Fot. Rafał Masłow
Julia Wyszyńska, aktorka, która wystąpiła ostatnio w filmie „Atak paniki” pojawiła się w Cieszynie z okazji 20. edycji przeglądu filmowego Kino na Granicy / Kino na Hranici.
W Cieszynie pojawia się Pani z okazji jubileuszowego, 20. Przeglądu Filmowego Kino na Granicy. Jaki jest Pani stosunek do tego typu imprez?
Na festiwalu filmowym jest po raz trzeci w życiu. Byłam w Koszalinie, w Gdyni, a teraz jestem w Cieszynie. Imprezy tego typu bardzo różnią się od festiwali teatralnych. Tu mamy szansę spotkać się z innymi twórcami, co jest bardzo przyjemne.
To jeden z najbardziej znanych przeglądów filmowych w Polsce. W jaki sposób Pani dowiedziała się o nim?
Zaprosił mnie dyrektor programowy, Łukasz Maciejewski.
Zrzezsza fanów i sympatyków kina, a nieprzejednanym atutem tego festiwalu jest jednoczenie kultury polskiej, czeskiej i słowackiej. Jakie są trzy rzeczy, z którymi kojarzą się Pani Czechy?
Z czeskim piwem, śmiesznym językiem i pięknymi kobietami.
Jakie filmy lubi Pani oglądać z perspektywy widza? Czego Pani w nich poszukuje?
Od filmów oczekuję, by wywoływały we mnie jakiekolwiek emocje. Oczekuję też, by odkrywał przede mną świat, którego w innych okolicznościach nie miałabym szansy zobaczyć.
Jakie filmy udało się Pani obejrzeć w ramach KNG? Który zrobił na Pani największe wrażenie?
Obejrzałam maraton filmów krótkometrażowych i widziałam film „Światło i cień”.
Jednym z najnowszych filmów z Pani udziałem jest „Atak paniki” z 2017 roku. Co opowiedziałaby Pani o roli Wiktorii – Panny Młodej, w którą się Pani wciela?
Wiktoria jest ofiarą czasu, w którym młodzi ludzie działają pod presją osiągnięcia sukcesu i wszystkich etapów, które trzeba zaliczyć – m.in świetne studia, mieszkanie w najlepszej dzielnicy. W filmie pokazany jest moment, w którym Wiktoria orientuje się, że zabrnęła za daleko i straciła kontrolę nad swoim życiem.
Do jakich widzów skierowany jest film?
Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że film jest skierowany do widzów, którzy na filmie nie pojawiają się przez przypadek. To gatunkowe kino dla tolerancyjnego odbiorcy, który pozwala sobie również w trakcie seansu na poczucie nudy.
Kolejnym filmem, o którym warto coś powiedzieć są „Niedobitki i mutanci”. To film krótkometrażowy. Czym różni się praca nad filmem „krótkim”, a „zwykłym”?
Nie mam za dużego doświadczenia, jeśli chodzi o długi metraż. Na pewno w budżecie odczuwalny jest komfort pracy, podczas pracy nad krótkim metrażem warunki i okoliczności przyrody bywają bardzo trudne. Próba skondensowania historii jest wymagająca dla reżysera jak i dla reszty ekipy.
Jeden z filmów z Pani udziałem – „Miłość jest wszystkim” – jest obecnie w produkcji. Kiedy premiera?
Premiera filmu „Miłość jest wszystkim” zaplanowana jest na 30 listopada. To może być fajny film. Jest typową świąteczną komedią romantyczną, ze wspaniałą obsadą.
Mówi się, że będzie to film pokroju kultowych „Listów do M”. Zgodzi się Pani z tym stwierdzeniem?
Nie mam pojęcia. Są tam też dramatyczne wątki, ale może faktycznie, świątecznym klimatem przypomina trochę „Listy do M”.
Materiał archiwalny z dnia 2 maja 2018 roku do przeczytania również na www.sci24.pl - Śląskie Centrum Informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz