sobota, 18 września 2021

Marcin Bosak: "W filmach poszukuję prawdziwego, intymnego przeżycia"

 Marcin Bosak: "W filmach poszukuję prawdziwego, intymnego przeżycia"























fot. zdjęcie nadesłane 

Z Marcinem Bosakiem spotkałam się na Festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie. Rozmawialiśmy o filmie "Mistrz", który swoją premierę w kinach w całej Polsce będzie miał 27 sierpnia. W budowaniu swojej postaci aktor kierował się metodami Iwana Wyrypajewa. 

Rozmawiamy też o fotografii anoalogowej i serialu "M jak Miłość". 

Jest Pan stałym bywalcem festiwalu "Kino na granicy". Co sprawia, że tak chętnie wraca Pan do Cieszyna?

Bardzo lubię tę formułę. Tutaj nie ma konkursu, nie ma wyścigów. Tu panuje świetna, swobodna atmosfera. Wszyscy jesteśmy zrelaksowani, wspieramy się, nawzajem oglądamy swoje filmy. Nie ma tu bycia na pokaz, nie ma stada fotoreporterów. W Cieszynie jest prawdziwie i dlatego tak bardzo lubię tu wracać. 

"Kino na granicy" jest jednym z pierwszych festiwali organizowanych po pandemii. Jak wraca się na takie imprezy po tak długim czasie? Jakie towarzyszą Panu emocje?

Przyznam, że czuję, że trochę zdziczałem. (Śmiech.) Kontakty z ludźmi nie są teraz tak spontaniczne i wylewne. Wszyscy jesteśmy ostrożni, natomiast wszystkim bardzo tego brakuje, bo staraliśmy się cały czas pracować, robić to, co lubimy i pojawia się w nas naturalna potrzeba podzielenia się tym, co nam wyszło z tych starań, a festiwale są szansą na taki pierwszy kontakt z publicznością, więc to jest bardzo ważne. "KNG" jest pierwszym festiwalem od dwóch lat, na którym jestem. 

W czym Pana zdaniem zawarta jest jego siła?

Niewymuszona, swobodna atmosfera i to, że nie trzeba tu narzucać sobie jakiejś formy, ale jest się tu po prostu sobą jest największą siłą "KNG". 

KNG łączy miłośników polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Z czym kojarzą się Panu Czechy?

Z uśmiechniętymi ludźmi i dobrym piwem, choć nie piję alkoholu. (Śmiech.) 

Jakim jest Pan widzem? Czego poszukuje w filmach?

W filmach poszukuję prawdziwego, intymnego przeżycia. Oraz fajnych historii, do których chce się wracać mimo tego, że już wiemy, jak się skończą. Potrzebuję tego, by ktoś sprowokował mnie do autentycznego przeżywania, kibicowania bohaterowi lub złoszczenia się na niego, ale to już zależy od okoliczności. 

Jakie filmy z repertuaru festiwalowego planuje Pan zobaczyć? 

Przyjechałem wczoraj, więc ta przygoda dopiero się zaczyna. Wybieram się na "Maryjki", a wieczorem wezmę udział w pokazie filmu "Mistrz" z moim udziałem. 

Czy kiedy ogląda Pan filmy z udziałem swoich kolegów i koleżanek, zdarza się Panu zastanawiać, jak to Pan zachowałby się w danej scenie?

Nie.

Z czego to wynika?

Nie wiem. Chyba z tego, że lubię przeżywać swoje życie. (Śmiech.) 

Lubi Pan oglądać siebie na ekranie, czy wyznaje raczej zasadę, że nie warto oglądać tego, co już się zna?

Traktuję to bardzo wybiórczo. Kiedy jestem ciekawy jakiegoś projektu, wtedy go oglądam. Przyznam jednak, że nie udawało mi się wszystkiego zobaczyć, w czym zagrałem. Trochę się krępuję, a trochę się wstydzę. Oglądać siebie, to dziwne uczucie, ale z czasem coraz łatwiej mi to przychodzi. Kiedyś miałem z tym większy kłopot. 

W Cieszynie przedpremierowo zostanie dziś wyemitowany film "Mistrz" z Pana udziałem. Jak przygotowywał się Pan do swojej roli?

Pracowałem z coachem językowym, ponieważ nie mówię po niemiecku, a cała rola napisana jest po niemiecku, więc by wykreować tę iluzję, by wyglądało to wiarygodnie, miałem nauczyciela. Większość uwagi skupiona była na tym. Wiadomo, że pracowałem też nad motywacjami swojej postaci, ale ponad 50% to była nauka niemieckiego. 

Co w tej kwestii okazało się dla Pana najtrudniejsze? Czy opracował Pan jakąś metodę na przyswajanie najcięższych zwrotów?

Oprócz tego, że chodziłem na lekcje, poprosiłem, by pan, który uczył mnie niemieckiego, ponagrywał mi te kwestie, abym poprawnie je wymawiał. Uczyłem się tego trochę tak, jak piosenki. Znałem sens i pracowałem nad intencjami.  

Kreuje Pan bardzo mroczną postać...Przy jej tworzeniu kierował się Pan metodami Iwana Wyrypajewa. Co najbardziej podoba się Panu w tych metodach?

W metodzie Iwana Wyrypajewa podoba mi się to, że nie wchodzi się w postać tak na 100% procent i nie dźwiga się całego ciężaru jej przeżyć, ale pokazuje się ją. Wydaje mi się, że z drugiej strony dochodzi się do tych samych efektów. Można określić to jako metodę techniczną, ale nie trzeba dźwigać całego bagażu psychologicznego. W tej metodzie myśli się o prostych motywacjach, by załatwić sprawę. Moim zdaniem, do tego, by zagrać daną scenę, nie zawsze jest potrzebny cały życiorys postaci. Konkretna metoda w jednym projekcie się sprawdza, a w drugim nie. Nie ma zasad. Liczy się skuteczność.

Od trzech lat w wolnych chwilach robi Pan zdjęcia. Jakie obrazy zatrzymywał Pan w kadrze w ostatnich miesiącach?

Robię przede wszystkim portrety. To najbardziej mnie interesuje, bo najciekawsi są dla mnie ludzie. W czasie pandemii fotografowałem przede wszystkim moją żonę i moich synów. 

Do Cieszyna też zabrał Pan aparat? (Śmiech.) 

Tak, zabrałem. (Śmiech.)

W 2019 roku po wielu latach przerwy wrócił Pan do "M jak Miłość". Co spowodowało, że zdecydował się Pan na taki krok?

Praca w serialu jest rodzajem etatu. Tak się złożyło, że na Festiwalu w Gdyni spotkałem się z producentką "M jak Miłość", Aliną Puchałą. Od słowa, do słowa, zaczęliśmy rozmawiać o tym, że jakby w moim wątku pojawiło się coś ciekawego do zagrania, to wrócę z przyjemnością. To mój zawód. Wszystko, co robię, bez względu na to, czy jest to serial, spektakl, czy inny projekt, to zawsze bardzo solidnie się przygotowuję i uczciwie traktuję swoją pracę.





















fot. zdjęcie nadesłane

Kamil przeszedł ogromną przemianę. Czy można w kilku słowach ją opisać?

Nie wiem, chyba nie stać mnie na taką analizę. (Śmiech.) Na pewno jest starszy i być może, pod wpływem wieku, stara się być bardziej odpowiedzialny, niż jako sporo młodszy człowiek. 

Jak gra się z dzieckiem? Jak dogaduje się Pan z Hanią Nowosielską?

Tak samo jak są różni ludzie, tak samo różne są dzieci. Hania ma w sobie magnes, o którym mówią wszyscy, którzy spotykają ją na swojej drodze. Jest bardzo profesjonalna, dobrze przygotowana. Rodzice bardzo ją wspierają  i jej pomagają. Zawsze umie tekst, ma fajną energię. Świetnie się z nią pracuje. To czysta przyjemność. 

Jakie losy czekają Kamila w nowym sezonie?

Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. (Śmiech.) 

Najbliższe plany.

17 września w Teatrze Kamienica odbyła się premiera spektaklu "Kumulacja" w reżyserii Tomasza Sapryka. Na scenie pojawiam się ja, Marysia Dębska, Iza Dąbrowska oraz Michał Meyer. Myślę, że jest to lekka i fajna sztuka, ale też stawiająca dość filozoficzne pytania. 

Z moim przyjacielem, Sebastianem Chondrokostasem przygotowujemy się do filmu. Będzie to polsko - grecka produkcja "LACHTARA". Na realizację tego filmu dostaliśmy dotacje z PISFu, trwa dommykanie budżetu. Wiosną powinny ruszyć zdjęcia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz