
Po spektaklu "Caryca Katarzyna" w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Cieszynie z Marta Ścisłowicz rozmawiała Mariola Morcinková.
Spotykamy się z okazji Festiwalu "Teatr na granicy". Co najbardziej lubi Pani w tego typu imprezach, co jest najfajniejsze?
Na Festiwalach najfajniejsza jest możliwość konfrontacji z różną widownią i spotkanie z różnymi typami widzów. To, że się jeździ, poznaje ludzi, nie gra się tylko dla publiczności miejscowej, czyli w tym wypadku z Kielc. To jest bardzo cenne doświadczenie.
Czy Teatr jest dla Pani miejscem szczególnym?
No pewnie, że tak...
"Caryca Katarzyna" to spektakl, który może się pochwalić wspaniałymi recenzjami od widzów. Jak Pani myśli, w czym tkwi fenomen, sukces tego spektaklu?
O tę kwestię trzeba zapytać widzów. Wydaje mi się, że jednym z tych powodów może być fakt, że to spektakl, który jest żywy i każdego wieczoru inny. To, jak on wygląda, zależy w dużej mierze od widzów, ponieważ jest on interaktywny. Ważne jest to, że ludzie gotowi są na kontakt z nami i są otwarci, my też musimy być tak samo przygotowani na komunikat ze strony widowni. Myślę, że to i prawdziwe zdarzenia są ogromną wartością tego przedstawienia.
Spektakl jest laureatem wielu nagród teatralnych, m.in ostatnio "Paszportu Polityki", które z tych nagród według Pani są najważniejsze?
Wszystkie nagrody są zawsze bardzo ważne, zarówno te od krytyków, jak i od publiczności. Nie chcę tego wartościować… nagrody od widzów są szczególnie ważne, robimy to wszystko przecież właśnie dla Państwa. Największą nagrodą po każdym spektaklu są gorące oklaski widowni. Jeśli chodzi o trofea od krytyków, też są niezwykle istotne; cieszymy się kiedy jesteśmy doceniani również przez tzw. „środowisko” i ludzi z branży.
Wciela się Pani w postać Katarzyny II. Co Pani w niej lubi, a czego nie lubi?
To ciężko powiedzieć, bo mam wrażenie, że wszystko, co mam do powiedzenia, mówię na scenie… Ale najbardziej w tej postaci lubię to, o czym myśleliśmy wspólnie z Wiktorem i Jolą na początku naszej pracy, czyli że historia Carycy Katarzyny jest dla mnie paralelą historii aktorki. Ta perspektywa pozwala mi na osobiste opowiadanie tej historii, ciągle od nowa. Opowieść o karierze, władzy, o ciele politycznym; ciele które jest na scenie i tym samym niesie pytanie czy jest ciałem aktora, czy ciałem reżysera, a może widza, który ma tutaj władzę? Kto ma tutaj władzę? Pytań i poziomów jest wiele... Chyba nie ma takiej rzeczy, której nie lubię w tym spektaklu i w tej roli.
Oprócz Teatru jest Pani również aktorką serialową.
Najbardziej aktualne role to Olga, siostra Ali w "M jak Miłość" oraz Dr. Magda Żelichowska w "Lekarzach". Gdyby miała Pani zdecydować, którą z tych ról bardziej Pani lubi, na którą padłby wybór?
Najbardziej w graniu OIgi lubię to, że jest to postać bardzo charakterystyczna, więc można tutaj troszkę poszaleć, jeśli chodzi o styl grania; sprawia mi to ogromną frajdę. Jeśli chodzi o Żelichowską, trzeba być bardziej konsekwentnym, na planie "Lekarzy" super się pracuje; ale to są dwie inne osobowości; ciężko to porównać. Olga, to postać raczej komediowa, na pewno bardzo zabawna.
Co Pani najbardziej w niej lubi? Nie znajduje Pani coś takiego, co Panią w niej irytuje?
Wręcz bardzo irytuje. Może być nawet tak, że widzowie jej nie lubią. Powiem szczerze, że zbytnio się tym nie przejmuję. Staram się z tego, że Olga jest troszkę stuknięta i odrobinę szalona, zrobić walor. Nadaje to pikanterii temu charakterowi. Mam nadzieję...
Jeśli chodzi o najnowsze filmy z Pani udziałem, warto wspomnieć tutaj o produkcji krótkometrażowej, "Całe mnóstwo miłości", która powstała w ramach projektu "30 minut". Jak wspomina Pani pracę na planie?
Miałam tylko dwa dni zdjęciowe, to rola epizodyczna, ale dla mnie bardzo ważna jest współpraca z osobami, które dopiero wchodzą w branżę. Mają świeże spojrzenie, otwarty umysł, ciekawe propozycje... Ostatnio brałam udział w etiudzie studenckiej reżysera z Katowic - Iwo Kondefera. Lubię pracować z nowymi ludźmi; aktorami, reżyserami, operatorami. Za każdym razem można się czegoś nowego nauczyć. Ta praca była bardzo fajna. Uważam, że trzeba wspierać ludzi, którzy zaczynają.
Natomiast jeśli chodzi o filmy będące obecnie w produkcji, wystąpi Pani w filmie "Bogowie". Czy może Pani opowiedzieć coś o kulisach powstania tego tytułu?
Przygotowania trwały bardzo długo. Pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć w takim procesie; najfajniejsze i najbardziej wkręcające było to, że jeździliśmy do szpitala w Aninie i cała nasza ekipa kardiochirurgii filmowego Zbigniewa Religii oglądała prawdziwe operacje i spędzała czas na oddziałach. Było to niesamowite przeżycie na płaszczyźnie aktorskiej, ale przede wszystkim - na płaszczyźnie ludzkiej. Pojawiły się dylematy - czy fakt, że jestem aktorką, upoważnia mnie do tak bliskiej obserwacji cierpienia ludzkiego i realnych tragedii, które tam miały miejsce. Natomiast super było to, że uczyliśmy się podawania wszystkich tych tzw. "instrumentów" do operacji i całego jej przebiegu. To było dla mnie ciekawe wyzwanie.
Nad czym jeszcze obecnie Pani pracuje? Koncentruje się Pani bardziej nad rolami teatralnymi, telewizyjnymi, czy nad innym projektem?
Chciałabym to wszystko jakoś łączyć w miarę możliwości; uważam że to jest dla aktora najfajniejsze, kiedy może robić różne rzeczy. No, i zobaczymy, co czas przyniesie, na pewno w najbliższej przyszłości kręcimy piątą transzę "Lekarzy", wchodzimy na plan "Blondynki", cały czas będzie się kręciło w "M jak Miłość". Oczywiście są nowe projekty na horyzoncie, ale nie będę zdradzać, bo nie lubię zapeszać. Mam nadzieję, że będzie się działo dużo i ciekawie.
Materiał archiwalny z dnia 18 czerwca 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz