Natalia Jędruś: "Wybór aktorstwa był dla mnie wolnością"
fot. zdjęcie nadesłane
Z Natalią Jędruś spotkałam się podczas mojego ostatniego pobytu w Warszawie.
Jak sama przyznaje, aktorstwo wybrała z wielu powodów. Jeden z nich był dość prozaiczny, albowiem nie wiedziała, co chce robić w życiu.
Rozmawiamy też o serialu "Bunt", w którym wciela się w Różę, ale też o żałobie, na której skupiała się w ramach pracy nad rolą.
Aktorka młodego pokolenia przyznaje, że czasami spotyka się z hejtem, ale w internecie zdobywa nowe umiejętności.
Dużo jest zawodów na "A". (Śmiech.) Co spowodowało, że wybrałaś akurat aktorstwo?
Pierwszym powodem było to, że nie wiedziałam, co chcę robić w życiu. Aktorstwo wydawało mi się całkiem ciekawe, chociaż było dla mnie jedną wielką niewiadomą. Myślę, że zadecydowało przede wszystkim przeczucie, że nie odnajduję się w monotonnej pracy.
W jednym z ostatnich wywiadów stanowczo stwierdziłaś, że wybór aktorstwa nie był u Ciebie oznaką buntu, ale wyborem wolności. Rozwiń tę myśl.
Tak. Wybór aktorstwa zdecydowanie był dla mnie wolnością. Z żadnej strony nie odczuwałam presji. Miałam pełną dowolność wyboru. Podążyłam za głosem serca. Chociaż wiedziałam, że egzaminy są trudne i niewiele osób się dostaje, nie złożyłam papierów na żadną inną uczelnię.
Byłaś pewna, że się dostaniesz?
Zupełnie nie. Mocno wątpiłam w to, że się dostanę, a jednocześnie nie miałam żadnego wyjścia awaryjnego. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, śmieję się z własnej naiwności. (Śmiech.)
Jak dochodziłaś do tej decyzji? Czy już od najmłodszych lat przejawiałaś zainteresowanie tym zawodem?
Występy od małego były mi bliskie. Miałam wtedy wspaniałą przewodniczkę, moją mamę. W Liceum koleżanka Marta powiedziała mi, że chodzi do weekendowej szkoły, która przygotowuje do egzaminów wstępnych na studia aktorskie. Stwierdziłam, że chcę tego spróbować. W ten sposób dostałam się do Art-Play, studia aktorskiego w Katowicach.
Miałaś jeszcze inne pomysły na siebie? Opowiedz o tych najciekawszych.
Nie wiedziałam, co chcę robić. Wiele dziedzin mnie interesowało, ale żadna na tyle, by iść w tym kierunku.
Pomysły pomysłami, a życie swoje. (Śmiech.) Aktywna w zawodzie jesteś od 2017 roku, ale tak naprawdę najbardziej znaczną rolę w swoim dotychczasowym dorobku artystycznym odgrywasz właśnie teraz. Mowa oczywiście o serialu "Bunt". Na co najczęściej buntujesz się w dzisiejszych czasach?
To trudne pytanie. Ostatnimi czasy nie ma we mnie zgody na to, co dzieje się na świecie. Bardzo mnie to boli. Mój bunt przyjmuje formę tego, że mogę pomagać. Tylko tyle i aż tyle.
fot. Fotografia Małgorzata Wielicka
Czy w ramach pracy nad rolą poznawaliście prawdziwe historie tzw. "trudnej młodzieży"? Czy sama zgłębiasz ten temat? Co najbardziej Cię w nim porusza?
W ramach przygotowania do roli każdy z nas robił swego rodzaju badania. Ja przede wszystkim skupiłam się na żałobie, bo widz poznaje Rożę w szczególnie trudnym momencie jej życia. I właśnie na żałobie oparłam budowanie postaci. Utrata najbliższych jest niezwykle trudna dla dorosłych, a co dopiero dla młodych którzy, dopiero poznają siebie.
To rodzaj buntu na to, co stało się z Majką.
Tak. Moja bohaterka ma też w sobie niezgodę na trakatowanie uczuć nastalotków jako mniej wartościowych, niż uczucia dorosłych.
Z perspektywy widza, wyczuwam w Waszym serialu dwa przesłania - że każdy jest ważny i potrzebny oraz że nie zawsze nasze losy zależą wyłącznie od nas, ale w każdej chwili możemy o siebie zawalczyć. Zgadzasz się z tymi stwierdzeniami? Czy inni widzowie odbierają to w podobny sposób?
Wiem, że świat jest nieraz okrutny. Zdaje sobie sprawę, że wiele rzeczy dzieje się poza naszym zasięgiem. Jestem jednak głęboko przekonana, że to własnie decyzje, które podejmujemy, kierują naszym życiem. Każda podjęta walka ma sens.
Jeśli chodzi o reakcje widzów, popruszyła mnie wiadomość od pewnej dziewczyny. W bardzo prostych słowach dotknęła sedna sprawy. Napisała, że oglądając nasz serial, uczy się, jakie decyzje podejmować, a jakich nie.
fot. Fotografia Małgorzata Wielicka
Była to dziewczyna z podobnego ośrodka jak ten, o którym opowiadacie?
Nie wiem, tego nie napisała.
Wcielasz się w Różę, dziewczynę, która tak naprawdę trafia do ośrodka tylko po to, by odkryć tajemnicę śmierci Majki, z którą jak się okazuje, nie łączyła jej tylko zwykła przyjaźń...
Róża jest pogubiona i skrzywdzona. Przez to, że jest bardzo młoda, nie ma jeszcze pancerza, który mógłby ją choć trochę ochronić. To co do tej pory spotkało ją w życiu sprawia, że wielokrotnie zachowuje się w okrótny i bezlitosny sposób nawet wobec najbliższych.
Do ośrodka trafiła pod przykrywką tego, że spaliła samochód.
Tak, to było celowe działanie. Zrobiła to po to, by odkryć prawdę. Dowiedziec się, co tak naprawdę stało się z Majką.
Kolorowa, jeansowa kurtka i skrzypce, które są znakami rozpoznawczym Twojej bohaterki też nie pojawiają się tam przez przypadek...opowiedz coś o tych "gadżetach".
Kurtka jest prezentem od Majki. Są w niej zapisne ich wszystkie wspólne chwile. To jedyna pamiątka, jaką po niej ma. Kiedy w pierwszych odcinkach zostaje pocięta, otrzymuje najgorszy cios.
Skrzypce są tym elementem, który połączył te dwie postaci. Dziewczyny spotkały się w szkole muzycznej.
No właśnie, Majka i Róża świetnie grają na skrzypcach. Czy wiarygodne wcielanie się w Twoją postać wymaga od Ciebie opanowania gry na tym instrumencie?
(Śmiech.) Niestety, tak. To arcytrudne zadanie. Rzeczywiście, moje lekcje skrzypiec są strasznym rzępoleniem. (Śmiech.) Nie łudzę się nawet, że kiedyś nauczę się grać, bo do tego potrzeba wielu lat ciężkiej harówki. Osoby, które grają na skrzypcach wykonują kawał dobrej roboty. Podziwiam ich z całego serca. Teraz wiem, jakie to trudne.
Czego, oprócz gry na skrzypcach uczysz się jeszcze na planie?
To mój pierwszy tak długi projekt. Wspaniałe jest obserwować ludzi, z którymi pracuję. Od prawie roku widzę naprawdę często. Były takie miesiące, że z ekipą widziałam się znacznie częściej niż z moim narzeczonym. Mam dużo szcześcia, bo pracuję ze wspaniałymi aktorami. Lubię ich podglądać jak sobie radzą z różnymi zadaniami.
Nie tylko w serialu, ale również chociażby w relacjach, które pojawiają się w social mediach widać, że jesteście bardzo zgraną paczką. Lubicie spotykać się również poza planem?
To wielka zasługa reżyser castingu Violi Borcuch, która tak nas podobierała, że świetnie się dogadujemy. Ostatnio Maciek Kosiacki, nasz serialowy Jajko powiedział, że chciałby nas poznać jeszcze raz. Śmiało mogę powiedzieć, że podpisuję pod tymi słowami.
Ilość czasu, którą mogę poświęcić na inne projekty jest mocno okrojona, ale udało mi się w tym czasie zagrać w filmie "Prawda", w reżyserii Łukasza Karwowskiego.
Opowiedz coś więcej.
To film, który opiera się na improwizacji. Było to dla mnie wyjątkowe doświadczenie. Jestem bardzo ciekawa jaki będzie efekt końcowy.
W jakich sferach improwizowałaś?
W każdej. (Śmiech.) Założenia mieliśmy bardzo ogólne, natomiast jak się potoczy scena, jakie słowa padną, a przede wszystkim do czego nas doprowadzi, okazywało się podczas ujęcia. Wielkie brawa dla operatorów, którzy musieli wykazywać się niezwykłą czujnością i profesjonalizmem.
Jesteś bardzo aktywna w social mediach. Czym najbardziej lubisz się dzielić?
Nie wiem, czy jestem aż tak aktywna. (Śmiech.) Od zawsze towarzyszył mi dość duży dystans, nigdy do końca nie czułam, że media społecznościowe to mój świat. Jeśli już się uaktywniam to przede wszystkim lubię dzielić się zawodowymi sprawami.
Czego poszukujesz w sieci?
Szeroko pojętej inspiracji. Zwłaszcza jeśli chodzi o naukę nowych umiejętności.
Jakich?
Za pośrednictwem internetu nauczyłam się już tworzyć kosmetyki, robić na szydełku i na drutach, pleść makramy.
Czy powyższe aktywności bywają Twoją rozrywką między zdjęciami?
Oczywiście. Śmiejemy się, że praca aktora polega przede wszystkim na czekaniu, więc pomiędzy ujęciami wydziergałam już pierwszy szalik. (Śmiech.)
Trafił do kogoś z ekipy serialu? (Śmiech.)
Nie, podarowałam go mojemu narzeczonemu.
fot. zdjęcie nadesłane
Internet niesie za sobą również zagrożenia, takie jak np. hejt. Czy przyszło Ci się z nim kiedyś mierzyć?
Jestem szczęściarą, bo zanim na ekranach telewizorów pojawił się "Bunt", to nie kojarzę takich sytuacji. Przyznam, że po emisji serialu zaczęły się pojawiać nieprzyjemne wiadomości.
Na hejt można się uodpornić?
Obawiam się, że tak. Kiedy takie rzeczy czytałam na początku, a nie byłam jeszcze na to gotowa, to sprawiały mi ból. Teraz uczę się, że to nie chodzi o mnie. Problem jest w osobach, które hejtują.
Czy Twoim zdaniem jest to zjawisko, któremu można w jakiś sposób zapobiec?
Zapobiec może temu edukacja od najmłodszych lat. Dzieciaki coraz wcześniej wchodzą do internetu, więc powinny wiedzieć, co to znaczy być oprawcą i skrzywdzonym, i jakie idą za tym konsekwencje. To podstawa. Bez tego nie osiągniemy nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz