Rafał Maślak: "Sztuczna cukierkowość jest czymś, co już się przejadło. U mnie na TikToku są skarpetki, zabawki...życie"
fot. Małgorzata Krawczyk
Z Rafałem Maślakiem miałam przyjemność rozmawiać w Wiśle, podczas 20, jubileuszowej edycji Biegu po Nowe Życie. Rozmawiamy nie tylko o samej inicjatywie, ale również o życiowych wartościach, rodzinie, wykorzystywaniu zasięgów w dobrym celu oraz o byciu TikTokerem.
Spotykamy się na 20, jubileuszowej odsłonie Biegu po Nowe Życie w Wiśle. W której edycji Pan po raz pierwszy wystartował w sztafecie?
Nie pamiętam dokładnie, która to była edycja, ale po raz pierwszy przyjechałem do Wisły w 2015 roku, więc już sporo lat temu. (Śmiech.) Później też jeszcze kilka razy miałem okazję tutaj przyjechać. Czasami nie mogłem, a później pochłonęły mnie dzieci. (Śmiech.) O wiele częściej startowałem w Warszawie. Sercem jestem cały czas z Biegiem po Nowe Życie. Panuje tu magiczna atmosfera, uwielbiam tu być. Arek Pilarz i Przemek Saleta świetnie to wszystko organizuję. Jestem przekonany, że nie jest to moja ostatnia edycja.
Spotykają się tutaj osoby publiczne oraz osoby po przeszczepach. To okazja do wysłuchania wielu historii. Czyja historia, którą na przestrzeni edycji imprezy Pan poznał, najbardziej Pana poruszyła?
Dla mnie za każdym razem jest to kosmos. Będąc na gali, po prostu łapię się za głowę i robię wielki ukłon w stronę tych lekarzy, którzy robią magiczne rzeczy. Naprawdę - dla mnie to magia. To, że można w jedno ciało wstawić ciało obce i dzięki temu dać życie drugiemu człowiekowi, jest niesamowite.
W sztafecie waszego partnerskiego portalu Beskidzka24.pl byłem z Marcinem, który jest osiem lat po przeszcepie nerki. Jest uśmiechnięty, biegł razem z nami. Niczym nie różni się od nas.
Bieg po Nowe Życie to genialna inicjatywa.
Celem Biegu po Nowe Życie jest nagłaśnianie tematu transplantacji i transplantologii. Myślę, że to właśnie to uświadamianie społeczeństwa jest tym, co składa się na sukces wszystkich edycji tego przedsięwzięcia. Co jeszcze? Jak Pan myśli?
Podczas gali Arek Pilarz przedstawiał statystyki. Zasięg wszystkich publikacji w mediach jest przeogromny.
To niestety temat, o którym bardzo mało się mówi w Polsce. Ludzie zapominają. Jeśli kogoś to nie dotyczy, temat cichnie. Fajnie, że ta impreza charytatywna organizowana jest dwa razy w roku, raz w Wiśle, a po raz drugi w Warszawie, bo to daje ogromne zasięgi. Osoby, które tak jak ja aktywne są w mediach społecznościowych mogą to wykorzystać i jak najbardziej powinny to robić. Po to też tu jesteśmy.
Cieszę się, że ludzi, którzy mnie obserwują ten temat też interesują, wchodzą ze mną w interakcję i pojawiają się na profilu Biegu po Nowe Życie lub nawet tu w Wiśle, by nam kibicować. Jeśli nawet kilka osób coś wyniesie z tego, co zamieszczam w sieci, to już jest sukces.
Jak przygotowywał się Pan do startu?
(Śmiech.) Po gali siedzieliśmy do późnej nocy z całą ekipą. Fajnie, że każda edycja jest okazją do spotkań ze wspaniałymi ludźmi.
Jestem fanem sportu i wszystkich aktywności. Codziennie trenuję, więc taki start jest dla mnie bardzo prostą sprawą. Żyję ze sportem za pan brat, więc to dla mnie bułka z masłem. (Śmiech.)
Co powiedziałby Pan tym wszystkim, którzy zastanawiają się nad podpisaniem oświadczenia woli?
Uważam, że to jest wręcz konieczność. Nie bierzmy do piachu coś, co nam się w ogóle nie przyda. Dajmy życie innym osobom, które mogą żyć, cieszyć się, kochać przez następne lata... Nie zabierajmy tego ze sobą.
Bardzo chętnie angażuje się Pan nie tylko w Bieg po Nowe Życie, ale również w inne akcje charytatywne. Pomoc jest dla Pana ważna. Proszę powiedzieć coś więcej.
Każdy, kto jest osobą medialną, ma zasięgi, powinien chociażby po części wykorzystywać je w dobry sposób i nieść pomoc.
Ostatnio też w Wiśle brałem udział w akcji charytatywnej. Wspinaliśmy się w pełnym ekwipunku na Skocznię narciarską "Malinka" im. Adama Małysza. Zbieraliśmy pieniążki dla dziewczynki, która walczy z rakiem.
Jestem byłym strażakiem, więc z przyjemnością wziąłem udział w tej akcji. Nie była to łatwa sprawa, bo mieliśmy całe oprzyrządowanie, które wraz z butlą z tlenem ważyło 20 kg, ale był to fajny moment. Cieszyliśmy się, że możemy pomóc.
Pana kariera tak naprawdę rozpoczęła się w 2014 roku, kiedy to został Pan Misterem Polski. Jak Pan wielokrotnie mówił, ten moment wiele w Pana życiu zmienił. To prawda, że wziął Pan udział w tym konkursie tak trochę z przypadku? Ile w tym prawdy?
Tak. Mój udział w tym konkursie to zupełny przypadek. Na początku nie było to tak popularne i pomyślałem sobie, że raczej kobiety powinny brać udział w tego typu plebiscytach, ale byłem z małej miejscowości, chciałem się wyrwać, poznać ludzi i przeżyć jakąś przygodę. Chciałem zmienić coś w swoim życiu. Uważam, że był to bardzo dobry krok.
Nie brałem tego na poważnie, nie liczyłem na wygraną. Moja samoocena była tak niska, że traktowałem to jako przygodę, ale okazało się, że się udało. Wszystko ruszyło jak lawina. Taki American dream. (Śmiech.) Z małej miejscowości ruszyłem do stolicy. Na bankiety, ścianki, do różnych programów rozrywkowych.
Można się tym zachłysnąć?
Oczywiście, można się tym zachłysnąć, ale do wszystkiego podchodziłem z dystansem. Pomagała mi moja małżonka, była ze mną. Byłem przy niej normalnym facetem, Rafałem, który wracał do domu i zostawiał wszystko za sobą.
Tu największą rolę odgrywa wygląd, ale nie powinien być wartością nadrzedną. Nie kryje się Pan z tym, że jedną z najważniejszych wartości w Pana życiu jest rodzina. Co jeszcze?
Bezapelacyjnie największymi wartościami w życiu są dla mnie rodzina, szacunek do innych. Takie wartości przekazali mi moi najbliżsi. Mam braci, z którymi mam barzdo dobre relacje, z rodzicami również. Przekładam to na swoją rodzinę, na tym się skupiam. Być ambitnym, robić swoje, ale nie krzywdzić przy tym innych. To moje wartości.
fot. Małgorzata Krawczyk
Pana definicja męskości jest prosta - "to przede wszystkim dbałość o najbliższych i opiekuńczość". Tak mówił Pan w wywiadzie dla Aleteii. Proszę tę myśl rozwinąć.
Wspominałem już o tym przed chwilą, że całym moim światem jest moja rodzina. Staram się to przekazywać moim dzieciom tak, żeby urośli na wspaniałych ludzi. Staram się być dobrym człowiekiem. W momencie, kiedy stałem się rodzicem, stałem się jeszcze bardziej zorganizowany, robię dwa razy więcej rzeczy, choć mam dwa razy więcej obowiązków. Dzieci mobilizują i sprawiają, że człowiek chce sięgać gór.
To, co pokazuje Pan w social mediach, to definiuje Pana szczęście. Czy w sieci poszukuje Pan podobnych treści do tych, którymi lubi się dzielić?
Tak. Mam zaobserwowanych wiele profili stricte parentingowych, które prowadzą rodzice. Nawzajem się obserwujemy, insprujemy.
Czym ostatnio zainspirował się Pan w sferze parentingu?
Bardzo lubię pokazywać takie fajne relacje mojej rodziny i dzieci. To nasze zabawy i wspólne aktywności. Ostatni filmik, który wstawiłem poszedł w świat. Dosłownie. Np. na profilu w Stanach miałem po 30 mln wyświetleń. Duże zainteresowanie tym samym filmikiem było też w Azji. Oznaczają mnie wszystkie profile świata. Jest mi bardzo miło, że w komentarzach, których też są miliony, ludzie piszą bardzo pozytywnie. To dla mnie coś niesamowitego.
W sieci wiele osób pokazuje, jak ich życie jest piękne, wręcz cukierkowe. Daje się Pan czasem nabrać na to, co jest pokazywane w internecie?
Tak, ale ja już jestem tak zakorzeniony w social mediach. Wydaje mi się, że sztuczna cukierkowość jest czymś, co się już przejadło. U mnie są skarpetki, zabawki... Takie jest życie i tak go pokazuję.
Fenomenem Tik Toka jest to, że niosą się filmy, które są nagrywane nie tak, jak na Instagramie, czyli wycukierkowane i piękne, a tam wrzuca się filmy surowe. Czym tym bardziej coś takiego jest bezpośrednie, tym bardziej idzie to w dobrą stronę.
Dotykają Pana czasem ciemne strony internetu? Czy kiedykolwiek było dane Panu mierzyć się z hejtem? Czy jest jakaś skuteczna metoda, by jemu zapobiec?
Oczywiście. Tak, można temu zapobiec. Pół roku temu moja żona dostawała groźby, które skierowane były w nasze dzieci. Poszliśmy z tym na policję, zostało to zgłoszone, sprawa jest w toku.
Niestety, kiedy zwracamy się do szerszej grupy odbiorców, zdarzają się też tacy, którzy są złymi osobami. Jak w życiu - wszystko ma swoje ciemne i jasne strony.
Od 2155 odcinka wciela się Pan w Allana w "Barwach szczęścia". To najchętniej oglądany serial codzienny w Polsce. Czy zanim trafił Pan do serialu, czasem go Pan oglądał, miał swoje ulubione postaci, ulubionych bohaterów?
Rodzice oglądają "Barwy szczęścia". Też czasami oglądałem, ale odkąd przeprowadziłem się do Warszawy w ogóle już telewizji nie oglądam, bo zwyczajnie nie mam na to czasu.
Najbliższe plany.
Z żoną wzieliśmy się za dietę, dbamy o siebie i chcemy zrobić taką metamorfozę. Już stopniowo teraz pokazujemy ją na Tik Toku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz