Karolina Chapko: "W swoich rolach poszukuję rys. Każdy człowiek je ma"
fot. zdjęcie nadesłane
Z
Karoliną Chapko spotkałam się w Jastrzębiu. Rozmawiałyśmy o spektaklu
"Boeing, Boeing", serialu "Barwy szczęścia", ale również o postaciach ze złamaniem. Jak sama aktorka
przyznaje, rysa na życiorysie bohatera, którego ma się do odegrania, tworzy dodatkowy atut w pracy
nad rolą.
Zapytana
o to, gdzie poleciałaby Boeingiem, który pojawia się w spektaklu, bez namysłu odpowiada, że
jedynie na Teneryfę. Dlaczego? Odpowiedź na to i wiele innych pytań w naszej
rozmowie.
Wiele
jest zawodów
na "A". (Śmiech.) Dlaczego akurat aktorstwo? Podobno w pewnym stopniu
zadecydował o tym jeden z konkursów recytatorskich, w którym w wieku lat siedmiu wystartowała Pani wraz ze swoją
siostrą, Pauliną. To prawda?
Dokładnie
tak. O moim wyborze faktycznie zadecydował konkurs recytatorski, w którym wzięłam udział razem z siostrą. Miałyśmy wtedy po
siedem lat. Poszłyśmy do kółka
teatralnego i tam już zostałyśmy. Kiedy byłam w liceum, dołączyłam do teatru
amatorskiego, a później
zdawałam do Szkoły Teatralnej.
Aktorstwo
było jedyną opcją, którą
brała Pani pod uwagę? Nigdy nie miała Pani planu "B"?
Tak,
od zawsze aktorstwo było dla mnie jedyną opcją. Nie brałam pod uwagę niczego
innego. (Śmiech.)
Teatr
i telewizja powoduje, że można być kimkolwiek. (Śmiech.) W spektaklu
"Boeing, Boeing". Akcja toczy się na pokładzie nowego Boeinga. Gdyby
miała Pani szansę odbyć podróż,
trwającą tyle samo, ile spektakl, gdzie chciałaby polecieć?
Poleciałabym
na Teneryfę, bo tam jest teraz moje wszystko, czyli mój
mąż i syn. Odpowiedź na to pytanie nie była trudna. (Śmiech.)
Wciela
się Pani w Janet. W jakich okolicznościach widz zastaje Pani bohaterkę na
scenie?
Widz
zastaje mnie w czasie z pozoru pięknie rozwiającego się związku z głównym bohaterem, Maksem. Jeszcze nie ma żadnych kłopotów, wydaje się, że dobrze się ze sobą dogadują, wszystko
jest dobrze. Janet jest pierwszą kobietą, która
pojawia się na scenie. W pewnym momencie widz dowiaduje się, że to wszystko to
tylko pozory i wygląda to zupełnie inaczej.
"Ten
lot nie powoduje turbulencji, a jedynie mnóstwo śmiechu". Jaki jest Pani ulubiony moment w
spektaklu "Boeing, Boeing"?
Oczywiście,
najbardziej lubię swoje sceny, wiadomo. (Śmiech.) Bardzo lubię tę, którą gram z Pawłem, (w tej roli Bogusław Kudłek, przyp.
red.) bo w tym momencie widz dowiaduje się najwięcej rzeczy na temat Janet. Mówi o tym, kim jest, jak żyje, co myśli. Robi exposé, a ja wtedy mogę się wyżyć aktorsko.
fot. zdjęcie nadesłane
Za
co "Boeing, Boeing" najbardziej cenią widzowie?
Wydaje
mi się, że widzowie najbardziej cenią farsę za to, że dobrze się na niej bawią.
Jest dużo cennych puent. sztuka jest świetnie przetłumaczona przez Bartosza
Wierzbiętę, zrobił to w fajny, lekki sposób.
Siłą jest też obsada. Kreacje są świetnie zbudowane i prawdziwe. Nie gramy na
śmiesznie, gramy prawdę, pokazujemy problemy a widzowie się śmieją. To sukces
tego spektaklu.
Nie
sposób
nie porozmawiać o serialu "Barwy szczęścia", w którym od 1973. odcinka wciela się Pani w rolę Dominiki.
Czy zanim trafiła Pani do serialu, zdarzało się Pani go oglądać? Miała swoich
ulubionych bohaterów,
ulubione wątki?
"Barw"
nie oglądałam, ponieważ telewizji nie oglądam w ogóle,
ale to serial, w którym
bardzo lubię grać.
Dominika
ma za sobą trudną przeszłość, która co jakiś czas depcze jej po piętach. Ze swojej
perspektywy ocenia ją Pani jako postać pozytywną, czy jednak jako stojącą
gdzieś pomiędzy?
Uważam,
że Dominika już tak pewnie stoi po jaśniejszej stronie, że do mrocznej
przeszłości nie wróci.
Pomaga koleżance z przeszłości. Robi wszystko, by odczarować tamten czas.
Zapomnieć się nie da, bo to wraca. Na tym bazują scenarzyści.
Szykują
się nowe, bardzo ciekawe wątki Dominiki i Sebastiana (w tej roli Marek Krupski,
przyp. red.) Będzie zaskakująco. Będzie się działo.
fot. zdjęcie nadesłane
Zgodzi
się Pani z tym stwierdzeniem, że granie postaci z pewnego rodzaju złamaniem,
rysą na życiorysie tworzy dodatkowy atut do grania?
Oczywiście,
uwielbiam takie role. Za każdym razem, kiedy dostaję nową propozycję, staram
się tę rysę znaleźć. Każdy człowiek ją ma.
fot. zdjęcie nadesłane
Czy
budowanie postaci na niej jest prostsze?
Tak.
Im bardziej skomplikowana jest postać, tym ciekawsza jest do grania. To dla
aktora duże wyzwanie. Im więcej rys, tym lepiej. (Śmiech.)
W
filmie "Oszukane", "Ultraviolecie" i jeszcze kilku innych
produkcjach, zagrała Pani wraz z siostrą Pauliną, o której wspominałyśmy już wcześniej. Czy kiedyś doszło
do zamiany, kiedy jedna z Was nie mogła
pojawić się na planie, więc pojawiła się druga?
fot. zdjęcie nadesłane
Na
planie to się nie zdarzyło, ale była taka sytuacja, że w zastępstwie Pauliny
zagrałam w teatrze.
Skupiacie
się na solowych karierach, czy chciałybyście jeszcze kiedyś wystąpić w jednej
produkcji?
Skupiamy
się na solowych karierach, ale dostajemy sporo propozycji zagrania razem.
Rozważamy każdą. Jeśli pojawi się taka, która
nas urzeknie, wtedy z niej skorzystamy. Na pewno jeszcze zagramy razem, ale
czekamy na najciekawsze propozycje.
To
prawda, że marzy się Pani rola w filmie sensacyjnym? Chciałaby Pani mieć
przestrzeń by biegać z bronią, skakać po dachach, a nawet walczyć z
przeciwnościami? (Śmiech.)
Dokładnie
tak jest. Śmieję się, że nie marzy mi się nawet dziewczyna Bonda, a sam Bond.
(Śmiech.) Biegać, strzelać, to moje marzenie.
fot. zdjęcie nadesłane
Podsumowanie
roku, które
zamieściła Pani na swoim oficjalnym profilu na Instagramie, miało bardzo
pozytywny wydźwięk. Mówi
się, że przeprowadziła się Pani na Teneryfę, a to nie do końca tak jest...
Faktycznie.
Na Teneryfie mieszka mój mąż
i syn, a ja jeżdżę tam, kiedy nie mam zajętości zawodowych.
Co
było dla Pani na Teneryfie największym zaskoczeniem, a co najbardziej Panią
zachwyciło? Całe życie na wakacjach? (Śmiech.)
Całe życie na wakacjach, to dobre podsumowanie. (Śmiech.) Uderza mnie tamtejsza otwartość ludzi. Myślę, że ma na to duży wpływ słońce, które jest tam cały czas.
Czad!
OdpowiedzUsuń