niedziela, 23 czerwca 2024

Artur Dziurman o Teatrze ITAN i pasji do życia [WYWIAD]

Artur Dziurman o Teatrze ITAN i pasji do życia  [WYWIAD] 



















fot. Teatr ITAN

Z Arturem Dziurmanem miałam przyjemność rozmawiać o Integracyjnym Teatrze Aktora Niewidomego oraz o niezwykłej pasji do życia, którą dzieli się z innymi. 

Już na pierwszy rzut oka sprawia Pan wrażenie osoby pozytywnie nastawionej do ludzi i świata. Z czego czerpie Pan energię? Pewnie też ze współpracy z wyjątkowymi ludźmi, o których zaraz porozmawiamy. 

To na pewno. Związane jest to rzeczywiście z pewną pokorą, którą mam wobec osób z dysfunkcją wzroku, z którymi pracuję od prawie osiemnastu lat. Muszę powiedzieć, że jestem człowiekiem, który od samego początku podchodził energetycznie do życia, począwszy od niepamiętnych już czasów liceum, studiów, aż do teraz. Zawsze próbowałem czegoś więcej, niż tylko tego, na co pozwalają ramy życiowe lub zawodowe.  

Działający od prawie osiemnastu lat Teatr ITAN, którego jest Pan założycielem, daje szansę grać osobom niewidomym i niedowidzącym. 

Integracyjny Teatr Aktora Niewidomego jest jedynym tego rodzaju, w formie, działalności i repertuarze teatrem, skupiającym 21 aktorów niedowidzących i słabowidzących. Integracja polega też na tym, że przy każdej naszej produkcji, czy to filmowej, serialowej, czy teatralnej, bardzo intensywnie korzystamy z aktorów zawodowych. Mówiąc ściślej, do współpracy zapraszamy gwiazdy, legendy. Mam tu na myśli m.in. Krzysztofa Globisza, Dorotę Pomykałę, Annę Korcz, Bohdana Łazukę czy Jacka Fedorowicza. Dużo wspaniałych ludzi z nami współpracuje. Duży pokłon należy się wobec tych moich kolegów-zawodowców, którzy, jeżeli tylko dzwonię do nich z propozycją, by wzięli udział w tego rodzaju produkcji, bardzo chętnie do tego podchodzą. 

Patrząc z boku, mogłoby się wydawać, że zmaganie się z utratą wzroku lub niedowidzeniem może przekreślić marzenia o realizowanie się w zawodzie aktora. Jednak miejsce, które Pan stworzył jest totalnym tego zaprzeczeniem. 

Przytoczę pewną anegdotę. Na samym początku przychodzi do nas Krzysztof, jeden z naszych niewidomych aktorów, który zostaje ułożony na scenie, po czym mówi, że dzięki temu Teatrowi zobaczył kolory. Po jego słowach, kolory zobaczyliśmy wszyscy. Oni po prostu chcą.

To oczywiście droga przez mękę, bo każde przedstawienie trzeba realizować pod względem ich ról od samego początku, układać ich, reżyserować i wytyczać kierunki, natomiast dochodzimy do pewnego momentu, że jeżeli oni już zafiksują sobie pewne ramy aktorskie postaci, to są idealni do końca. 

Nie jest tajemnicą, że aktorzy, zmagający się z szeroko pojętymi problemami ze wzrokiem, muszą np. być wyczulonymi na światło i dźwięki. Na co jeszcze muszą zwracać szczególną uwagę? 

Tak, jak pani wspominała, są bardzo wyczuleni na dźwięk, na muzykę, na intensywność światła, odległość i kroki. Mierzą sobie koniec sceny, ale też jej lewą i prawą stronę. Zwracają też uwagę na odległość od najbliższego rekwizytu, np. stołka lub stołu. To rzeczy, które bardzo pomagają im w graniu. Muszą być realizowane na próbie wznowieniowej, tuż przed przedstawieniem, by nasi aktorzy poznali przestrzeń. 

Zastanawiał się Pan kiedyś nad tym, czy gdyby w 2005 nie składał projektu do Europejskiego Funduszu Społecznego i nie uzyskał dofinansowania dla jednego ze spektakli, którego beneficjentami były osoby z dysfunkcją wzroku, to Teatr ITAN w ogóle mógłby nie powstać?

Tak, mógłby nie powstać, ponieważ była to furtka do tego, by pozyskać pieniądze i zrobić przedstawienie, gdzie wymogiem Europejskiego Funduszu Społecznego była obecność osób z dysfunkcją wzroku i zagranie sześćdziesięciu przedstawień po premierze i realizacji, czyli zatrudnienie tych osób, by dostawali za to wynagrodzenie. To zmobilizowało nas do tego, by robić taki teatr.

Jest Pan reżyserem serialu „Pasjonaci", opowiadającego historie aktorów Pana Teatru. Po obejrzeniu chociażby jednego odcinka, słowo zawarte w tytule nabiera nowego znaczenia. Udowadnia, że pasja jest dla każdego, nie ma w niej  barier. Spotkał się Pan z podobną opinią o serialu?

Powiem szczerze, że jest pani pierwszą osobą, która uświadomiła mi wyraz tego naszego serialu. Bardzo pięknie zostało to określone. Dodam jeszcze od siebie, że w przypadku naszego serialu pasja to teatr, pasja to aktorstwo, ale też dążenie do tego, by ten nasz Teatr wreszcie powstał, by faktycznie budynek i scena dla nas istniały. 

Wielki pokłon i słowo podziękowań za wyrozumiałość,  dla Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, ponieważ za pośrednictwem i zgodą Cricoteki, udostępniono nam miejsce po Tadeuszu Kantorze, czyli scenę, gdzie możemy prezentować swój repertuar. Pierwszy spektakl odbył się 11 lipca, a repertuar zaplanowany jest do końca roku. Zaczynamy bajkami, pojawią się również spektakle dla dorosłych. Co prawda gościnnie, ale mamy wreszcie profesjonalną scenę. 

Produkcja odniosła ogromny sukces, więc pytanie o kolejny sezon nie powinno Pana zdziwić. Jest szansa?

W tym roku nie uda nam się ruszyć ze zdjęciami do trzeciego sezonu. Telewizja Polska nie przychyliła się do koprodukcji trzeciej części, która jest absolutnie gotowa, czekaliśmy jedynie na decyzję. Na razie nie ma zgody. Nie wiem, czy damy radę zrobić to w przyszłym roku. Zgromadzone fundusze oddamy i zaczniemy je zbierać od nowa najprawdopodobniej w październiku. W pierwszej kolejności listem intencyjnym musimy mieć zagwarantowaną możliwość realizacji zdjęć i emisji w przyszłym roku przez TVP. 

Spotykamy się przed spektaklem "Kobieta idealna". Mamy do czynienia z komedią. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem, że to najtrudniejszy gatunek dla aktora?

Nie, najtrudniejszym gatunkiem do zagrania jest dramat. Trzeba zrobić go tak, by nie nudzić ludzi. Komedia zawsze jakoś się obroni. Zrobienie przedstawienia wzruszającego, po którym widz wychodzi z niego z refleksją, jest dla mnie dużą sztuką. Uważam, że jeżeli ktoś potrafi wymyślić taką inscenizację i jednocześnie poprowadzić w tym kierunku aktorów, to wtedy jest teatr. 

Na koniec wspomnijmy jeszcze o serialu „Papiery na szczęście", którego emisja zakończyła się 27 czerwca. Jak Pan będzie wspominał tę przygodę? 

Bardzo miło. Na planie panowała świetna atmosfera, będę też miło wspominać moich kolegów aktorów, z którymi przyszło mi grać - Marka Siudyma, Agnieszkę Wosińską, Barbarę Garstkę, która grała moją córkę. Szkoda, że przestaliśmy kręcić ten serial.

Co takiego ma w sobie ten serial, że widzom tak trudno się z nim rozstać? 

Jego akcja toczyła się tu i teraz. Opowiadał o człowieku, który nie ma pieniędzy, ale też o takim, który je ma. Opowiadał też o miłości, ale też o relacjach ojca z córką. Był to serial o życiu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz