Olga Bończyk: „Cisza jest dla mnie wspomnieniem z dzieciństwa“
Na kilka godzin przed koncertem „Gwiazdo świeć, kolędo leć“ w Cieszynie, udało mi się porozmawiać z Panią Olgą Bończyk. O magii ciszy i Świąt, najważniejszych aspektach tego czasu i najbliższych planach. To moja druga rozmowa z Artystką.
Kiedy pierwszy raz rozmawiałyśmy, było to na kilka miesięcy przed premierą Pani płyty „Piąta rano“. Czy tytuł sugeruje czas w którym powstawały piosenki, czy jednak dotyczy czegoś innego?
Tytuł dotyczy życia artystycznego. Bardzo często zaczyna się ono o piątej rano, trzeba wstać, pojechać w trasę. Czasem piąta rano jest porą dnia, kiedy dzień jeszcze się nie zaczął i jest wielką niewiadomą tego, co może się w ciągu dnia wydarzyć.
Najczęściej teksty pisze Pani o poranku, czy czas nie ma dla Pani większego znaczenia?
Nie. Nie ma to znaczenia. Piszę wtedy, kiedy mam wenę. Kiedy słowa układają się w ważną treść, wtedy je notuję i powstają z nich słowa do piosenki.
Poranek najczęściej kojarzy mi się z ciszą. Kiedyś, w jednej z rozmów powiedziała Pani, że: „W ciszy można paradoksalnie więcej usłyszeć“. Czym jest dla Pani cisza?
Luksusem. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko o ciszę. Oprócz luksusu, jest też dla mnie wspomnieniem z dzieciństwa. Jest czasem, w którym łatwiej jest usłyszeć własne myśli.
Nie tylko o ciszy, ale również o życiu bardzo ładnie umie Pani opowiadać. Co daje Pani najwięcej siły w codzienności?
Praca, koncerty, spotkania z cudownymi artystami, ludźmi, których szanuję i mogę się od nich czegoś nauczyć. Jest to motorem do tego, żeby żyć i mieć chęć pokonywać kolejne trudy i starać się być lepszą.
Jakie są Pani metody na gorszy dzień?
Nie mam. (Śmiech.) Nie wymyśliłam tego, ale staram się myśleć wyłącznie pozytywnie i na razie mój optymizm życiowy jest sposobem na to, by wychodzić szybciej z chwil, które nie są miłe.
Ma Pani jakieś motto życiowe, od którego zazwyczaj rozpoczyna Pani dzień?
„Jestem naprawdę wartościowym człowiekiem, a wszystko, co mi się dzisiaj przytrafi, jest ważne, nawet, jeśli pozornie będzie złe, muszę się nad tym pochylić i zastanowić, czy nie jest początkiem czegoś dobrego“.
Przejdźmy jednak do powodu Pani przyjazdu do Cieszyna w dniu dzisiejszym. O godz. 18 wystąpi Pani w wyjątkowym koncercie „Gwiazdo świeć“, kolędo leć“. Trasa odbywała się również w roku ubiegłym. Jak wyglądały przygotowania do całego przedsięwzięcia tym razem?
Były krótsze, materiał jest już znany, trzeba było tylko go powtórzyć. Jednak trema jest dokładnie taka sama, są nadzieje na to, że publiczność będzie tak wyjątkowa jak w roku ubiegłym. Dzisiaj jest to pierwszy koncert z tego cyklu, więc stres na ten moment jest bardzo wysoki.
Oprócz Pani na scenie pojawiają się – Pan Zbigniew Wodecki, Pani Alicja Majewska, a przy fortepianie zasiądzie Pan Włodzimierz Korcz. Jak można przeczytać w zapowiedzi koncertu: „Emocje i klimat koncertu na długo zostają ze słuchaczami“. Co według Pani jest największym sukcesem koncertów tego cyklu?
Poziom artystyczny, wysmakowanie muzyczne oraz to, co na koncertach dzisiaj rzadko się zdarza – rodzaj zadumy i fantastycznej zabawy, ale również wzruszeń. Jest w nim bardzo wiele emocji, co moim zdaniem wyróżnia go od wielu innych koncertów. Która prezentowana kolęda według Pani uznania jest najbardziej lubiana przez widownię?
Taka, która mnie jest szczególnie bliska, to „Nie było miejsca dla Ciebie“. Jest bardzo ważna, tematycznie zbliżona do tego, co aktualnie dzieje się w Polsce.
Nagrała Pani też jakiś czas temu swoją – „Swingującą zimę“… Czy w tym roku na czas Świąt też przygotowała specjalny utwór, czy zostaje jednak Pani przy tej piosence?
„Swingująca zima“ jest moją prywatną zimową piosenką. W tym roku nie powstała żadna nowa.
Takie koncerty są również doskonałą okazją do spotkań z sympatykami. Lubi Pani możliwość spotkań z „żywym widzem“?
Zawsze po koncertach spotykamy się z publicznością, sprzedajemy płyty, dajemy autografy, robimy zdjęcia, więc zawsze ta chwila na spotkanie jest zagwarantowana.
Jakie są trzy rzeczy z którymi każdego roku kojarzą się Pani Święta?
Karp. Choinka. Spotkania z bliskimi. To są chyba trzy najważniejsze rzeczy. Karpia nie jem w ciągu roku, czekam zawsze na niego w Wigilię i wtedy smakuje mi najbardziej…
O czym Olga Bończyk marzy w tym roku?
O tym, aby spotkać się z najważniejszymi i najbliższymi dla mnie osobami… Żeby były to spokojne i serdeczne Święta.
Materiał archiwalny z dnia 7 grudnia 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz