EXLUSIVE: Gabriela Muskała: "Jestem widzem, który daje twórcy ogromny kredyt zaufania"
fot. TVN / zdjęcie nadesłane
Z Gabrielą Muskałą spotkałam się 1 sierpnia na festiwalu "Kino na Granicy" w Cieszynie. Rozmawiamy o fenomenie "KNG". "Kocham ten festiwal. Lubię takie imprezy, gdzie priorytetem są filmy i spotkania z ludźmi, a nie czerwone dywany i prężenie się na ściankach" - mówi Gabriela Muskała.
Rozmawiamy też o filmie "W lesie dziś nie zaśnie nikt" i o serialu "Królestwo kobiet", który był dla aktorki wielką frajdą, ponieważ na planie mogła wyżyć się komediowo.
"Kino na granicy" jest jednym z pierwszych festiwali organizowanych po pandemii. Jak wraca się na takie imprezy po tak długim czasie? Jakie towarzyszą Pani emocje?
Wielka radość, ulga, spokój i poczucie, że to, co już się wydawało niemożliwe, wreszcie może się wydarzyć.
W czasie pandemii, w głębokim okresie zamknięcia i odizolowania, to, co było wcześniej prozą dnia codziennego, czymś naturalnym, powoli zaczęło stawać się jakimś nieosiągalnym marzeniem, czymś, za czym tęsknimy zamknięci w klatkach, jakimi stały się nasze domy.
Jestem stałym gościem Kina na Granicy, pobyt w Cieszynie to zawsze wielka przyjemność i święto. Byłam na jednej z pierwszych odsłon tego festiwalu, w 1999 roku. Przyjechałam wtedy z filmem "Królowa Aniołów". Kocham ten festiwal. Lubię takie imprezy, gdzie priorytetem są filmy i spotkania z ludźmi, a nie czerwone dywany i prężenie się na ściankach.
KNG łączy miłośników polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Z czym kojarzą się Pani Czechy?
Jeśli powiem, że Czechy kojarzą mi się z knedličkami, zabrzmi to banalnie . (Śmiech.) Pamiętam Špindlerův Mlýn, gdzie jako dziecko jeździłam z tatą i moją siostrą na narty. Mieszkaliśmy w Kotlinie Kłodzkiej i Tata, który był z zawodu lekarzem a sportowcem z zamiłowania, zaraził nas miłością do nart i przywoził w te strony.
Uwielbiam Pragę. Kilka lat temu, pewną bardzo bliską mi osobę, zabrałam tam w ramach prezentu urodzinowego i wtedy bardzo dokładnie zwiedziliśmy to miasto. W Pradze jestem absolutnie zakochana. W ogóle Czechy są piękne.
Jakim jest Pani widzem? Czego poszkuje w filmach?
Jestem widzem, który daje twórcy ogromny kredyt zaufania. Zaczynam od absolutnej wiary i ufności, że rozpoczynam podróż, która zabierze mnie w niesamowite miejsca i pozwoli zapomnieć o tym, że jestem tu i teraz. Trzeba naprawdę się napracować, żebym w pewnym momencie poczuła, że tej podróży nie odbywam, że mnie uwiera oparcie fotela, i tak naprawdę trochę chciałabym wyjść. Bardzo często jest tak, że nawet, jak film mi się nie podoba, to czekam do końca, bo wierzę, że w ostatnich minutach nagle wydarzy się się coś takiego, co zrobi twist i mnie zachwyci. Nie wychodzę z kina w trakcie filmu. Myślę, że jestem dobrym widzem. Nie lubię szukać dziury w całym, ale też niestety, jako aktorka, mam typowe „zboczenie zawodowe”, czyli zwracam uwagę na to jak grają koledzy.
Kiedy ogląda Pani jakiś film, zdarza się Pani zastanawiać, jak zachowałaby się w danej scenie?
Bardzo rzadko. Zwłaszcza, że odkąd zaczęłam pisać, dopadło mnie drugie „zboczenie” - to scenariuszowe. (Śmiech.) Bardzo często zdarza mi się przewidzieć koniec filmu, co niekoniecznie dobrze świadczy o jego twórcach. Lubię być zaskakiwana rozwiązaniem filmowej historii, która jest inna od tego, co przewidywałam. Zawodowe przywary przeszkadzają w oglądaniu filmów czy spektakli, nie dają czasami możliwości zanurkować w ten świat. Ale kiedy coś naprawdę mnie porwie, zapominam o świecie i jestem cała w emocjach i w historii razem z bohaterami. A potem „budzę się” przy napisach końcowych zdziwiona, że tak naprawdę jestem na sali kinowej. I to najbardziej kocham w kinie - zostać przez film zaczarowana.
Jakie filmy z repertuaru festiwalowego udało się Pani zobaczyć?
Przyjechałam na półtora dnia, ale udało mi się zobaczyć już dwa filmy.
"Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego - to bardzo intymne, impresyjne kino, które głęboko wchodzi w podświadomość. To film, który trochę jest snem, a trochę wspomnieniem. Głęboka, niesamowicie osobista podróż twórcy.
"Sweat" Magnusa Von Horna to z kolei klasycznie opowiedziana historia. Piękny ale smutny portret współczesnego świata, i dojmująca opowieść o samotności. Wspaniała rola Magdaleny Koleśnik.
fot. zdjęcie nadesłane
Lubi Pani siebie oglądać na ekranie?
Nie mam z tym problemu. Wiem, że są aktorzy, którzy nigdy tego nie robią, bo patrzą na siebie zbyt krytycznym okiem. Ja, kiedy zakończę już pracę nad konkretnym projektem, odcinam się od emocji dotyczących swojej gry, bo wiem, że od tej chwili już nic ode mnie nie zależy. Jedyne, co ode mnie zależy, to to, czy przyjmę rolę w danym projekcie. Dlatego bardzo uważnie czytam scenariusze, rozmawiam z reżyserami, patrzę, kto zagra obok mnie. Na tej podstawie potrafię przewidzieć, czy będzie to dobry projekt. I dzięki temu później spokojnie mogę zasiąść w kinie i oglądać film ze swoim udziałem.
Przeczytała Pani bajkę w ramach nowego festiwalowego cyklu, "Aktorki czytają". Po jakie książki sięgała Pani w dzieciństwie?
Z dzieciństwa pamiętam przede wszystkim bajki, które opowiadała mi Babcia Marysia, mama mojej mamy. Na przykład kiedy byłam przeziębiona, Babcia opowiadała mi moją ulubioną bajkę o Królewnie Marmoladzie. Opowiadała w tak umiejętny sposób, że ja to wszystko widziałam i przeżywałam. Umiejętne opowiadanie bajek dzieciom niesamowicie rozwija ich wyobraźnię.
Do Cieszyna przywiozłam ze sobą bajki Jeana de La Fontaine. Był jednym z najwybitniejszych bajkopisarzy na świecie. Uwielbiam jego bajki. Są bardzo dowcipne, najczęściej ich bohaterami są zwierzęta, ale tak naprawdę są to opowieści o ludziach.
Uważa Pani, że czytanie dzieciom pobudza ich wyobraźnię i też zachęca do czytania?
Oczywiście, że tak. W dzisiejszych czasach czytanie zanika. Jedyne, co czytamy, to krótkie wiadomości w internecie, maile, SMSy. Nawet prace krytyków filmowych czy teatralnych są coraz mniej analizujące, bo wszystko trzeba pisać skrótami. Kiedyś recenzje to były dzieła, a teraz od redaktorów wymaga się coraz krótszych, prostszych tekstów. Liczy się tylko to, by było szybko, krótko, łatwo i przyjemnie. Ubolewam nad tym, więc jak tylko mam okazję, by zarazić kogoś pasją do czytania dobrej literatury, robię to z wielką przyjemnością.
fot. zdjęcie nadesłane
Film "W lesie dziś nie zaśnie nikt" można zobaczyć na Netfliksie. W czym Pani zdaniem jest zawarty jego sukces? Z jakimi emocjami mierzyła się Pani w ramach pracy nad rolą?
Zanim zagrałam w tym filmie, miałam dwa bardzo trudne sezony. Zagrałam Alicję, kobietę bez pamięci, w "Fudze”, filmie, do którego napisałam też scenariusz, zagrałam też skomplikowaną rolę dziecka w „7 Uczuciach” u Marka Koterskiego…
Niemal równolegle miałam próby w Teatrze Narodowym do sztuki "Jak być kochaną". Była to bardzo trudna, wymagająca niezwykłych emocji postać. Pamiętam, że marzyłam o tym, by w ramach odpoczynku, zagrać w czymś lekkim i śmiesznym.
Kiedy reżyser Bartek Kowalski zaproponował mi rolę w "W lesie dziś nie zaśnie nikt", w pierwszej chwili odmówiłam. Nie lubię horrorów, zwłaszcza tzw slasherów, gdzie krew leje się strumieniami.
Ale Bartek zaraził mnie niesamowitą pasją do tego filmu i wiarą, że wyjdzie nam z tego coś fajnego. Zobaczyłam też w scenariuszu dużo humoru i błyskotliwych dialogów, i zdecydowałam się zagrać. To pierwszy slasher w Polsce, który - mam nadzieję - przetrze szlaki. Niczego nie żałuję. To była wspaniała przygoda. Na pewno jest to gatunek, który jednym będzie się podobał, a drugim nie, ale ja, jako aktorka, z wielką przyjemnością weszłam w coś nowego, czego do tej pory jeszcze nie dotknęłam.
W serialu "Królestwo Kobiet" wcielała się Pani w rolę Gabi Bielawskiej. Co opowie Pani o swojej postaci?
Wszystkim którzy jeszcze nie widzieli tego serialu, polecam, by spróbowali odnaleźć go w Player.pl Zachęcam do obejrzenia.
To serial, który miał pewnie tylu samo zwolenników, co przeciwników. Ale ja zanurkowałam w tę zwariowaną historię z wielką przyjemnością. Tp absolutna jazda bez trzymanki, pomieszanie komedii z kryminałem, a wszystko okraszone absurdem, który tak uwielbiam w sztuce. Opowiada o solidarności kobiet, przyjaźni. Mogłam tu poszaleć komediowo, bo bardzo już za tym tęskniłam.
W czym tkwi dzisiejsza siła kobiet?
W tym wspólnym, stanowczym proteście przeciwko zawłaszczaniu ich wolności. Ten wspólny głos najbardziej mi się podoba. Nie mam wątpliwości, że wolność wyboru jest nam potrzebna. Kobiety pięknie potrafią o nią walczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz