wtorek, 5 marca 2024

Marta Walesiak o teatrze, optymistycznym podejściu do życia i Mariuszu Sabiniewiczu [WYWIAD]

 Marta Walesiak o teatrze, optymistycznym podejściu do życia i Mariuszu Sabiniewiczu  [WYWIAD]



















fot. Karolina Golis

Z Martą Walesiak-Łabędzką spotkałam się w Cieszynie, mieście, do którego zawsze wraca z uśmiechem. Rozmawiamy o Teatrze, spektaklach dla najmłodszych, ale też sztukach i lekturach, obok których nie przechodzi obojętnie jako widz i czytelnik.

Wspomina też pracę z nieodżałowanym Mariuszem Sabiniewiczem, którego podstępna choroba zabrała 26 kwietnia 2007 roku. Rola Klary, którą otrzymała przed laty w kultowym serialu "M jak Miłość", była pierwszą tak dużą w jej ówczesnej karierze. 

Aktorka teatralna, od początku swojej drogi artystycznej związana z Teatrem Syrena, współpracująca z Teatrem Polonia. Czym jest dla Ciebie teatr?

Wszyscy aktorzy uwielbiają to pytanie. (Śmiech.) Jest dla mnie miejscem pracy. Między pracą na planie a na deskach teatralnych, odczuwam ogromną różnicę. Teatr daje o wiele większy komfort, ponieważ możemy sobie pozwolić na próby. W serialach i filmach nie ma takiego komfortu. 

Od zawsze był mi bardzo bliski, ponieważ moja mama jest aktorką-larkarką, a mój tata, Janusz Walesiak, który zmarł w 1999 roku, też realizował się w tym zawodzie. Wychowałam się w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Latałam za kulisy, przesiadywałam u akustyków, spędzałam czas w charakteryzatorni. Siłą rzeczy było to dla mnie naturalne środowisko.

Nigdy nie myślałam, by wybrać taką drogę. Pierwszy raz o realizowaniu się w tym zawodzie pomyślałam, kiedy byłam nastolatką. Myślałam też o innych kierunkach, m.in. o filologii. 

Kiedy poczułaś, że chcesz w pełni poświęcić się aktorstwu?

To przyszło dość  naturalnie. Choć jeszcze wtedy nie ciągnęło mnie do występowania na scenie, pod koniec liceum zapisałam się do teatru amatorskiego. Mówienie tekstów i występowanie w sztukach teatralnych było dla mnie dość stresujące. 

Pamiętam, że kiedy przygotowywałam się do egzaminów w ST, prosiłam tatę, by przesłuchał mnie, ale byłam odwrócona tyłem. Wtedy można było pomyśleć, co wyrośnie ze mnie za aktorka, skoro tak się wstydziłam. (Śmiech.) W głębi czułam, że chcę to robić. 

Jesteś także aktorką filmową i telewizyjną. Lektorką audiobooków, a przede wszystkim szczęśliwą mamą.  Słowem wstępu —  wszystko się zgadza? (Śmiech.)

Wszystko się zgadza. (Śmiech.) Kiedy przytrafiają mi się nowe wyzwania teatralne, serialowe i filmowe, czuję się fantastycznie. Śmieję się, że jedną z moich miłości, oprócz dzieci i męża, są audiobooki. Gdybym miała więcej zleceń w tej materii, byłabym maksymalnie usatysfakcjonowana. Daje mi to ogromną frajdę. Lubię pracować w cichym studio, sam na sam z realizatorem (Śmiech.) i książką. Jako mama, na czytanie nie zawsze mam czas. Najczęściej czytam w studio i w podróży. 

Częściej słuchasz audiobooków, czy sięgasz po książki w wersji papierowej?

Sięgam po książki w wersji papierowej. Z ust lektorki książek może to zabrzmieć paradoksalnie, ale nie słucham audiobooków. 

Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?

Bliskie są mi reportaże. Bardzo lubię Wydawnictwo Mariusza Szczygła, Wrzenie Świata. 

Przeczytałam też ostatnio "27 śmierci Toby'ego Obeda". Autorką tej książki jest Joanna Gierak-Onoszko. To bardzo trudna pozycja, ale uważam, że każdy powinien ją przeczytać. To lektura, która porusza do głębi, ale uświadamia wiele mechanizmów, którymi rządzi się obecny świat. 

Obecnie czytam "Pogo", autorstwa Jakuba Sieczko. To wyznania pracownika pogotowia. To pozycja, która również jest bardzo poruszająca. Ostatnio obejrzałam również monodram Marcina Hycnara, który powstał właśnie na podstawie tej książki. Można go zobaczyć w Teatrze Polonia. Polecam, warto wybrać się na ten tytuł. 

Zawód aktora jest trudny, chociażby ze względu pracowania na emocjach. Jednak porównywanie poziomu tych trudności z pracą w pogotowiu, byłoby grzechem. Jestem pełna podziwu dla osób, które pracują w tym zawodzie, balansujących cały czas na granicy życia i śmierci.

Do której z zawodowych ścieżek jest Ci w tym momencie najbliżej?

Najbliżej jest mi jednak do bycia aktorką teatralną. Tak już chyba zostanie. Cieszę się, że od dwudziestu trzech lat należę do zespołu Teatru Syrena. Niektórzy się śmieją, że zasiedziałam się w tym miejscu. Jestem szczęśliwa. Jestem osobą, która łaknie świata i rozwoju. To wszystko daje mi angaż w tym miejscu. 

Każda inna przygoda jest równie fajna. Za wszystko, co spotyka mnie na zawodowej drodze, czuję ogromną wdzięczność. 

Na szczęście nie trzeba (Śmiech.), ale gdyby jednak pojawiła się taka konieczność, z czego byłoby Ci najłatwiej zrezygnować?

Już jakiś czas temu zrezygnowałam z dubbingu. Z niczego innego nie potrafiłabym zrezygnować. Niezależnie od tego, w jakim projekcie się realizuję, za każdym razem spotykam na swojej drodze niesamowitych ludzi. 

Spotkałam się ostatnio z kolegą, który kiedyś był aktorem, ale jego życie tak się potoczyło, że został oświetleniowcem i do pierwotnego zawodu już nie wrócił. Kiedy tylko jest okazja, lubię rozmawiać z nim pomiędzy ujęciami. (Śmiech.) 

Na pewno nie umiałabyś zrezygnować z grania w spektaklach dla dzieci. (Śmiech.) Mówi się, że dzieciaki są najbardziej wymagającą publicznością. Czy to się zgadza? 

To prawda. Kiedy gramy "Kota w butach", publiczność zawsze jest wypełniona po brzegi. Niestety, w Warszawie jest mało spektakli, które skierowane są do dzieciaków. 

Dzieciaki są wdzięczną, ale faktycznie, bardzo wymagającą widownią. Jeśli spektakl jest nudny, dorosły widz będzie jedynie ziewał lub myślał o czymś innym. Mały widz zacznie się wiercić i gadać. Nikt go nie przekrzyczy. (Śmiech.)

Nie jest tajemnicą, że Twój synek, Wawrzek, jest wielkim fanem Karczmarki ze spektaklu "Kajko i Kokosz. Szkoła latania". To również kultowa seria komiksowa stworzona przez Janusza Christę. Uważasz, że dzieciaki, po obejrzeniu spektaklu chętniej sięgną po tę i inne lektury szkolne? 

(Śmiech.) Co jest niesamowite, sztukę "Kajko i Kokosz. Szkoła latania", nie gramy tylko dla dzieci, ale też dla dorosłych. Wtedy przychodzą do nas fani komiksów. Jest to równie zaskakujące, jak cudowne. Całość została świetnie wyreżyserowana, co sprawia, że tak naprawdę każdy widz znajduje tu coś dla siebie. To jest trochę tak, jak z filmami Disneya, które też można oglądać w każdym wieku. (Śmiech.) 

Chciałabym, by  dzieci chętniej sięgały po książki. Moi synowie nie mają z tym problemu. Nawet Wawrzek już czyta. Wiem jednak, że dzieciaki często mają problem z tym, by sięgnąć po jakąkolwiek lekturę. 

Jak to było w Twoim przypadku - w latach szkolnych chętnie sięgałaś po lektury?

Tak. Byłam dosyć obowiązkową uczennicą. Choć wiedziałam, że niektóre lektury bywają nudne, czytałam je. Brnęłam to, choć czasem w połowie traciłam wątek. (Śmiech.) 

Jakie książki pamiętasz z dzieciństwa?

Lubiłam wiersze Danuty Wawiłow. Do dziś pamiętam "Daktyle", z serii "Poczytaj mi, mamo". Pamiętam też "Karolcię" Marii Krüger. 

Wawrzek bardzo lubi czytać, ale każdą książkę musi przejrzeć, by dowiedzieć się, czy ta pozycja go zainteresuje. Jako wierny czytelnik, uwielbia też zbierać naklejki, które otrzymuje za przeczytane pozycje. 

Ostatnio przeraziła mnie pani, która zapytała mnie o mechanizm działania biblioteki, do której chodzę razem z synkiem. Informacja o tym, że wypożyczenie książek jest darmowe, bardzo ją zdziwiła. Rozumiem, że książki są drogie. Nie każdy może sobie pozwolić na ich kupno, ale w dzisiejszych czasach, brak znajomości tak podstawowych informacji, zadziwia.

(Śmiech.) To bardzo ważne, by od najmłodszych lat dzeci oswajały się ze sztuką i literaturą. W jakim wieku był Twój młlodszy synek, kiedy pierwszy raz zabrałaś go do Teatru?

Nie pamiętam, ile miał wtedy lat, ale pierwszy raz było to wtedy, kiedy musiał usiąść na widowni, bo akurat grałam spektakl. (Śmiech.) 

Wawrzek jest dzieckiem bardzo energicznym. Bardzo wcześnie zrezygnował z popołudniowych drzemek. W Teatrze Syrena, siedząc na kolanach swojej ukochanej babci, zasnął już kilka razy w trakcie spektaklu. (Śmiech.) 

Sama już nie wiem, czy myśleć, że teatr jest dla niego miejscem kojącym, czy męczącym. (Śmiech.)

Pierwszym spektaklem, na który poszedł był, jeśli dobrze pamiętam, "Kot w butach". 

Sztuka nas ratuje. Potrafi oderwać od przytłaczających spraw, wywołać radość, zmusić do przemyśleń i refleksji. 

Jacy są jego ulubieni teatralni i książkowi bohaterowie? 

Choć regularnie chodzimy na bajki, pozycji teatralnych jeszcze zbyt wielu nie zobaczył, więc ulubieni bohaterowie, to Kajko i Kokosz. 

Jest pożeraczem książek. Mimo, że ma dopiero sześć lat, czyta biegle. Podsuwam mu tytuły, które pełnią funkcję edukacyjną. 

Pamiętasz, który spektakl był pierwszym, jaki to Ty zobaczyłaś, będąc kilkuletnią dziewczynką? 

Pierwszy spektaklem który zobaczyłam, był "Niebieski piesek", w którym zagrał mój tata. Jeśli się nie mylę, obejrzałam go w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. 

Mimo, że życie Cię nie oszczędza, to Twój świadomy wybór, by  optymistycznie do niego podchodzić. Namawiasz też do tego innych. Co daje Ci najwięcej siły?


















fot. Karolina Golis

Najwięcej siły daje mi słoneczny dzień, taki, jak dzisiejszy, który wcale tak się nie zapowiadał. Kiedy zmierzałam do Cieszyna, uśmiech pojawiał się na mojej twarzy automatycznie. Czego chcieć więcej? (Śmiech.) Spotkania z ludźmi, filmy i książki, dają mi moc. 

Gdybym nie miała przy sobie najbliższych, nie wiem, czym wypełniłabym swoje życie. Może miałabym więcej wolności, ale to nie zawsze jest fajne. 

Swoje pozytywne cechy cały czas rozwijasz. Jak nad nimi pracujesz?

Kiedy nachodzą mnie negatywne myśli, staram się nie poddawać. 

Pozytywne nastawienie ułatwia funkcjonowanie w tej niełatwej codzienności?

Zawsze. Kiedy się do kogoś uśmiechniesz, ludzie patrzą na ciebie przychylniej. Drobne gesty są ogromnie ważne. 

Mam wrażenie, że optymizm, wrażliwość, chęć pomagania innym i empatię odziedziczyłaś po swoim śp. tacie. Co jeszcze? 

Mój ukochany tata odszedł, kiedy miałam 21 lat. Zaczynam zapominać. Muszę często rozmawiać o Nim z mamą i młodszą siostrą, bo mają lepszą pamięć. 

Mojego tatę bardzo przypominam. Ludzie wspominają Go jako osobę niesamowicie otwartą, przyjazną. Prywatnie wszystkim bardzo się przejmował. To też po Nim odziedziczyłam. 

O chorobie taty dowiedziałaś się w wieku osiemnastu lat. Zmarł dwa lata później. Najbardziej  żałowałaś, że nie doczekał Twojego pierwszego spektaklu. To prawda, że do tej pory, przed każdą premierą teatralną, spozierasz gdzieś tam w niebo i kierujesz do Niego swoje myśli, by trzymał za Ciebie kciuki i był dumny?

To prawda. Jego śmierć była ciosem dla całej rodziny. Nie spodziewaliśmy się tego. W życiu nie myślałam, że tak to się skończy. Był ze mnie bardzo dumny, bardzo cieszył się, kiedy dowiedział się, że dostałam się do Filmówki. Cały czas o Nim myślę, wiem, że gdzieś jest i wspiera mnie w różnych sytuacjach. 

Kolejnym ciosem, jaki dostałaś od życia, była informacja, która pojawiła się pod koniec Twojej drugiej ciąży. Dowiedziałaś się o tym, że Twój synek jest chory. 

Nigdy nie myślałam, że spotka mnie coś takiego. Zawsze szerokim łukiem omijałam szpitale, ale życie napisało dla mnie inny scenariusz. Optymizm doprowadził mnie jednak do miejsca, w jakim jestem teraz, ale też do miejsca, w którym jest mój młodszy synek. On siłę odziedziczył po nas. 

Wawrzek wkrótce skończy 7 lat. Zna prawie wszystkie stolice świata, kocha warzywa. Optymizm odziedziczył po Tobie? Jakim jest dzieckiem?

Wawrzek jest fenomenalny. Oczywiście, nie chcę w żaden sposób umnmiejszać mojemu starszemu synowi, który jest również fantastycznym, zdolnym młodzieńcem. Wiadomo jednak, że przez pryzmat jego choroby, na Wawrzka patrzymy trochę inaczej. 

Wawrzek ma wspanmiałą energię. Każdy dzień wyciska, jak cytrynę. Każdego dnia musi się czegoś nauczyć, dowiedzieć. Ma niesamowitą wrażliwość. 

Pojawiasz się w wielu filmach i serialach, ale mam wrażenie, że rolą, z która najczęściej jesteś kojarzona do tej pory przez widzów, jest Klara, studentka Norberta, (w tej roli nieodżałowany Mariusz Sabiniewicz), w którą wcieliłaś się w serialu "M jak Miłość". Jak wspominasz zmarłego 26 kwietnia 2007 roku aktora? 

Rola Klary w "M jak Miłość" była dla mnie pierwszym, większym wyzwaniem aktorskim. Nie zapomnę pierwszego dnia na planie. Byłam zestresowana i spięta. Pani reżyser zasugerowała mi wtedy, że powinnam uprawiać jogę. (Śmiech.) 

Miałam świadomość tego, że z Mariuszem będziemy odgrywać scenę pocałunku. Był niesamowity. Oswajał mnie ze sobą. Był przemiły, ciepły, wspierający. Przed scenami pocałunku, wybrał się ze mną na sushi, co jeszcze wtedy nie było aż tak popularne. Chciał, żebyśmy poza planem trochę ze sobą poobcowali. 

Informacja o Jego śmierci była dla mnie ogromnym szokiem. Nie mogłam dojść do siebie. 

Cały czas powtarzam, że każdy dzień jest cenny i po prostu trzeba się nim cieszyć. 

Nie tak dawno, po 18 latach do serialu "M jak miłość" powrócił Robert Gonera, czyli Jacek Milecki. Czy wyobrażasz sobie powrót Klary do serialu? Nigdy nie dostałaś takiej propozycji?

Nie było takiej propozycji. Wątek został zamknięty. Najważniejszy był w nim ich związek. Myślę, że wprowadzanie po latach tej postaci, nie miałoby sensu. 

Na pewno oglądałaś "Emkę", kiedy w niej występowałaś a czy teraz zdarza Ci się śledzić, co po tylu latach zmieniło się w serialu i co słychać u tych bohaterów, którzy są z serialem od początku?

Nie mam telewizji. Wybieram, co oglądam, najczęściej korzystam ze streamingów. Najbardziej lubię filmy dokumentalne. 

Czasem zerkam. Dużo się w tym serialu pozmieniało. Doszło bardzo dużo nowych twarzy. Najbardziej kojarzoną aktorką z tym serialem jest nadal Teresa Lipowska, z którą swego czasu miałam ogromną przyjemność grać w Teatrze Syrena. 

Opowiedz na koniec o swoich najbliższych planach zawodowych. 

Wkrótce pojawię się w jednym z odcinków serialu "Na dobre i na złe". Zagram rodzinę jednej z pacjentek. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz