piątek, 11 października 2024

Cykl #mariolapoleca (18): „Pod wulkanem“ [RECENZJA FILMU]

 Cykl  #mariolapoleca (18): „Pod wulkanem“ [RECENZJA FILMU]


















fot. plakat filmu / Dystrybucja Kinowa TVP

Zawsze warto znaleźć coś, co poprawi nasze samopoczucie, będzie gwarancją pojawienia się uśmiechu na twarzy. Jedni znajdują takie czynniki w książkach, drudzy w filmach, a jeszcze inni w serialach, czy w muzyce. 

Propozycjami, które (w moim odczuciu) takie czynniki posiadają, chciałabym się dzielić z Wami w moim cyklu #mariolapoleca. Serdecznie Was zapraszam. 

Dziś zachęcam do lektury recenzji najnowszego filmu w reżyserii Damiana Kocura „Pod wulkanem“, który do kin w całym kraju trafi 11 października. Reżyser, podobnie, jak w swoim równie ciekawym debiucie pełnometrażowym „Chleb i sól“, również porusza temat narastającego lęku, choć robi to nieco inaczej, niż w przypadku poprzedniej propozycji filmowej. 

Wiadomo już, że najnowsza produkcja w dorobku twórcy powalczy o Oscara w kategorii „Najlepszy międzynarodowy film pełnometrażowy“. Tytuł przedpremierowo pokazany był m.in. w Toronto. Stołeczna premiera, w której wzięli udział twórcy i zaproszeni goście, miała miejsce 7 października. 

***

Cykl  #mariolapoleca (18): „Pod wulkanem“ [RECENZJA FILMU]

UROCZYSTA PREMIERA MEDIALNA: 7 października, Warszawa 

PREMIERA KINOWA: 11 października

GATUNEK FILMU: dramat

SCENARIUSZ: Damian Kocur, Marta Konarzewska

REŻYSERIA: Damian Kocur

PRODUCENT: Mikołaj Lizut, Agnieszka Jastrzębska

DYSTRYBUCJA: Dystrybucja Kinowa TVP 

OBSADA: Sofiia Berezovska, Anastasia Karpenko, Roman Lutskyi, Fedir Pugachov, Almira Hryhorets, Mike Mensah, Ada Lorenc i inni.

***

 O FILMIE:

W filmie „Chleb i sól“, czyli swoim pełnometrażowym debiucie, reżyser Damian Kocur na centrum wydarzeń ekranowych wybrał osiedlową budkę z kebabem. Główna akcja jego drugiego filmu toczy się na hiszpańskiej Teneryfie. To właśnie tam, na urlopie, przebywa ukraińska patchworkowa rodzina, dowiadująca się o wybuchu wojny. W tym układzie, szczęśliwi na pierwszy rzut oka turyści, stają się uchodźcami. 

Rodzinę tworzą Nastia (Anastasia Karpenko), Sofia (Sofiia Berezovska), ojciec Sofii Roma (Roman Lutskyi), brat Sofii Fedir (Fedir Pugachov) i Ze względu na zaistniałą sytuację, nie mogą wrócić do domu. 

Z wakacyjnej przystani, Hiszpania staje się przymusowym azylem, a wakacyjne atrakcje, sposobem a przede wszystkim odskocznią, na przetrwanie najtrudniejszych chwil. Rodzina Nastii i Roma nie musi prosić o pomoc, ponieważ właściciel hotelu wyciąga do nich pomocną dłoń, osobiście proponując nocleg, jedzenie a także wychodzi naprzeciw innym ich potrzebom. Choć dzięki tej pomocy mają wszystko, czego akurat potrzebują, nie potrafią się tym cieszyć, bo przecież, kilometry dalej, ich bliscy walczą o przetrwanie, mając świadomość, że lada chwila mogą usłyszeć strzały. 

#mariolapoleca, CZYLI KILKA SŁÓW PO OBEJRZENIU FILMU Z PERSPEKTYWY WIDZA:

Uprzywilejowani turyści, członkowie rodziny, jakich na co dzień wiele, z dnia na dzień stają się migrantami. Jak każdy w takich okolicznościach, z jednej strony nie potrafią odnaleźć się w narzuconej przez inwazję wojsk rosyjskich na Ukrainę sytuacji, z drugiej zaś, starają się być silni dla dzieci. To jednak nie zawsze im się udaje, albowiem dzieci często wyczuwają napięcia między nimi. Sofia (Sofiia Berezovska) – starsza siostra Fedira, (Fedir Pugachov) robi wszystko, by nie był świadkiem napięć w rodzinie. Kiedy tylko może, zabiera go w różne ciekawe miejsca, gdzie pozwala mu na beztroskie momenty dzieciństwa, na które obecnie ma mało przestrzeni. To nie zawsze podoba się jednak Romanowi i Nastii, ponieważ nie wywiązuje się z zasad, które panują wśród domowników. Nie zabiera ze sobą tak często wymienianego, w różnych kontekstach całej tej historii, powerbanka. 

Ogromne brawa należą się filmowym dzieciakom, czyli Sofii Berezovskiej i Fedirovi Pugachovovi. Wcielanie w codzienne czynności trudnych emocji, których wymagał scenariusz wychodziło im świetnie. Byli bardzo autentyczni. Po mistrzowsku stworzyli również bratersko – siostrzaną więź na planie, która była wyczuwalna od pierwszych scen. 

Na słowa uznania zasługuje również Roman Lutskyi, który bardzo dobrze odegrał moment załamania, które było nieuniknione w zaistniałych okolicznościach, choć sama scena, w której się popłakał trwała zaledwie kilka chwil, była bardzo wyrazista i została przeze mnie zapamiętana. Lutskyiemu podobnie jak Anastasii Karpenko należą się również brawa za świetny kontakt z filmowymi dziećmi i autentycznie odegrane sceny, w których władali trudnymi emocjami.

Dużym plusem produkcji jest to, że mimo, że jest to film o wojnie, tak naprawdę słowo „wojna“ wcale w nim nie pada. Zastępują go inne określenia, a najczęstszym słowem, które słychać z ekranu, jest wspominany powerbank. Film przepełniony jest takimi emocjami, jak bezsilność, nieporadność, samotność i tęsknota. 

Choć w filmie „Pod wulkanem“ w reżyserii Damiana Kocura nie występują polscy aktorzy, to tak naprawdę nie zapomniano o Polsce. Kiedy całość chyli się ku końcowi, z ust dwójki głównych bohaterów, przebywających w tym momencie akurat na podwórku, słychać najsłynniejszy stolarski łamaniec językowy. To oczywiście „stół z powyłamywanymi nogami“. 

Do jakich widzów skierowany jest film?

„Pod wulkanem“ w reż Damiana Kocura skierowany jest do wszystkich widzów, którzy zmęczeni są już filmami przepełnionymi przemocą i walką. To tak naprawdę film o wojnie bez wojny, który zbudowany jest co prawda na trudnych emocjach, ale nie na ciężkich wojennych obrazach. 

Na pewno też wszyscy widzowie, którym spodobał się pierwszy pełnometrażowy film w reż. Kocura, znajdą tutaj coś dla siebie. 

To dobry film, który warto zobaczyć. Od 11 października w kinach w całym kraju. Gorąco polecam. 

* Recenzja filmu "Pod wulkanem" powstała we współpracy z Dystrybucją Kinową TVP.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz