wtorek, 1 marca 2022

Hanna Kochańska: "Lombard? Jakość jest siłą tej produkcji"

Hanna Kochańska: "Lombard? Jakość jest siłą tej produkcji"














fot. Lidia Skuza

Do obsady serialu "Lombard. Życie pod zastaw" Hanna Kochańska dołączyła w ósmym sezonie. Wciela się w rolę Anki Wojciechowskiej. Poprzez kreowanie tej postaci sama aktorka, jak i bohaterka, którą gra chce udowodnić, że kobieta może zawalczyć o siebie na każdym etapie życia. 

To moja druga rozmowa z aktorką. 

To już ponad dwa lata od momentu, kiedy świat z dnia na dzień się zatrzymał. Jak zniosłaś izolację?

Nie odczułam tak do końca skutków typowej izolacji. Mam to szczęście, że mieszkam na wsi, w otoczeniu przyrody, natury, zwierząt na wyciągnięcie ręki mam Puszczę Kampinoską. Mam konie, które w każdej chwili mogę pogłaskać, a kawałek od domu jest las, więc to mnie ratuje w czasie tego zawieszenia. Mam swoją własną przestrzeń, a to bardzo pomaga. 

Rok temu najtrudniejsze dla mnie okazało się to, że nie mogłam spotykać się z przyjaciółmi. Z perspektywy zawodowej najbardziej brakowało mi Teatru, wyjścia na scenę, publiczności. 

Mimo panującej pandemii, na brak pracy nie narzekasz. Na początku ósmego sezonu dołączyłaś do stałej obsady serialu "Lombard. Życie pod zastaw". Serial cieszy się ogromną popularnością. W 2021 roku, w konsekwencji otrzymania trzech Telekamer  odebraliście złotą statuetkę. Jakie emocje po odebraniu nagrody towarzyszyły Wam na planie?

W związku z tym, że do ekipy dołączyłam dopiero w ósmym sezonie, grzeję się trochę w ich świetle i sławie, spijam śmietankę sukcesu, który wypracowali przez te siedem poprzednich sezonów. Bardzo miłe jest to, że ekipa umie się tym sukcesem dzielić. Do lombardowej drużyny zostałam bardzo ciepło przyjęta i tak samo mocno mogłam cieszyć się z tej nagrody. Fajnie jest przecież pracować w otoczeniu ludzi sukcesu. (Śmiech.) Wszyscy pracujemy dla widzów. Bez nich nas nie ma. Bardzo cenię nagrody, które przyznaje publiczność. To wyróżnienia bardzo uskrzydlajace twórców. Jestem szczęsliwa, że mam satysfakcjonujaca pracę i że dołączyłam do obsady serialu "Lombard. Życie pod zastaw".

W czym Twoim zdaniem zawarty jest sukces serialu "Lombard. Życie pod zastaw"?

Jakość jest siłą tej produkcji. Udało się zebrać fantastyczną obsadę, która bardzo dużo z siebie daje. Każdy z aktorów tej produkcji ma bardzo ciekawą osobowość, a to jest bardzo ważne, wręcz kluczowe. Te osobowości na ekranie potrafią dobrze pokazać nasi reżyserzy - Piotr Kolski, Dominik Matwiejczyk Błązej Wolny, Piotr Kuciński i inni. Skupiają się nie tylko na realizacji scen w "Lombardzie", ale pokazaniu naszych emocji w zetknięciu z odwiedzajacymi go bohaterami odcinków. Scenariusze tworzone są trochę jak zbiór moralitetów, a ciekawe historie bohaterów poszczególnych odcinków zawsze mają jakąś pointę lub morał, z którym zostawiamy widza. Często to opowieści dramatyczne, ale zakończone happy endem. Coraz częściej jednak scenarzyści wykorzystują komediowy potencjał aktórów, zatrudnianych do serialu. Jestem ogromną admiratorką talentu Pani Małgorzaty Rożniatowskiej, czyli fenomenalnej Pani Kisielowej z "M jak miłość", która w naszym serialu genialnie wciela się w rolę przesympatycznej starszej pani, Filomeny Kociubińskiej. Jej nie da się nie lubić. Jest jedyna w swoim rodzaju. Do tego uwielbiam nasze sprawnie pracujace dwie ekipy z cudownymi operatorami, dźwiękowcami, oświetlaczami, rekwizytorami, scriptem, kierownictwem planu i produkcji po genialne dziewczyny od kostiumów, którzy tworzą rodzinną atmosferę na planie, a to ważne, bo spedzamy tam po dwanaście godzin. Podsumowując – potencjał tego serialu to ludzie, ich spotkanie się w jednym czasie i miejscu, na naszym planie we Wrocławiu, na Nowohuckiej 1, którego nie da się zastąpić żadną transmisją online, ta wymiana na żywo energii i emocji, a potem przeniesiona na ekran to sukces tego serialu. 

To serial fabularno-dokumentalny, a na temat produkcji tego pokroju istnieje wiele stereotypowych opinii, ale Wy udowadniacie, że może być w nich jakość. 

Dołączenie do obsady tego serialu jest dla mnie pewnego rodzaju odmitologizowaniem teorii na temat produkcji fabularno – dokumentalnych. Jak wczesniej wspomniałam, odpowiadajac na pytanie o sukces produkcji , "Lombard" nie jest seialem o niczym. Czasami jest taką kozetką u psychologa. (Śmiech.) Bywa kryminałem, dobrą komedią, fajną obyczajówką. Myślę, że widz potrzebuje takiej różnorodności  W naszym Lombardzie nie można narzekać na nudę. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Jak wiemy, nie wszystkie produkcje fabularno – dokumentalne mają taką jakość, choć oczywiście nikogo tutaj nie krytykuję. 

Filarem naszego serialu zdecydowanie jest Zbyszek Buczkowski. To chodząca historia kina i telewizji. To bardzo ciekawa osobowość. Tak, jak "M jak Miłość" (w którym w latach 2016 - 2017 wcielałam się w rolę Anety Glińskiej, mamy Kuby, która była ofiarą przemocy ze strony męża) ma Panią Teresę Lipowską, tak my mamy wspominanego już wcześniej Zbigniewa Buczkowskiego. 

Czy zanim trafiłaś do obsady, zdarzało Ci się oglądać serial?

Oglądałam go bardzo rzadko, ale nie tak dawno okazało się, że mój mąż oraz starszy syn, Maksio są jego fanami. Oni powiedzieli mi, że "Lombard" jest bardzo fajnym serialem. 

Maks mówi, że to kobiety oglądają seriale, a prawdziwi faceci nie, ale jak widać, do "Lombardu" się przekonał. (Śmiech.) Mam wrażenie, że widz w każdym wieku znajdzie w tej produkcji coś, co go zainteresuje. 

Jak wyglądał casting?

Casting wspominam bardzo pozytywnie. 
W tym zawodzie to nasz chleb powszedni, ale ja akurat nie lubie tego etapu tej pracy. Egzamin zawsze jest stresujący. (Śmiech.) Najbardziej lubię dostawać role i grać. (Śmiech.) 

W pandemii musiałam przyswoić selftape, którego kiedyś nie uważałam za najfajniejszy sposób prezentowania swoich aktorskich możliwości, a teraz najczęściej jesteśmy na niego skazani. 
Moja przygoda z Lombardem rozpoczęła się właśnie od selftape, ale związana z tym jest pewna bardzo fajna historia. 

W październiku w zastępstwie za jedną z aktorek, która zachorowała akurat wtedy na Covid, zagrałam w "Pierwszej miłości". Kocham Wrocław. Studiowałam tam, wiążę piękne wspomnienia z tym miastem. Kiedy przyjechałam na zdjęcia pomyślałam, że dawno tam nie byłam i fajnie byłoby móc przyjeżdżać do Wrocławia częściej. Zadziała się magia. Praktycznie w tym samym momencie dostałam wiadomość z prośbą o nagranie wspominanego selftape do Lombardu. 

Informacja o tym, do kiedy nagranie musi być zrealizowane gdzieś się zawieruszyła, więc moja agentka poprosiła o przedłużenie terminu jego nadesłania. 

Nikt w domu nie chciał mi pomóc, (śmiech.) więc musiałam radzić sobie sama. Wymyśliłam, że będę sama sobie zadawać pytania i sama na nie odpowiadać. (Śmiech.)  Kiedy siebie oglądam, z reguły jestem  bardzo sceptycznie nastawiona, ale tym razem uważam, że to, co stworzyłam, było genialne. Byłam z siebie naprawde bardzo zadowolona.

Produkcji też bardzo się spodobało i w konsekwencji zaproszono mnie do Wrocławia na zdjęcia próbne. Wszystko odbywało się w przemiłej atmosferze. Od samego początku czułam, że wszystko mi sprzyja. Pandemia bardzo dużo rzeczy zweryfikowała i sprawiła, że miałam czas, by dobrze przygotować się do tych zdjęć. 

Kiedy zaczynałam pracę nad moją bohaterką, wyobrażałam ją sobie w różnych sytuacjach. Skupiałam się na tym, jak może wyglądać, jak mogłaby się zachować. 

Po zdjęciach próbnych z poczuciem spełnienia i satysfakcji wracałam do Warszawy. Czułam, że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. 

Trzynastka okazała się szczęśliwa dla mnie, bo pokonałam dwanaście kandydatek. (Śmiech.) 

Wcielasz się w rolę Anki Wojciechowskiej, nowej pracownicy, która weszła do tytułowego Lombardu z przytupem. W jednym z materiałów promocyjnych, które powstały na potrzeby serialu zdradzasz, że wprowadzi do serialu radość, pewność siebie, uśmiech. Anka pokaże, jak ogromna siła drzemie w kobietach. 

Wcielam się w rolę kobiety po 40tce, więc myślę, że w zestawie pracowników, gdzie przeważają przede wszystkim młode osoby, jest to jakaś nowa jakość..Anka rozwodzi się, bo jej mąż okazał się strasznym draniem. Zaczyna nowe życie. Swoją postawą pokazuje, że szczęśliwe życie można rozpocząć po czterdziestce. Ma dorastającego syna,który za chwilę wyfrunie z gniazda, więc czuje się nieco osamotniona, ale udowadnia, że kobieta, która nie jest w związku, nie musi być bezwartościowa. Podejmuje pracę w Lombardzie, bo chce zawalczyć o siebie,, nie tylko na polu prywatnym, ale też zawodowym. 

Uważam, że zmiany mogą być twórcze i rozwijające dla kobiety.
 
Czasami oczywiście ma słabszy moment i potrzebuje się wyżalić, ale umiejętnie kamufluje to promiennym uśmiechem i temperamentem. Swoją pogodą ducha zaraża wszystkich wokół. To bardzo fajna postać do zagrania. Ma pewien bagaż doświadczeń, ale bardzo dużo przed nią. Jej przyszłość to otwarta książka. 

Zauważam w niej wiele Twoich cech. (Śmiech.) Czy Anka jest Ci bliska?

Tak. Jest mi bliska, ponieważ tak, jak ona, jestem kobietą po przejściach. Mogę korzystać z własnego doświadczenia, bo wiem, co czuje się w trakcie rozwodu. Wiele nas łączy. Anka jest postacią, dla której ja jestem w stanie poszukać potrzebnych emocji, czy wspomnień w zakamarkach mojej pamięci. 

Już na tym etapie pracy nad rolą moje doświadczenia z życia prywatnego bardzo mi pomogły. Uważam, że każde doświadczenie życiowe przydaje się aktorowi w odpowiednim momencie.

Jest coś takiego, co Was dzieli? W czym się różnicie? 

Jestem w odróżnieniu od Anki, kobietą spełnioną w związku. Ma dorastającego syna, a ja mam dwóch synów, jednego trzynastoletniego i 5-latka, któremu jeszcze długo będę potrzebna, nie mam więc uczucia osamotnienia , jeśli chodzi o moje spełnienie w macierzyństwie, nadal jeszcze wiele emocji przede mną . Od lat jestem kobietą bardzo czynną zawodowo, można powiedzieć, że nigdy nie miałam przerwy, nawet urlopy macierzyńskie trwały u mnie krótko, a Anka zaczynała od zera. Zagrała vabank i wygrała. Bardzo się cieszę. 

Anka jest bardzo dzielna, a ja w sytuacjach kryzysowych chyba aż tak silna nie byłam. 
Różnimy się i nie różnimy jednocześnie. (Śmiech.) Ja też prywatnie jestem taka, jak ten feniks z popiołów. Kiedy trzeba, odbijam się od dna i idę dalej, nie poddaję się. 

Na przestrzeni odcinków odkrywane będą jednak jej sekrety z przeszłości. Widzowie poznają też problemy z którymi aktualnie przyszło jej się mierzyć. Tajemnica, z którą przychodzi sprawia , że nie jest do końca postacią jednoznaczną, a nawet trochę nieoczywistą. Czy takie role są dla Ciebie uatrakcyjnieniem pracy w zawodzie?

Warto grać takie postacie w serialach, ponieważ jesteśmy wtedy inspiracją dla scenarzystów. 

Kochamy grać czarne charaktery, ale one w serialach nie do końca się sprawdzają, bo później dobro i tak musi zwyciężyć, więc takie postacie w konsekwencji są uśmiercane lub usuwane w inny sposób. 



























fot. zdjęcie nadesłane

Uważasz, że aby wiarygodnie wcielać się w rolę, konieczne jest zaakceptowanie wszystkich zachowań swojej bohaterki i pewnego rodzaju zaprzyjaźnienie się z nią?

Tak. Na pewno niektóre rzeczy są mi w jakimś stopniu narzucane, nie mamy wpływu na to, co scenarzyści dla nas napiszą. 

Czasami mam takie poczucie, że nie powiedziałabym czegoś tak, jak moja postać lub zachowałabym się w pewnych okolicznościach zupełnie inaczej. Uważam, że moim zadaniem jest to, bym ją zaakceptowała, polubiła, a w razie czego nawet obroniła. Staram się Anki nie oceniać, bo wtedy byłoby mi trudniej ją grać. 

Opowiedz o tym, jak budujesz postać Anki Wojciechowskiej. 

Staram się budować ją intuicyjnie, wyczuwać ją. Tworzę relacje z bohaterami. Wraz z serialową Andżeliką staramy się zbudować fajną relację, poprzez którą chcemy udowodnić, że istnieje przyjaźń między kobietami. 

Z serialowym Lolkiem tworzymy kumpelską relację w pracy. Żartujemy, a choć wie, że jestem od niego starsza, ale traktuje mnie tak, jakbyśmy byli rówieśnikami. Jest to dla mnie odmładzające. (Śmiech.) 

Praca na planie serialu wiąże się z regularnymi podróżami między Warszawą i Wrocławiem. Jak sobie z tym radzisz?

Radzę sobie. Nawet nasz wywiad realizujemy przecież w późnych godzinach wieczornych w drodze do Wrocławia. (Śmiech.) 

Śmieję się, że jakby się okazało, że nie mogę dalej uprawiać mojego zawodu, to sprawdziłabym się jako kierowca taksówki, czy Ubera, ponieważ dużo podróżuję. (Śmiech.) Na szczęście lubię jeździć, a trasa do Wrocławia jest dobra, więc daję radę. Bardzo cieszę się, że mam pracę. Traktuję to z pokorą. Każde uniedogodnienie przekładam na plusy. 

Uprawiam koczowniczy zawód, zbudowany na walizkach i byciu w wiecznej podróży. Bardzo dużo dały mi rozmowy ze Zbyszkiem Buczkowskim, który prawie całe życie zawodowe spędzał w hotelach, bo zawsze gdzieś musiał się zatrzymać w czasie trwania planu filmowego. 

Czas, który spędzam na trasie wykorzystuję na przyjemne rozmowy z przyjaciółmi i na udzielanie wywiadów. (Śmiech.)

Jakie są trzy rzeczy, które kojarzą Ci się z tym miastem?

Do Wrocławia zawsze szybciej przychodzi wiosna. (Śmiech.) Z wrocławską Wenecją i moimi studiami. Strasznie boleję nad tym, że w czasie między zdjęciami nie mogę posiedzieć w knajpce, coś dobrego zjeść, czy z kimś się zobaczyć. Zwiedzanie miasta skąpanego w słońcu jest cudowne. Na razie nie mogę w pełni z niego korzystać, ale nie mogę się już doczekać, aż będę mogła to nadrobić. Wrocław kojarzy mi się też z Festiwalem Piosenki Aktorskiej i chórkami, które w czasie studiów robiliśmy artystom, którzy tam występowali. Wspaniałe wspomnienia. 

We Wrocławiu zawsze dzieje się jakaś magia. To takie miejsce, w którym czuję się tak, jakbym przyjechała na wakacje do ukochanej Babci. Ja nie muszę jechać na Zanzibar, bo mam swój Wrocław. (Śmiech.) 

Skupiasz się przede wszystkim na pracy na planie serialu, czy szykują się obecnie jakieś nowe projekty z Twoim udziałem?

W październiku miałam premierę teatralną w nowej przestrzeni na teatralnej mapie Warszawy – na Scenie 11. To nowa scena, otwarta przez Justynę i Tadeusza Chudeckich. Wcielam się tam w postać szalonej Diany w sztuce Nikołaja Kolady „Gąska“ w reżyserii Anny Turowiec. To fantastyczna sztuka,, dająca aktorom możliwość stworzenia aktorskich kreacji i jednocześnie cudowne spotkanie ze świetnymi aktorami  -  Agnieszką Warchulską, Tadeuszem Chudeckim, Bartoszem Wagą i Dominiką Sakowicz. Po roku niegrania, to jak powiew świeżego powietrza i ukojenie tęsknoty za sceną, teatrem i widzami. Czułam się dotąd jak wygłodniałe zwierzę, a teraz mogę poczuć się jak zwierzę sceniczne, które tej teatralnej atmosfery potrzebowało jak powietrza! Poza tym ta rola to spełnienie marzeń, mogę rozwinąć wachlarz zarówno moich komediowych, jak i dramatycznych możliwości.Zapraszam zatem na nasze spektakle „ Gąski“ na Scenie 11 na warszawskich Bielanach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz