niedziela, 12 listopada 2017

Anna Jurksztowicz: „Jak już coś robię, to robię to dobrze”

Anna Jurksztowicz: „Jak już coś robię, to robię to dobrze”


















To moja druga rozmowa z Anną Jurksztowicz. Rozmawiamy o „IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić“ - debiucie książkowym piosenkarki. "Miłośnik każdej konwencji kulinarnej znajdzie tu coś dla siebie" - mówi.

Od naszej pierwszej rozmowy minęło już trochę czasu, rozmawiałyśmy w czerwcu ubiegłego roku. Co od tego czasu zmieniło się w Pani życiu zawodowym? 

Koncertuję, piszę, produkuję i wydaję (ale nie donoszę) (Śmiech). Dużo też czytam, podróżuję, słucham, ćwiczę głos no i gotuję. Moje życie zajmuje mi naprawdę sporo czasu (Śmiech). Mam sporo zainteresowań i zdobywam coraz to nowsze obszary, z których czerpię radość i satysfakcję. Stachura miał rację - „Od stania w miejscu niejeden już zginął”. Nie chcę zgnuśnieć - to gorsze niż zmarszczki. 

Muzyka i gotowanie to Pani dwie ogromne pasje, bez których jak już Pani kilkakrotnie mówiła, nie wyobraża sobie życia. Mam jednak wrażenie, że w ostatnich miesiącach więcej czasu poświęciła Pani gotowaniu oraz kulinarnemu blogowaniu, niż muzyce. Czy się mylę? 

Mam taką skłonność, że jak już coś robię, to robię to dobrze. Pochłania mnie to. Buddyści nazwaliby to praktyką uważności. Zajęłam się więc na dobre swoją książką kucharską, musiałam ją zredagować, zweryfikować niektóre przepisy, dodać niektóre sugestie, przygotować zdjęcia itp. Nie lubię prowizorki ani bałaganu. Lubię dopracowywać wytwory swoich rąk (a raczej strun głosowych) i umysłu, zwłaszcza, iż trafiają do wielu odbiorców. Staram się być odpowiedzialna. Niemniej jednak koncertowałam także w ostatnich miesiącach także, tyle, że nie głośno… medialnie (Śmiech). 


To oczywiście ma swoje wytłumaczenie. 16 marca miała miejsce premiera Pani debiutu książkowego – „IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić“. Jak długo dojrzewał w Pani pomysł o wydaniu książki? 

Pisać zaczęłam z nudów. W taki sposób powstały też arcydzieła literackie (Śmiech). Napisałam ją w telefonie komórkowym, czekając na samolot, na fryzjera, stojąc w korkach itp. Z czasem czynność ta stała się formą relaksu, zdrowszą niż palenie papierosów. Pisanie jednak wciąga. Nie myślałam o wydawaniu tych notatek w formie książki. Raczej było to coś na wzór staropolskiego silva rerum. No i pisałam, aż zamknęło się to w formę książki. 

Czy ktoś Panią namówił? Kto był dla Pani największym wsparciem podczas podejmowania tej decyzji oraz podczas całego procesu powstania? 

Do wydania książki namówili mnie moi przyjaciele. Wśród nich są literaci, którzy orzekli, że to co napisałam nadaje się do wydrukowania (Śmiech). Kryguję się oczywiście, bo nie jestem żadną pisarką - po prostu chciałam podzielić się obserwacjami i doświadczeniami. Nie mam aspiracji literackich i chylę czoła wielkim polskim pisarzom jak Herling-Grudziński, Parandowski i wielu innym, których coraz mniej na księgarskich półkach. To smutne.

Czy pewnego rodzaju motorem do napisania książki był fakt, że od ponad dwu lat prowadzi Pani bloga „Anna Jurksztowicz I'jem“?

Też. Tyle, że blog jest czymś ulotnym, a książka mimo wszystko jest wieczna. Jak twierdził Umberto Eco - "Książka jest wynalazkiem doskonałym, podobnież jak koło - nie da się jej udoskonalić bardziej". Poza tym książka może być dziełem sztuki, nie tylko ze względu na treść, ale i na formę graficzną, fakturę papieru itp. 

Czy jest jakaś zasadnicza różnica w pisaniu przepisów na bloga, a spisywaniu przepisów do wydania książkowego? 

Książka wymaga spójności, ciągłości, jakiegoś lejtmotywu. Przepis na blogu może być wyrwany z kontekstu, zresztą łatwiej go edytować itp. Bywa też mniej przemyślany, niedopracowany, niezweryfikowany. Potrzeba czasu, aby dopracować jakiś przepis, coś na miarę treningu w sporcie. Warto być w dobrej kondycji kulinarnej (Śmiech). Poza tym na blogu zamieszczam jedynie przepisy kulinarne, a książka zawiera także historie, które przydarzyły mi się w moim kulinarnym życiu, a także sporą dawkę wiedzy o produktach żywnościowych i technologii gotowania. Czyli książka jest lepszą formą bloga.

Do jakich czytelników skierowana jest książka?

Do wszystkich, nawet do analfabetów, bo jest sporo obrazków (Śmiech). Książka jest skierowana do tych, którzy chcą jeść i pić nie tylko przy pomocy układu pokarmowego, ale także używając głowy, w sensie rozsądku. Nie sztuka zjeść, sztuka zjeść tak, aby sobie w żaden sposób nie zaszkodzić, zjeść, aby być zdrowym. 

Czy miłośnik każdej kuchni znajdzie coś dla siebie? 

Oczywiście. Miłośnik każdej konwencji kulinarnej znajdzie coś dla siebie w mojej książce. Unikam rygoryzmu, nie ma w mojej książce gastronomicznych imperatywów ani jednoznaczności. Są tylko sugestie.

Według czego wybierała Pani przepisy, które umieściła w „IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić“? Czy są to zazwyczaj dania, które najbardziej smakowały Pani znajomym, czy kierowała się Pani innym wskaźnikiem? 

Wybierałam potrawy najbardziej popularne wśród moich znajomych. Wybierałam też te, które nie obciążały żołądków i wątrób (Śmiech). Nikt nie zatruł się moimi potrawami. Staram się przygotowywać potrawy lekkostrawne, zdrowe, zawierające ważne dla naszych organizmów składniki. 

Jaki przepis, który pojawił się w Pani książce jest Pani ulubionym ze względu na przygotowanie? 


Gołąbki z włoskiej kapusty. Przygotowanie kapusty na gołąbki jest zawsze pracochłonne. Jest to swoista medytacja. Jednoczesne gotowanie kapusty, studzenie, rozbieranie główki, sortowanie liści, zawijanie i układanie w garnku - tego nie da się zbagatelizować i zrobić bezmyślnie. Idealne danie, aby opanować się i wyciszyć. 

Które danie jest Pani ulubionym ze względu na smak?

Placki ziemniaczane bezglutenowe. To jest mój „mood food”. Zresztą zapraszam na stronę 123. (Śmiech). Danie, które doprowadza mnie do…euforii. 

Wracając jeszcze do premiery 16 marca. Kto pojawił się na imprezie?

Na imprezie pojawili się moi najbliżsi, przyjaciele, dziennikarze i gwiazdy showbiznesu. Przybył mój syn Radzimir ze swoją dziewczyną, Klaudią oraz moja córka Marysia, z mężem Maćkiem. Fragmenty książki przeczytała moja przyjaciółka, znakomita aktorka Joanna Kurowska. Zrobiła to z wielką gracją i z niebywałym, właściwym sobie komizmem. Pojawiły się moje przyjaciółki: Agata Młynarska, Majka Jeżowska, Anna Korcz i wiele, wiele innych. 

W tym dniu czuła Pani taki stres, jak przed koncertem, czy jeszcze większy? To przecież premiera książki… 

Przyznam, że miałam niemałą tremę. Po raz pierwszy w życiu byłam pisarką (Śmiech). Ale obeszło się bez większych obrażeń. 

Dostaje Pani wiele zdjęć od znajomych i fanów z księgarni w różnych zakątkach Polski. Jak pierwsze recenzje? 

Recenzje mam doskonałe. Innych zresztą nie czytam. Mam sporo dystansu do samej siebie i biorę pod uwagę, iż traktuje mnie się czasami pobłażliwie z racji moich muzycznych dokonań. Cieszę się, że mam bardzo dużo przychylnych czytelników. W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować tym wszystkim, którzy moją książkę kupili i przeczytali. 

Czy w związku z premierą książki planowane są spotkania autorskie, czy podpisywania? 

Tak planowane są w najbliższym czasie spotkania autorskie (i podpisywania) m.in. w Warszawie, Katowicach, Gdańsku, Olsztynie itp. Serdecznie zapraszam. 

Spotkania autorskie będą ucztą kulinarną z połączeniem muzyki, czy nie planuje Pani tego w ten sposób? 

Planuję mini recitale podczas spotkań autorskich. Zaśpiewam piosenki związane z pokarmem nie tylko duszy, ale ciała. Piosenki o dobrym życiu. 

A może na koncertach będzie można zakupić książkę? 

Też przewiduję taką opcję. Jak często powtarzam - gotowanie ma też swoje zwrotki i refreny. Jest to jakiś sposób promocji - sprzedaż wiązana. (Śmiech) 

Na Pani blogu można przeczytać coś takiego: „Jak się dobrze sprzeda, to niewykluczone że następna płyta też będzie kuchenna“. Z tego można wywnioskować, że myśli Pani nad kolejną książką? 

Generalnie lubię myśleć, to dobrze mi robi (Śmiech). Mam kilka pomysłów na następne książki, ale na razie jest zbyt wcześnie, aby coś zadeklarować. Może znowu napiszę coś w „komórce”. Przecież coraz większe mamy korki. Płyta kuchenna ma wiele wspólnego z płytą kompaktową i winylową. 

Może na koniec zechce Pani zdradzić, jak wyglądają Pani plany zawodowe na reszcie płaszczyzn w czasie najbliższym? 

Z zasady nie zdradzam. Ale jak wspomniałam na wstępie, nie lubię stać w miejscu. Pozwólcie więc Państwo, że od czasu do czasu o sobie przypomnę.

Materiał archiwalny z dnia 1 kwietnia 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz