środa, 24 listopada 2021

EXCLUSIVE: Piotr Głowacki: "Wierzę, że cała praca, którą włożyliśmy w opowiedzenie historii Tadeusza Pietrzykowskiego, tępi ostrze ludzi dzielących ludzi na rasy i narody"

 EXCLUSIVE: Piotr Głowacki: "Wierzę, że cała praca, którą włożyliśmy w opowiedzenie historii Tadeusza Pietrzykowskiego, tępi ostrze ludzi dzielących ludzi na rasy i narody"
















fot. Rafał Masłow / materiały prasowe Galapagos Films

 Z Piotrem Głowackim spotkałam się na Festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie. Rozmawialiśmy o filmie "Mistrz", który  można było zobaczyć w kinach w całej Polsce. Rozmawiamy o tym, jak przygotowywał się fizycznie do roli Tadeusza Pietrzykowskiego, ale też o  pobycie aktora w Auschwitz, który okazał się być bardzo pomocny w zgłębianiu życiorysu pięściarza.

Ponadto rozmawiamy o filmie "Detektyw Bruno", wymagających widzam, którymi są dzieci, ale też o serialu "Na dobre i na złe" oraz przyswajaniu terminologii medycznej. 

"Kino na granicy" jest jednym z pierwszych festiwali organizowanych po pandemii.  To Pana pierwsza, jakże wyczekiwana wizyta na tym wydarzeniu. Jakie towarzyszą Panu emocje?

Jestem tutaj z dziećmi. To pierwsza taka wyprawa, kiedy jestem sam z dziećmi w podróży. Przede wszystkim towarzyszą mi emocje rodzicielskie. To niezwykła przyjemność połączenia dwóch pierwszych razów. To duża przygoda.

Jaki jest Pana stosunek do tego typu imprez?

Od dawna bardzo chciałem tu przyjechać. Dostawałem zaproszenia od Łukasza Maciejewskiego, który żyje tymi spotkaniami. To cudowne miejsce do spotkań, które jest tak traktowane w środowisku artystycznym. Tu nie ma napięcia, ciśnienia. Wszystko odbywa się we wspaniałej atmosferze łączenia.

Podczas otwarcia 23. KNG miała miejsce symboliczna scena. Panie burmistrzynie trzymały celuloidową taśmę, ale okazało się, że nie ma nigdzie nożyczek, by ją przeciąć. Nikt tego nie planował. To było o wiele lepsze, ponieważ Panie stały połączone taśmą filmową. Jednemu z fotografów udało się ten moment uwiecznić i pokazać, czym dla tych dwóch stron tego samego miasta w tym momencie jest film. To też przenosi się na wszystkie relacje z twórcami, którzy tutaj przyjeżdżają. To miejsce, które łączy. Nie jesteśmy przepełnieni konkurencją. Tu jesteśmy razem. 

Właśnie. KNG łączy miłośników polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Z czym kojarzą się Panu Czechy?

Jedną z moich pierwszych przygód festiwalowych był jeden z festiwali teatralnych w Brnie. Miałem chyba piętnaście, czy szesnaście lat. Tam, razem z naszym teatrzykiem młodzieżowym spędziliśmy prawie tydzień. Był to piękny czas. Pełen przygód teatralnych, warsztatów, ale i miłości. Był to czas pełen emocji, nastawiony na łączenie. (Śmiech.)

Jakim jest Pan widzem? Czego poszukuje w filmach?

Poszukuję indywidualnego snu autora, do którego zaprasza całą swoją ekipę, która pomaga mu zrealizować ten sen, który jest tak spójny swoją wewnętrzną spójnością, że zaprasza mnie do niego jako widza. Czy ten sen będzie miał charakter bardziej realistyczny, czy będzie miał charakter skrajnie fantastyczny, to nie jest ważne. Ważne jest to, by był spójny wewnętrznie, ale też spójny różnymi zasadami. Może tylko przez metodę wyobrażenia, a może przez metodę pracy.

Jakie filmy z repertuaru festiwalowego planuje Pan zobaczyć? 

Zobaczyłem film otwarcia. Zobaczymy, co jeszcze uda nam się obejrzeć. Ufam w gust osób wybierających i wiem, że każdy film, który uda nam się zobaczyć, będzie tego wart. Nastawiam się przede wszystkim na zobaczenie filmów czeskich, czy słowackich, bo o to w Polsce trudniej. 

Czy kiedy ogląda Pan filmy z udziałem swoich kolegów i koleżanek, zdarza się Panu zastanawiać, jak to Pan zachowałby się w danej scenie?

Tak, ponieważ rzeczywiście w nas aktorach pojawia się taka myśl automatycznie, ale zależy to od wielu czynników. Najczęściej pojawia się to wtedy, kiedy ktoś z kolegów został wprowadzony w błąd i wtedy najczęściej zastanawiamy się nad tym, co musiało zadziałać, że coś nie poszło. Wtedy pojawia się swego rodzaju zagadka. Znam ten zawód już na tyle, że wiem, że jest to praca wspólna i każdy rodzaj zakłócenia jest tu spowodowany jakimś brakiem porozumienia. Wtedy zastanawiam się nad tym, gdzie powstało zakłócenie. 

Lubi Pan oglądać siebie na ekranie, czy wyznaje raczej zasadę, że nie warto oglądać tego, co już się zna?

Z perspektywy aktora wiem jedynie, jak materiał wygląda od środka. Wiem, jaki miałem plan, jak się czułem. Wszystko przekłada się na obraz. Oglądanie tego, w czym gram uważam za konieczne i niezbędne dla dalszego rozwoju. Są też oczywiście ludzie, którzy przyjmują zasadę, że nie oglądają siebie w ogóle. Ja jednak mam takie nastawienie, że chcę oglądać. Mnie to interesuje. 

Podczas trwania KNG wyświetlona zostaną aż trzy filmy z Pana udziałem, ale jednak najwięcej emocji wzbudza film "Mistrz", który został wyemitowany tu przedpremierowo.  Proszę zdradzić coś więcej.

Do filmu "Mistrz" zdjęcia skończyliśmy dwa lata temu, ale pandemia spowodowała, że wiele produkcji dopiero teraz zderza się z widzami. Dla mnie jest to pewien rodzaj powrotu. Na ekranie oglądam siebie sprzed pandemii, a to też jest istotne. 

Jakie zmiany zaszły od tego czasu?

Ten na ekranie nie wiedział o tym, że będzie pandemia, a ten, który ogląda, już wie. (Śmiech.) Jestem ciekaw, jak inaczej ja sam czytam gesty, które wykonałem na ekranie, a jak inaczej teraz przeczytałbym ten tekst. 

Myślę, że w konsekwencji pandemii, my wszyscy o wiele bardziej zostaliśmy dotknięci tematami śmierci. Niektóre tematy są nam o wiele  bliższe teraz, niż jakiś czas temu. Bardzo aktualne też są różne postawy wobec strachu i zagrożenia. To też dotknęło nas wszystkich w ostatnich miesiącach. 

Jestem przekonany, że paradoksalnie, dzięki pandemii, ten film może się okazać o wiele głębszy, tylko dlatego, że wpływ na jego rozumienie mają oczy patrzące. 

Wciela się Pan w Tadeusza Pietrzykowskiego, polskiego pięściarza, trenera, nauczyciela wychowania fizycznego, żołnierza Wojska Polskiego, jednego z pierwszych więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Zgłębiał Pan jego życiorys. Do jakich źródeł zdarzało się Panu sięgać?

Zgłębiałem materiały z jego rodzinnego archiwum, gdzie są jego notatki, zapiski jego rodziny oraz materiały prasowe. Można tam znaleźć wywiady, których udzielał, czy nagrania i relacje.
 
Czytałem też książki innych osób, które przetrwały, w tym historyków. Kilka dni spędziłem w Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdzie miałem dostęp do wszystkich tamtejszych materiałów.

Ta wizyta Panu pomogła?

Zdecydowanie. To było tuż przed rozpoczęciem zdjęć. Byłem już po roku przygotowań. W głowie towarzyszył mi Teddy, więc było to dla mnie miejsce jego przetrwania, byłem świadkiem jego walki.

Jakie fakty z Jego życia były dla Pana największym zaskoczeniem?

Cały jego pobyt w obozach można rozpatrywać w kategorii przygodowej anegdoty. Pobyt w obozie dał mi to, że miałem do historii Jacka Pietrzykowskiego dostęp sekunda po sekundzie. 

Rola sportowca za każdym razem wymaga nienagannej kondycji fizycznej. Jak przygotowywał Pan się fizycznie do tej roli? Niewątpliwie pomocnym było to, że uprawia Pan wspinaczkę, prawda?

Równolegle przygotowywałem się do roli w filmie "Broad Peak" oraz w filmie "Mistrz". Te dwa rodzaje treningów uzupełniały prace nad tymi filmami. Były to treningi inne od siebie, ale działały na mnie pozytywnie. Była to podwójna praca z ciałem, co było wspaniałym przeżyciem. Dostałem od losu taki prezent, że w wieku czterdziestu lat mogłem się trochę poruszać. (Śmiech.) 

Do jakich widzów Pana zdaniem skierowany jest film "Mistrz"?

Moim zdaniem film "Mistrz" skierowany jest do wszystkich widzów. Chciałbym, aby ten film obejrzały osoby, które są wrażliwe w tym temacie, ale też te, które mają bohaterski stosunek do wojny, czy podejście narodowe lub tacy, którzy mają w sobie jakieś zadziory ksenofobiczne, które ostrzą sobie jeszcze na takich historycznych wydarzeniach. 

Wierzę, że cała praca, którą włożyliśmy w to, by opowiedzieć jego historię, tępi ostrze ludzi dzielących ludzi na rasy i narody.  

Chciałabym jeszcze wspomnieć o "Detektywie Bruno", czyli filmie skierowanym do najmłodszych odbiorców. Kiedy premiera?

Na temat premiery jeszcze nic mi nie wiadomo. Wiem, że montowane są pierwsze sceny. Reżyserka i reżyser są bardzo zadowoleni z efektów na tym etapie prac. Pierwsze emocje już opadły, opadł kurz bitewny. (Śmiech.) Film ten skierowany jest dla całych rodzin. Ja sam lubię oglądać filmy z moimi dziećmi.

Czy dzieci obejrzą "Detektywa Bruno" z Pana udziałem?

Oglądały już "Tarapaty", więc "Detektywa Bruno" też pewnie zobaczą. Lubię oglądać z nimi filmy, które są robione z oglądem na wrażliwość dzieci i dorosłych. Łączą dzieci z rodzicami, a nie dzielą, tak, jak kreskówki, które są często robione tak, że część dowcipów jest dla rodziców, a część dla dzieci. Lubię filmy, które są jednocześnie skierowanych do jednych i drugich. 

Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że dzieciaki są najtrudniejszą, a zarazem najbardziej wdzięczną widownią?

Tak. O podobnej trudności rozmawiać możemy przy okazji filmów familijnych i komediowych, bo mają bardzo precyzyjnie opanowaną reakcję. Kiedy w komedii pojawia się żart, powinna się po nim pojawić salwa śmiechu. Kiedy tego nie ma, następuje porażka. Po przebytej przygodzie w filmie przygodowym dla dzieci, musi nastąpić westchnięcie. Dzieci trudno oszukać. Z jednej strony warto, ponieważ w naturalny sposób są widzami i uczestniczą w tym śnie i bardzo łatwo przyjmują to, co jest na ekranie, ale trudno ich oszukać, bo ich wyobraźnia jest tak silna, że szybko mogą się znudzić, na rzecz własnych pomysłów. 

Wspomnijmy jeszcze o serialu "Na dobre i na złe". Jak radzi Pan sobie z przyswajaniem terminologii medycznej?

Na to pytanie są dwie poprawne odpowiedzi. (Śmiech.) Staram się zawsze przejrzeć materiały dotyczące danej choroby, ale też muszę zrozumieć, co poszczególne słowa oznaczają, ponieważ wtedy jest mi zdecydowanie łatwiej to zapamiętać.

Te słowa są tak trudne jak nazwy geograficzne, czy języki obce. Zapamiętywanie jest częścią naszej sztuki. Mamy swoje sposoby na to, by takie rzeczy zapamiętać i udać, że wypowiadamy je bez najmniejszego problemu. 

Najtrudniejsze zbitki językowe to...

Ta zabawa polega na tym, że jeżeli te zbitki językowe wejdą do pamięci, to przestają być trudne, ale jeżeli są za trudne, to nie ma ich tam długo. (Śmiech.)

Najbliższe plany zawodowe. 

Najbliższe plany to przede wszystkim promocja filmu "Mistrz", ale już za chwilę wezmę udział w pewnym studenckim projekcie, na który bardzo się cieszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz