Magda Celmer: "Można wejść w takie pierwiastki internetu, z którymi nikt z nas nie chciałby mieć nic wspólnego"
fot. miniethephtographer
Z Magdą Celmer spotkałam się 3 sierpnia na festiwalu Kino na Granicy w Cieszynie. Rozmawiamy o filmie "Bóg internetów", o dobrych stronach sieci, ale też o zagrożeniach, które niesie.
Wspominamy też o momentach, które sprawiają, że Magda czuje się szczęśliwa i spełniona.
"Kino na granicy" jest jednym z pierwszych festiwali organizowanych po pandemii. Jak wraca się na takie imprezy po tak długim czasie? Jakie towarzyszą Ci emocje?
To kolosalna różnica, móc zobaczyć filmy z publicznością, a nie w domowych pieleszach. Dużym minusem jest to, że niektóre filmy miały swoje premiery w okresie pandemii; lockdownu, ponieważ pokazy online nie są ciekawą perspektywą dla twóców. Kocham etap tworzenia, jednak moment, w którym możesz się zderzyć z pierwszym odbiorem widzów jest niezastąpiony i bardzo uczący.
Jaki jest Twój stosunek do tego rodzaju imprez?
Najbardziej lubię kameralne festiwale, gdzie nie ma tego całego blichtru i czerwonych dywanów. Czuję się wtedy swobodnie. Cieszyn jest właśnie takim miejscem. Uwielbiam tu wracać. W zeszłym roku planowaliśmy przyjechać z filmem "Zgniłe uszy", więc informację o odwołaniu zeszłorocznej edycji przyjęłam z ogromną przykrością. Na szczęście widzimy się dzisiaj!
To jeden z najbardziej znanych w Polsce przeglądów filmowych. W jaki sposób Ty się o nim dowiedziałaś?
Dyrektor artystyczny, Łukasz Maciejewski jest wspaniałym krytykiem filmowym, ale też moim byłym profesorem. Prowadził w Łódzkiej Filmówce zajęcia okołofilmowe, na które zapraszał ciekawych gości i wdrażał nas w ten świat - jeszcze wtedy – pełen tajemnic. Wiedzieliśmy, że Łukasz prowadzi również ten festiwal i od początku śledziliśmy jego drogę.
KNG łączy miłośników polskiego, czeskiego i słowackiego kina. Z czym kojarzą Ci się Czechy?
Z Bohumilem Hrabalem i pysznym, dość tłustym jedzeniem. (śmiech.) Bardzo lubię i cenię również mojego kolegę z Czech - reżysera Robina Lipo, który także przyjechał do Cieszyna na tegoroczną edycję i serdecznie go pozdrawiam.
Jakim jesteś widzem? Czego poszukujesz w filmach?
Jestem widzem, którego łatwo zadowolić, o ile traktuje się mnie fair. Jeśli nie czuję, że film chce mi się przypodobać i autentycznie pokazuje emocje, odważnie niesie swoją historie, to mnie mają. (Śmiech.)
Jakie filmy z repertuaru festiwalowego planujesz zobaczyć?
Wraz z ekipą wzięłam udział w premierze filmu "Bóg internetów", z którym tu przyjechaliśmy. To był nasz pierwszy pokaz z publicznością, więc towarzyszyło mu mnóstwo ambiwalentnych emocji. Widziałam też film "Maryjki". Dzisiaj mam w planach maraton filmowy, więc do końca dnia nie wychodzę z kina. (Śmiech.)
Czy kiedy oglądasz filmy z udziałem swoich kolegów i koleżanek, zdarza Ci się zastanawiać, jak to Ty zachowałabyś się w danej scenie?
To nie zależy od tego, czy są to znajomi, czy nie. Zawsze, kiedy jest rola, która wydaje mi się, że mogłabym ją zagrać, to myślę o tym, jak fajne mogłoby być to wyzwanie. Nie zmienia to faktu, że trzymam kciuki za wszystkich swoich kolegów i wierzę, że dla każdego z nas znajdzie się miejsce w polskim kinie.
Lubisz oglądać siebie na ekranie, czy wyznajesz raczej zasadę, że nie warto oglądać tego, co już się zna?
Oglądam premiery swoich filmów, a potem już do nich raczej nie wracam. Oglądanie siebie w kółko nie jest moim ulubionym zajęciem. (Śmiech.)
W trakcie trwania festiwalu wyświetlony został film "Bóg internetów". Mam takie wrażenie, że już sam tytuł podpowiada, że będzie obrazował dzisiejszą wirtualną rzeczywistość. Czy się mylę?
Film w pigułce opowiada historię dążenia do popularności w internecie. To wiąże się z wieloma zagrożeniami. Nigdy jakoś nie interesowałam się światem YouTube-a, zazwyczaj żyłam obok, ale w ramach przygotowania do filmu musiałam zgłębić ten obcy mi świat. I jest on chwilami przerażający. Czasami można wejść w takie pierwiastki internetu, z którymi nikt z nas nie chciałby mieć nic wspólnego.
Wiele osób chce być takim "bogiem internetów". Coraz więcej osób decyduje się na prowadzenie kanałów na You Tube, gdzie umieszcza vlogi, dzieli się swoim życiem. Czy miałaś kiedyś podobny pomysł?
Nie. (Śmiech.)
Na jaki temat jednak Ty mogłabyś prowadzić swojego vloga? (Śmiech.)
Jeżeli miałaby to być moja praca, na pewno wybrałabym coś, co lubię, o czym przyjemnie mi się opowiada. Mogłyby to być książki, kwiaty, rośliny w ogóle lub podróże. Filmy również, ale tym już się zajmuję, więc szukam czegoś innego. (Śmiech.)
W filmie "Bóg internetów" nie pokazujecie tylko dobrych stron, ale też to, do jakich poświęceń zdolny jest człowiek, które realizuje materiały na swój kanał. Co jest dla Ciebie przekorczeniem granicy dobrego smaku w zachowaniu vloegrów, czy youtuberów?
Najzdrowszym podejściem jest to, by nikomu nie robić krzywdy. Jeżeli przynosi to przyjemność, czy frajdę, jest w porządku. Poruszanie trudnych tematów też jest dobre, ale ważne, by nikogo nie krzywdzić, nie obrażać.
Jesteś bardzo aktywna na swoim profilu na Instagramie. Czym lubisz się dzielić w sieci?
Nie znalazłam jeszcze odpowiedniego języka do prowadzenia kont w serwisach społecznościowych. Jestem gdzieś pomiędzy profilem prywatnym, a zawodowym. Nie chciałabym opowiadać o rzeczach bardzo prywatnych i intymnych, ale zauważyłam tendencję, że jest to coraz bardziej popularne i faktycznie, koleżanki dzielą się swoimi ważnymi momentami ze swojego życia. To, że ktoś ma odwagę, jest uwznioślające i doceniam to. Jest to kwestia indywidualna. Ja bym chciała by póki co, mój profil pozostał w tonie, w którym go prowadzę. Jestem chyba zbyt wielkim outsiderem, by tak się odkrywać. (Śmiech.)
Czego Ty poszukujesz w internecie? Co jest dla Ciebie inspiracją?
To, czego szukam, wiąże się najczęściej z tym, w jakim jestem obecnie nastroju. Podczas pandemii widziałam bardzo dużo ambitnych filmów, dużo czytałam, odkrywałam nowe profile, które mnie interesowały. Profile te dotyczyły przede wszystkim podróży, jogi, medytacji. Natomiast kiedy przyszło lato, było mi bardzo dobrze z tym, że bez przerwy oglądałam Magdę Gessler, Top Model i inne programy, które niosą praktycznie tylko rozrywkę. Myślę, że taki czas jest potrzebny każdemu.
Zagrałaś w etiudzie szkolnej "Mother Dear". Lubisz pracować z początkującymi twórcami?
Bardzo często zdarza mi się pracować z młodymi reżyserami, jeszcze studentami. Za każdym razem jest to przygoda pełna niespodzianek. Kiedy studiowałam, też potrzebowałam pomocy i fajnie było się spotykać z ludźmi, którzy mieli jakieś doświadczenie filmowe. Teraz mam taką misję, że oddaję tę pomoc. Kiedy ktoś mnie o to poprosi i idzie za tym dobry scenariusz, ciekawa rola - zgadzam się. Dobry scenariusz jest kluczowy. A kiedy reżyser jest otwarty na sugestie i rozmowy, to już połowa sukcesu. Do tego służą pierwsze spotkania z twórcami. Trzeba sprawdzić, czy nadajemy na tych samych falach i czy warto w dany projekt wchodzić. Jeśli nie ma pasji i przekonania, sama tego nie udźwignę. Kiedy zespół jest zgrany i wszyscy grają do jednej bramki, wchodzę w to na całego.
Sprecyzuj najbliższe plany zawodowe.
Wszystko jest w dużym zawieszeniu, więc nie bardzo mogę mówić o najbliższych planach, ale myślę, że to się wyklaruje tej jesieni. Teraz mam wakacje i nie chcę w kółko myśleć o tym, że jestem aktorką. Nie chcę żeby to mnie definowało. Jestem też córką, narzeczoną, przyjaciółką i kobietą przed trzydziestką, która w końcu wie czego chce. To jest bardzo dobry czas dla bycia samej ze sobą. Plany okołozawodowe są super ważne i opiera się na nich tzw. „bezpieczeństwo bytowe“, jednak nie są dla mnie kluczowe do bycia szczęśliwym człowiekiem. Mam nadzieję, że tak pozostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz