Justyna Karłowska: "Stawiam sobie nieustannie nowe cele, ciągle odkrywam siebie"
fot. Anna Michałek
Z Justyną Karłowską spotkałam się w Warszawie. Rozmawiałyśmy o studiach w The American Academy of Dramatic Arts, o fascynujących podróżach, ciągłych poszukiwaniach swojej drogi i serialu "M jak Miłość", do którego obsady dołączyła w 1590 odcinku. Jej postać weszła do rodziny Mostowiaków z przytupem. "Ola niejednokrotnie zaskoczy oraz skradnie serca widzów" - mówi Justyna.
Wiele jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałaś akurat aktorstwo?
Od zawsze wiedziałam, że obiektyw jest tym, co lubię i przed czym czuję się swobodnie. Samo podjęcie decyzji, aby zmienić zawód na aktorstwo było długą ścieżką. W Warszawie skończyłam studia dziennikarskie, podczas których odbyłam praktyki w telewizyjnym serwisie informacyjnym. Wtedy ciągle czułam swego rodzaju niedosyt. Na uczelni poznałam kilka osób, które chciały dostać się na studia aktorskie. Znalazłam się w środowisku aktorów, dziennikarzy, fotografów. Czas między wykładami wypełniałam różnymi castingami. Praca z kamerą i obiektywem sprawia mi przyjemność . Już w podstawówce dostawałam główne role w przedstawieniach szkolnych. Moje nauczycielki zauważyły, że dobrze czuje się na scenie, przed publicznością. Długo dojrzewałam do decyzji o zmianie zawodu. Wiązało się to z dużym ryzykiem i zostawieniem wygodnego, poukładanego życia dla nieznanego. Jednak chciałam spełniać marzenia i robić to, co kocham. Dlatego wyjechałam do L.A.. Na pewno też pomogło mi wsparcie moich bliskich, którzy mnie dopingowali i na których zawsze mogłam liczyć.
Decyzja przyszła z czasem.
Tak, przez wiele lat po studiach nie robiłam nic związanego z aktorstwem, czy dziennikarstwem. Od 2013 roku mieszkałam w krajach anglojęzycznych, gdzie się kształciłam oraz ciężko pracowałam, często po 12-18h na dobę, aby zdobyć pieniądze na czesne. Dużo podróżowałam, poznawałam świat. Miałam otwarte okno na inne kultury, tradycje, religie, zwyczaje. Nabrałam dystansu jak i zyskałam pewność siebie. To właśnie ten różnorodny świat pomógł mi sięgnąć po marzenia i uwierzyć w moje możliwości. Zostawiłam karierę zawodową dla szkoły aktorskiej. Wyjechałam w tym celu do Stanów Zjednoczonych i uczyłam się w samym sercu Hollywood. Marzenia się spełniają (Śmiech.)
Dlaczego wybrałaś studia w USA? Uczyłaś się w The American Academy of Dramatic Arts.
Moja decyzja o zmianie zawodu przyszła stosunkowo późno. Nie miałam już czasu do stracenia i postawiłam wszystko na jedną kartę. Wóz albo przewóz. Chciałam uczyć się tam gdzie narodziło się kino i spełniać marzenia. Dlatego wybór padł na AADA, w samym sercu Hollywood. No i muszę tu wspomnieć o absolwentach, którzy uczyli się w tych samych murach, a nazwiska robią wrażenie: Jessica Chestain, Paul Rudd, Danny Devito, Robert Redford, Adrien Brody, czy moja ulubiona Anne Hathaway. W The American Academy of Dramatic Arts ciekawe jest to, że 50% studentów jest spoza kraju. Sama na pewno zauważyłaś, że amerykańskie kino otwiera się na aktorów zagranicznych, w tym zatrudnia np. Polaków. Jesteśmy tam bardzo mile widziani, atrakcyjni dla oka kamery, czy chociażby ze względu na akcent.
Jak wyglądają metody nauczania aktorstwa w Twojej szkole? Jak wyglądały zajęcia?
Nauka aktorstwa w AADA ….cudowny czas. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo będę zadowolona z zajęć w akademii i z ich różnorodności. Uczyłam się m.in. analizy tekstów, ich interpretacji, wymowy, ale też języka fonetycznego, który pozwolił mi rozróżniać akcenty, fizyczności - ruchu na scenie, tańca, historii teatru, pracy z kamerą czy improwizacji. Japońska technika płaczu wywarła na mnie największe wrażenie i wypruła emocjonalnie. Ćwiczyłam nad wytwarzaniem energii na scenie, kalibracją oddechu, kontrolą środka ciężkości. W akademii, grałam w sztukach m.in. “Rabbit Hole”, “Picnic” czy “When You Comin’ Back Red Ryder”, które są nagrodzone prestiżowymi nagrodami, np. Pulitzera.
W mojej szkole w Los Angeles niesamowite było to, że wykładowcy przychodzili na zajęcia prosto z planów filmowych. Byli to aktorzy z dużym doświadczeniem. Na zajęcia przychodzili z ogromną świeżością, a prowadząc wykład, dzielili się przykładami wziętymi z życia. Wśród moich nauczycieli byli m.in. Amir Korangy (serial “Superstore”), Adam Chambers (serial “S.W.A.T.”), czy Scott Reiniger (film “Świt żywych trupów”). Zajęcia z ruchu na scenie prowadziła Cheryl Baxter, która uczyła choreografii samą Meryl Streep w “Ze śmiercią jej do twarzy”. Nauczyciele wpajali nam, że aktorstwo jest pokazywaniem swoich prawdziwych uczuć w wyobrażonym świecie. To nie tylko hobby, praca zawodowa, ale powołanie. Ta szkoła rozpala pasje, zachęca do odnalezienia najgłębszego potencjału, bazuje na metodach Strasberga, Meisnera, Hagen. Nie wszystkim podobają się te techniki, gdyż mogą głęboko penetrować osobiste przeżycia. Ja jednak lubię pracować na własnych doświadczeniach. Gdy nie są one dostępne, rozmawiam z osobami, które mogłyby podzielić się swoimi. Zwracam uwagę na to, co z ich historii mogłabym wykorzystać w procesie tworzenia postaci. Dużo obserwuję na co dzień, zbieram różne doświadczenia, by wykorzystać je w mojej pracy.
fot. Anna Michałek
Czy dalej kontynuujesz naukę w Polsce?
Tak, oczywiście! Aktorstwa uczymy się całe życie. Tę samą zasadę wyznaje Leonardo DiCaprio, do czego przyznał się w jednym z wywiadów. To jest bardzo motywujące, gdy mówi to taka ikona kina. Nieustanny rozwój w tym zawodzie jest niezbędny, a dla mnie jest przyjemnością i jedną z metod samorealizacji. Tuż po powrocie z Los Angeles w sierpniu 2020 zapisałam się na rozmaite warsztaty np. śpiewu, czy głosu. A moją mentorką, nauczycielką aktorstwa jest jedna z topowych polskich aktorek.
Będąc w Hollywood, na pewno spotkałaś na swej drodze wiele gwiazd światowego formatu. Które z tych spotkań szczególnie utkwiło Ci w pamięci?
Los Angeles jest domem dla wielu gwiazd światowego formatu, więc na zwykłym spacerze, czy zakupach można je napotkać. Gwiazdy chronią swoja prywatność i na co dzień wygadają zupełnie inaczej, stąd nie każdego rozpoznam. Natomiast brałam udział w wielu wykładach z zaproszonymi aktorami, po których można było z nimi prywatnie porozmawiać. Na premierze filmu "Birds of Prey" miałam okazję spotkać Margot Robbie. A na premierze serialu “Hunters”, kiedy główni bohaterowie, Al Pacino i Logan Lerman pojawili się na imprezie, o mało nie zemdlałam z radości (Śmiech.) To są momenty, których nigdy nie zapomnę. Takie spotkania dodają ogromnego powera i aż chce się krzyczeć- "Never say never!".
fot. Kamil Banaszek
Myślisz, że uda Ci się połączyć pracę na rynku polskim i zagranicznym, czy bierzesz pod uwagę taką ewentualność, że być może będziesz musiała kiedyś z czegoś zrezygnować?
Oczywiście. Ja nigdy nie mówię nie. (Śmiech.) Jestem otwarta na wszelkie propozycje, cały czas szukam swojej drogi i otwieram kolejne drzwi. Mimo, że moja kariera tak naprawdę dopiero się zaczęła, więc to może zabrzmieć zbyt infantylnie, ale ja jestem odważna. Stawiam sobie nieustannie nowe cele, ciągle odkrywam siebie, mierzę wysoko. Rezygnacja, to dla mnie negatywne słowo, które nie istnieje w mojej głowie. Czuje się obywatelką świata i chcę grać na ekranach na całym świecie. (Śmiech.)
Z kim ze światowego środowiska artystycznego chciałabyś zagrać?
Tom Hanks. Bez chwili zawahania. Jeśli chodzi o kobietę, to często słyszę, że przypominam Anne Hathaway. Może zagramy razem siostry? (Śmiech.)
W 1590 odcinku dołączyłaś do obsady serialu "M jak miłość". Czy zanim to się wydarzyło, zdarzało Ci się oglądać serial? Miałaś swoich ulubionych bohaterów?
Jestem wielką fanką serialu "M jak miłość". Pamiętam jak zasiadłam z bliskimi przed telewizorem w oczekiwaniu na pierwszy odcinek. Losy rodziny śledziłam m.in. dzięki uroczej parze, którą tworzyli na ekranie Witold Pyrkosz i Teresa Lipowska. Ulubioną aktorką serialową była Małgorzata Kożuchowska. Od samego początku grali w nim super aktorzy. Kiedy podróżowałam, siłą rzeczy nie miałam dostępu do polskiej telewizji, ale teraz nadrabiam.
Czyje wątki na samym początku lubiłaś najbardziej?
Były to wątki bliźniaków Piotra i Pawła. Ich różnica osobowości dodawała charakteru i niespodziewanych emocji serialowi. Będąc nastolatką, tak naprawdę, oglądałam ten serial dla nich. (Śmiech.)
Wcielasz się w rolę Oli Majewskiej, jednej z przyjaciółek Tadzia Kiemlicza, (w tej roli Bartek Nowosielski, przyp. red.) Do serialu dołączyłaś tuż przed wakacjami i to z przytupem. (Śmiech.)
Miałam mocne wejście, bo z brzuszkiem i na sygnale. (Śmiech.) Ta rola jest dużym wyzwaniem. Choć już nie raz byłam w roli mamy, czy to w reklamach, czy na scenie teatru w mojej akademii.
fot. MTL Maxfilm / Bartłomiej Nowosielski i Justyna Karłowska na planie serialu "M jak miłość", odcinek 1590.
fot. MTL Maxfilm / Justyna Karłowska na planie serialu "M jak miłość", odcinek 1590.
Jak czujesz się w roli matki?
Wspaniale. Miałam przyjemność pracować z dziećmi w różnym wieku, od niemowlaków po nastolatków. W "M jak Miłość" moja postać pojawia się w zaawansowanej ciąży i dość trudnym dla niej etapie życia. Moje dotychczasowe doświadczenia przechowuje w takich małych “szufladkach” gdzieś tam głęboko we mnie. Gdy tylko przychodzi taka potrzeba, tak jak w tej roli, to otwieram potrzebne mi “szufladki”. Bazuje na tym, na obserwacjach, własnych odczuciach czy na rozmowach z prawdziwymi matkami.
O Oli wiemy jeszcze niewiele. Urodziła dziecko, którego ojcem okazał się być grabarz Leon, (w tej roli Dariusz Toczek, przyp. red.) Jej losy w nowym sezonie przeplatać będą się nie tylko z perypetiami Tadzia, ale też m.in Uli (w tej roli Iga Krefft) i Bartka (w tej roli Arek Smoleński, przyp. red.) Co opowiesz o Jej losach?
Nie mogę za dużo zdradzać. (Śmiech.) To zupełnie nowa postać w “M jak miłość”, która wprowadza ciekawy wątek w Grabinie. Myślę, że Ola niejednokrotnie zaskoczy oraz skradnie serca widzów. Cieszę się, że nie daje za wygraną i mimo ciężkiej sytuacji będzie się bardzo starać się o dobrą przyszłość. Sama jest pomocna i chce uszczęśliwiać ludzi. Pozna nowych przyjaciół oraz pojawi się szansa na nową pracę. Uważam, że Ola jest pozytywną, dobrą dziewczyną, chce jak najlepiej dla swojego dziecka i nie oczekuje za wiele w zamian. Boi się opinii bliskich, sąsiadów, jest trochę zagubiona i na pewno nie chce nikogo skrzywdzić. Mimo wszystko, życzmy jej jak najlepiej, bo widać, że szuka pomocnego ramienia. Na więcej szczegółów musimy poczekać do września.
fot. z archiwum prywatnego Justyny Karłowskiej / na planie serialu "M jak miłość"
Wyznajesz zasadę, że musisz zrozumieć wszystkie jej zachowania, by w pełni ją zaakceptować?
Nie zawsze muszę zgadzać się z moją postacią. Czasem ciężko mi ją zrozumieć, jednak wielką pomocą na planie są reżyserzy, którzy mnie wspierają w budowaniu wizerunku Oli. Na tym polega nasza praca, by wspólnie rozwikłać zagadki odgrywanych postaci. Z Olą Majewską łączy mnie na pewno wrażliwość, spontaniczność, tolerancja, szacunek do otaczającego nas świata.
Jak wspominałyśmy wcześniej, grasz m.in z Bartkiem Nowosielskim, Arkiem Smoleńskim i Igą Krefft. To początek Twojego wątku. Czy koledzy są wspierający?
Moi koledzy i ekipa z planu są bardzo wspierający. Debiut w najpopularniejszym polskim serialu był dużym wyzwaniem. Złapałam dobry kontakt z Igą, która też ma bzika na punkcie podróży, więc nasze rozmowy w przerwach planu zdjęciowego są bardzo rozluźniające. Mogę też liczyć na rozśmieszające do łez rozmowy z Bartkiem i Arkiem (Śmiech.) Uwielbiam ich poczucie humoru. Doceniam, że wszyscy tak ciepło przyjęli mnie do rodziny Mostowiaków. Cieszę się, że mam komfort pracy, a do tego nowych, wspaniałych znajomych.
Muszę też zapytać, jak na planie radzi sobie Twoja serialowa córeczka? (Śmiech.)
Bardzo dobrze. Zaprzyjaźniłyśmy się od pierwszego wejrzenia. Jej mama przyznała, że mam dobrą rękę do dzieci. Robię wszystko, by mieć dobry kontakt z małą Gabrysią (Sarą Lisiecką), bo to ma duży wpływ na jakość nagrań. Niemowlak ma prawo czasami odmówić współpracy, to zupełnie normalne, gdy jest zmęczony, czy głodny. Praca z takim dzieckiem bywa ciężka, ale ja już mam to w małym palcu. W przerwach rozmawiamy z Sarą, śpiewam jej, bawimy się by była przyzwyczajona do mojej obecności. Jest niesamowicie mądrą dziewczynką, a ma dopiero dziewięć miesięcy. Wróżę Sarze wspaniałą karierę aktorską.
fot. Stephanie Noritz
Jedną z Twoich pasji są podróże. Co Ci dają?
A ile mamy czasu na odpowiedź? Bo to temat rzeka. (Śmiech.) Numer jeden to pewność siebie. Świat nauczył mnie, by doceniać to, co się ma, by nigdy nikomu niczego nie zazdrościć. A właściwie chwalić sukcesy, czerpać motywacje, szukać inspiracji. Skupiam się na rozwoju osobistym, dążę do własnych celów, mam większy dystans do siebie. Wspomnienia z podróży wykorzystuje w pracy. Przez wiele lat budowały bazę do kreowania postaci. Uwielbiam obserwować otoczenie, przyrodę, ludzi, ich zachowania, zwyczaje, mimikę, styl itp. Podróże są czymś nieodłącznym dla mnie, potrzebuje ich jak tlenu. Dzięki nim jestem tu gdzie jestem. Bez nich nie siedziałabym tu, teraz z Tobą i nie mogłabym pochwalić się nową rolą.
fot. Kamil Banaszek
Izolujesz się od negatywnych bodźców?
Staram się izolować od negatywnych ludzi, tzw. wyjadaczy energii i jednocześnie akceptować otoczenie takim, jakim jest. Nie lubię gdy ludzie użalają się nad sobą. Zbyt dużo zyskałam przez ostatnie lata, by dać się wciągnąć negatywnym fluidom. Szukam świeżych, wartościowych, pozytywnych bodźców.
Dwukrotnie miałaś do czynienia z tym, że typowano, do jakich ról najbardziej pasujesz. Na jakie bohaterki padło?
Kobieta przedsiębiorcza, kobieta z zaburzeniami psychicznymi, Wonder Woman (śmiech), matka. Widzę siebie w roli Lisy (Angelina Jolie) w filmie "Przerwana lekcja muzyki". Wybrałam m.in. jej monolog do castingów decydujących o przyjęcie do szkoły aktorskiej w Hollywood. Widzę też siebie w roli silnej, wpływowej kobiety.
fot. Kamil Banaszek
Podróż marzeń to...
Jeśli chodzi o marzenia to: teleportacja do świata bez chorób, maseczek, obostrzeń i bez wojen…
fot. Kamil Banaszek
Jesienią pojawisz się w najnowszym filmie“Pitbull” Patryka Vegi. Jak trafiłaś na plan tego filmu?
Miałam zaszczyt dostać propozycje prosto od samego reżysera.
Film Patryka Vegi w kinach już od 11 listopada.
Czy oglądałaś wcześniejsze części, która jest Twoją ulubioną?
Pierwsza część jest moją ulubioną, a szczególnie kreacja Marcina Dorocińskiego.
fot. Kamil Banaszek
Co najbardziej podoba Ci się w twórczości Vegi?
Scenariusze inspirowane prawdziwymi historiami, trzymające w napięciu, budzą skrajne emocje, wspaniała obsada, oryginalność, przygoda. Praca z Patrykiem jest fenomenalna, a jego produkcje tworzone są na skalę hollywoodzkich filmów.
Sprecyzuj najbliższe plany zawodowe.
Od września wracam na plan “M jak miłość” oraz zacznę zdjęcia do nowego filmu, ale to jest tzw. “Top Secret”. Zapraszam do śledzenia mojego Instagrama na bieżąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz