EXCLUSIVE: Andrzej Chyra: "Do teatrów ludzie wracają, a do kin nie"
fot. Newsweek.pl
Z Panem Andrzejem Chyrą spotkałam się 1 sierpnia na festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie. Rozmawiamy o filmie "Śniegu już nigdy nie będzie, "Zabij to i wyjedź z tego miasta", ale też o debacie "Qou, Vadis, polskie kino", która w ramach festiwalu odbędzie się 3 sierpnia.
"Kino na granicy" jest jednym z pierwszych festiwali organizowanych po pandemii. Jak wraca się na takie imprezy po tak długim czasie? Jakie towarzyszą Panu emocje?
Nigdy nie byłem częstym gościem takich imprez, więc nie odczułem tego, że jest to jakby czymś niezwykłym. W ludziach zauważam radość z tego, że mogą się spotkać. Mam nadzieję, że potrwa to jak najdłużej.
KNG łączy miłośników polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Z czym kojarzą się Panu Czechy?
Czechy kojarzą mi się z humorem, ze Szwejkiem, z czeskimi filmami, ale też z piwem. (Śmiech.)
Jakim jest Pan widzem? Czego poszukuje w filmach?
Oczekuję wzięcia mnie w swoje ramiona. (Śmiech.)
Czy kiedy ogląda Pan filmy z udziałem swoich kolegów i koleżanek, zdarza się Panu zastanawiać, jak to Pan zachowałby się w danej scenie?
Czasami się skrzywię i myślę, że dana scena jest źle zagrana lub źle zainscenizowana.
Podczas "KNG" wyświetlone zostaną aż trzy filmy z Pana udziałem. W filmie "Śniegu już nigdy nie będzie", tylko rola Alecema Utgoffema jest pierwszoplanowa, a reszta z Was występuje w drugim i trzecim planie, ale każda jest znacząca. Jak wyglądały Pana rozmowy z reżyserami, które odbywały się w ramach pracy nad rolą?
Do obsady filmu "Śniegu już nigdy nie będzie" dołączyłem dość późno. Po rozpoczęciu zdjęć scenariusz ewoluował. Nie rozmawialiśmy za często. Wszedłem w kostium. Wszedłem w kostium i to było dopełniające. Praca nad filmem polegała przede wszystkim na określeniu, w którą stronę chcemy pójść.
Gra Pan wojskowego, który był już na Bliskim Wschodzie, ale też w Afganistanie. Nagle trafia na luksusowe osiedle i jego życie zmienia się z dnia na dzień. Proszę opowiedzieć coś więcej.
Nie mogę nic powiedzieć, ponieważ uważam, że jego tajemnica jest jego największą wartością. (Śmiech.)
Największym wyzwaniem dla Niego jest zajmowanie się samym sobą, bo to zostanie samemu z samym sobą jest dla Niego największym problemem. Z jakimi emocjami Pan pracował?
Moja rola była dużo większa, ale podczas montażu, niektóre sceny, które były dość mocne i wyraziste, zostały wycięte. Myślę, że te sceny mogły by pchnąć jego ogólny ogląd w inną stronę. To, co zostało, jest dla mnie też pewnego rodzaju tajemnicą. Nie mogę opowiadać o tej roli z perspektywy całego materiału, który znałem. W tej chwili mogę interpretować sam to, co widzę na ekranie. Podoba mi się to, że mimo tego, że ta rola została w wyraźny sposób jednak ograniczona, to tajemnica pozostała. Resztę możemy wyczytać sami.
fot. Kino na Granicy / Kino na Hranici / Facebook
Podczas pandemii i przymusowej izolacji też byliśmy zmuszeni taką samotność zaakceptować. Jak Pan sobie z tym radził?
Nie odczuwałem samotności, bo zajmowałem się wtedy moim pięcioletnim synem. Nie odczuwałem też bólu w kontekście przerwy, która nastała w pracy. Samo w sobie było to niepokojące i tak naprawdę takie jest w dalszym ciągu.
Życie polityczne jest tak intensywne, że nie pozwala nam na nasze egzystencjalne przemyślenia i doznania. Ostatnie miesiące mogły dać nam poczucie wybicia z rytmu, ale ten rytm podbijała polityka i w tym sensie jest to czas stracony.
Warto też wspomnieć tutaj o filmie "Zabij to i wyjedź z tego miasta", który jest autobiograficzną impresją, reminiscencją obrazów z dzieciństwa, w której odżywa wspomnienie nieżyjących rodziców i rodzinnego miasta Łodzi. Tu główny bohater ukrywa się w bezpiecznej krainie wspomnień, gdzie wszyscy jego bliscy żyją, (wieczna młodość). Co najbardziej zachwyciło Pana w tej podróży do przeszłości? Co z perspektywy aktora było najtrudniejsze?
Swój głos nagrywałem dziesięć lat przed premierą, więc chyba to, że usłyszałem siebie sprzed dziesięciu lat, było w tej przygodzie najfajniejsze. (Śmiech.) W ogóle nie pamiętałem, co ja tam nagrałem. Najważniejsze jest chyba to, że byłem bardzo zadowolony i ubawiony tym, co udało mi się zrobić.
Gdyby miał Pan prywatnie taką możliwość, chciałby wybrać się w taką podróż? (Śmiech.)
Nie.
Wspomnijmy jeszcze o debacie "Qou Vadis, polskie kino". Jak wyobraża Pan sobie sytuację polskich kin i teatrów w najbliższych miesiącach?
To wielka zagadka. Widzę, że do teatrów ludzie wracają, a do kin nie. Teatr jest niezastąpiony, bo jednak żywy odbiór jest jego istotą, ale jeśli chodzi o oglądanie filmów, dużo osób przeniosło się do internetu oraz na platformy takie, jak Netflix. Niestetety to jeden z negatywnych skutków pandemii. Kina mogą paść jej ofiarą. Myślę, że nowa normalność będzie zupełnie inna.
Myśli Pan, że spadek zainteresowania oglądaniem filmów w kinach może być związany z uciążliwymi restrykcjami, jak np. noszenie maseczek w pomieszczeniach?
Ludzie tłumnie gromadzą się wszędzie, gdzie tylko się da, ale nie idą do kina. To znaczy, że jest to kwestia sposobów i miejsca oglądania filmów, ale też kwestia finansów. Co tu kryć, oglądanie filmów w sieci jest dużo tańsze.
Z jakich platform Pan korzysta?
Korzystam z Netflixa oraz HBO.
Najbliższe plany.
Moje najbliższe plany zawodowe są na ten moment bardzo niejasne, ponieważ rozważam pewne propozycje zawodowe. Patrzę, co jestem w stanie podnieść na taką wysokość, żebym był zadowolony. (Śmiech.)
Zagram w serialu sci-fi dla Netflixa. Wyreżyseruje go Bartek Prokopowicz. Na przyszły rok mam plany, które nie są związane z polskim kinem, ale tutaj pozostanę enigmatyczny i nie powiem nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz