radość wypuści potwory z szafy, kogoś rozsierdzi. Miałem wiele takich sytuacji, że ktoś, kto mnie hejtował, po jakimś czasie stwierdził, że nie lubił mnie, ale teraz już wie dlaczego. Powodem na przykład było to, że uświadomiłem komuś, że ma coś do zrobienia, ale próbował się przed tym bronić i dlatego właśnie tak go denerwowałem, bo pokazywałem, że oszukuje sam siebie.
Wydaje mi się, że obecnie hejtu nie doświadczam w jakichś zawrotnych ilościach. Oczywiście, jest tego trochę, ale wtedy krzywdzące opinie uderzają przede wszystkim w moją orientację, ale tego nigdy nie zrozumiem. Jak można hejtować kogoś za to, jakiej jest orientacji? Tym w ogóle się nie przejmuję.
fot. Photo Małgorzata Wielicka
Mierzysz się również z hejtem. Wiele jest akcji, które mają mu przeciwdziałać. Jak myślisz, spełniają swoje zadanie? Mam wrażenie, że hejt wzrasta wraz ze wzrostem takich przedsięwzięć...
To odbywa się na takiej zasadzie, że kiedy obserwowało mnie kilka tysięcy osób, to adekwatnie do tej liczby, hejtu było mało. To kwestia skali. Masz rację, że coś w tym jest. Do pewnego stopnia to kwestia tego, że kiedy siedziało się cichutko i nic się nie działo w tej sprawie, to nikt nic nie mówił. Kiedy temat hejtu zaczął być poruszany, to pewnym ludziom zaczęło przeszkadzać, że w ogóle ktokolwiek domaga się jakichś praw.
Zawsze staram się patrzeć w dobrą stronę i ze wszystkiego, co się dzieje, wyciągać coś pozytywnego. Wiele osób wokół nas się otwiera. Pamiętam, że kiedy ja byłem nastolatkiem, bałem się powiedzieć, że jestem gejem. Dziś mówi się o tym zdecydowanie bardziej otwarcie. Nastolatkowie mają wsparcie, więc naprawdę coś się zmienia.
Idealnym przykładem jest program "To tylko kilka dni", który emitowany był w TTV. Przecież na długo przed emisją był już hejtowany.
Tak to już u nas jest, że nadaje się czemuś łatkę, zanim to jeszcze w ogóle ujrzy światło dzienne.
Program ma na celu przełamanie stereotypów na temat osób niepełnosprawnych. Co Twoim zdaniem jest największą siłą tego programu?
Największą siłą tego programu jest to, że możemy spojrzeć na niektóre problemy ludzi z niepełnosprawnością, których nawet nie jesteśmy świadomi. Bez tego programu na niektóre problemy osób z niepełnosprawnością ludzie nie zwróciliby uwagi.
Na samym początku zarzucano nam, że lansujemy się na osobach z niepełnosprawnością. Prawda jest taka, że nikt bez nas nie zwróciłby uwagi na te osoby. Gdyby zrobiono program tego pokroju bez osób publicznych, to nikogo by to nie interesowało. Wszyscy mamy swoje problemy. Nikt nie zwracałby uwagi na to, że któraś z bohaterek ma problem, kiedy idzie np. do ginekologa, bo fotele nie są dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnością. Cieszę się, że poruszaliśmy ważne tematy, które na bieżąco są omijane szerokim łukiem. Myślę, że każdy program, który przybliży widzom problemy z niepełnosprawnością, jest ważny. W pewnych kwestiach nie możemy być całkowitymi ignorantami.
Dostaję gorączki, kiedy widzę, jak ktoś parkuje w miejscu dla osób niepełnosprawnych. Wkurza mnie to.
Ty zająłeś się Beatką. Jak wspominasz ten czas? Macie kontakt?
To był świetny czas. Tak, mamy kontakt. Po wakacjach idziemy do teatru. Oboje go lubimy, więc planowaliśmy to już w trakcie programu. Moi dietetycy z QCZAJdiety.pl przygotowali dietę dla Beaty.
Zarzucano mi, że "to tylko kilka dni, a reszta spadaj". Nie, to nie tak. Ten tytuł ma na celu zapalić pewną iskrę. Najbardziej zależało mi na tym, by Beata przestała palić, a to już połowa sukcesu, bo pali trochę mniej. Zależało mi na naszym dalszym kontakcie. Okazało się, że mamy też wspólnych znajomych. Fajna przygoda. Na pewno będziemy się spotykać.
Co w opiece nad nią okazało się dla Ciebie największym wyzwaniem?
Były to takie zwyczajne czynności. Ma przystosowane mieszkanie do swoich potrzeb, ale tylko do pewnego stopnia. Nie wjedzie wózkiem do toalety, więc trzeba jej pomagać. Jest samodzielna, ale bez pomocy drugiej osoby nie dałaby rady.
Już na samym początku złapaliśmy świetny kontakt. W naszych wzajemnych relacjach nie było krempacji. Od razu się polubiliśmy.
Nie krempowała się, że jestem mężczyzną, a pomagam jej w takich, czy innych czynnościach
To też może być związane z Twoją pozytywną powierzchownością.
Myślę, że tak.
fot. Photo Małgorzata Wielicka
Czy teraz, kiedy już wiesz, jak taka przygoda wygląda, zdecydowałbyś się na ponowny udział w programie o takiej formule?
Z przyjemnością. Nawet na dłuższy czas.
Planowane są kolejne sezony?
Na pewno będą realizowane odcinki z innymi osobami. Bardzo fajnie. W każdym odcinku była inna historia, inna niepełnosprawność. Każdy z nas, kto przychodził do tego programu, zupełnie inaczej kierował swoim odcinkiem. Każdy odcinek był zupełnie inny.
Czego nauczył Cię ten program?
W ogóle nie oceniam ludzi. Każdy jest dla mnie białą kartką. Każdy ma swoją historię. Na każdego człowieka patrzę przychylnym okiem. "To tylko kilka dni" jeszcze bardziej utwierdziło mnie w moim podejściu. Nie warto nie oceniać ludzi, nie przyklejać łatek.
Najbliższe plany zawodowe.
Najbliższe plany się klarują. Planowany jest nowy program. Wstępne rozmowy trwają. Mam nadzieję, że wydarzy się coś fajnego.
Zorganizowałem wyzwanie "WAKACJE Z QCZAJEM", które miało być realizowane już wcześniej. Rywalizacja trwa. (Śmiech.) Dziewczyny i chłopaki ćwiczą, zdrowo jedzą i walczą o główną nagrodę, którą jest tydzień urlopu ze mną. 7 dni dla osoby, która zwycięży i miejsce dla osoby towarzyszącej. Finał tego projektu już we wrześniu.
Mam wrażenie, że panowie coraz chętniej z Tobą ćwiczą.
Tak. Faceci coraz częściej trafiają do mnie za pośrednictwem swoich partnerek. To jest super, bo robią to czasem z zazdrości, a czasem z ciekawości. (Śmiech.) Fajnie, że jest to katalizatorem do tego, by zacząć. Nie ma dla mnie większej radości, niż ta, kiedy komuś pomagam swoją pracą. Zawsze mówię, że daję tyle, ile daję, więc bierz, bo się nie wycisnę całkowicie ze wszystkiego. (Śmiech.) Widzę, że ludzie chętnie biorą to, co oferuję. Kiedy czytam, że zrobiłem komuś dzień, to to jest fantastyczne. W tym szaleństwie jest metoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz